Выбрать главу

– Podejrzewacie, że ten, kto wysyłał te kartki, to sprawca tego, co się stało na Valö?

– Na razie nic nie podejrzewamy, ale trzeba się temu przyjrzeć. Jutro pojedziemy z Paulą do Göteborga porozmawiać z rodzicami adopcyjnymi Ebby. Gösta, jak wiesz, nie radzi sobie zbyt dobrze w kontaktach z ludźmi, a Paula błagała, żebym jej pozwolił trochę popracować. Zdaje się, że od siedzenia w domu chodzi po ścianach.

– Tylko uważaj, żeby się nie przemęczyła. Łatwo przecenić własne siły.

– Moja ty kwoczko. – Uśmiechnął się. – Przeżyłem już dwie ciąże, nie jestem w tej dziedzinie zupełnym ignorantem.

– Pozwól, że uściślę: t y nie przeżyłeś żadnej ciąży. Nie przypominam sobie, żebyś cierpiał z powodu bólów w miednicy, puchnięcia stóp, mrowienia w nogach i zgagi ani żebyś przeżył dwudziestodwugodzinny poród i cesarskie cięcie.

– Okej, rozumiem. – Patrik podniósł ręce. – Obiecuję, że będę miał na nią oko. Mellberg nigdy by mi nie darował, gdyby jej się coś stało. Możesz o nim mówić co chcesz, ale musisz przyznać, że za rodzinę byłby gotów pójść w ogień.

Na ekranie pojawiły się napisy. Erika zaczęła skakać po kanałach.

– A co właściwie Mårten ma tam do roboty? Dlaczego się uparł, żeby zostać?

– Nie wiem. Nie podobało mi się, że zostaje. Wygląd u jakby za chwilę miał się rozlecieć. Sprawia wrażenie opanowanego, wszystko przyjmuje z dziwnym spokojem, ale przypomina mi kaczkę, która spokojnie sunie po wodzie ale pod powierzchnią szaleńczo przebiera łapkami. Rozumiesz, o co mi chodzi? Czy plotę bzdury?

– Doskonale cię rozumiem.

Zmieniała kanały. W końcu wybrała „Najbardziej niebezpieczny zawód świata” na Discovery Channel. Z obojętną miną patrzyła, jak mężczyźni w sztormiakach, zmagając się z wichurą, zgarniają jeden za drugim ogromne metalowe więcierze z krabami. Wyglądały jak wielkie pająki.

– Nie weźmiecie Ebby?

– Nie. Bez niej będzie nam zręczniej rozmawiać. Paula przyjdzie o dziewiątej. Wsiadamy do volvo i jedziemy do Göteborga.

– Dobrze. Będę mogła pokazać Ebbie materiały o jej rodzinie.

– Nie widziałem ich. Masz coś, co mogłoby być dla nas ważne?

Erika musiała chwilę pomyśleć.

– Nie. O tym, co mogłoby mieć jakieś znaczenie, już ci powiedziałam. Wszystkie dotyczą odległej przeszłości. Myślę, że będą ciekawe tylko dla niej.

– Mimo to chętnie je zobaczę. Byle nie dziś. Teraz ma być tylko przyjemnie. – Przysunął się do Eriki, objął ją i położył głowę na jej ramieniu. – Boże, ależ ci faceci mają robotę. Wygląda na śmiertelnie niebezpieczną. Co za szczęście, że nie jestem rybakiem i nie łowię krabów.

– Zgadza się, kochanie. Codziennie dziękuję losowi, że nie jesteś rybakiem i nie łowisz krabów. – Zaśmiała się i pocałowała go w czubek głowy.

Od wypadku miał uczucie, jakby mu grało w stawach. Bolało i rwało, kiedy coś się miało wydarzyć. Teraz też tak się czuł. Jak w największy upał przed straszliwą burzą.

Ia doskonale się orientowała w jego nastrojach i zazwyczaj go beształa, kiedy się zamyślał albo wpadał w melancholijny nastrój. Ale nie dziś. Dziś starali się unikać. Poruszali się po domu tak, żeby się nie spotkać. Do pewnego stopnia nawet go to pobudzało. Najbardziej nie znosił nudy. W dzieciństwie nie potrafił usiedzieć spokojnie pięciu minut. Ojciec się śmiał, że ciągle szuka nowych wyzwań i sprawdza, jak daleko może się posunąć. Mama biadoliła nad wszystkimi złamaniami kości czy stłuczeniami, ale ojciec był z niego dumny.

Od tamtej Wielkanocy już się nie spotkali. Wyjechał za granicę, nie zdążył się nawet z nim pożegnać. Mijały lata, głównie używał życia. Ojciec mimo to okazał sil szczodry. Kiedy na koncie robiło się pusto, ciągle przelewał pieniądze. Nigdy nie robił mu wyrzutów ani nie próbował go ograniczać. Pozwalał na ten swobodny lot. W końcu przeleciał za blisko słońca. Zawsze przeczuwał, że tak się to skończy. Rodzice już nie żyli i nie zobaczyli, jak wypadek na krętej górskiej drodze odbiera mu nie tylko żądzę przygód, lecz także władzę nad własnym ciałem. Ojciec nie musiał go oglądać przykutego do wózka.

Przeszli z Ią długą drogę. Teraz zbliża się przełom. Wystarczy iskra, żeby wszystko spłonęło. Mowy nie ma, żeby ktoś inny wykrzesał tę iskrę. Zrobi to sam.

Nasłuchiwał. W domu panowała absolutna cisza. Widocznie Ia poszła się położyć. Wziął ze stołu telefon i położył go sobie na kolanach. Potem wyjechał na taras i zaczął dzwonić do wszystkich po kolei. Telefon za telefonem.

Kiedy skończył, położył ręce na udach i spojrzał z góry na Fjällbackę. Wyglądała jak wielka tawerna. W ciemności nocy jarzyła się mnóstwem świateł. Potem spojrzał na morze i Valö. W starym ośrodku kolonijnym było ciemno.

Cmentarz Lovö 1933

Od śmierci Carin Göring minęły dwa lata, a Hermann wciąż po nią nie wracał. Czekała wiernie. Dni przechodziły w tygodnie, miesiące i lata.

Nadal uważnie czytała gazety. Hermann został w Niemczech ministrem. W mundurze wyglądał bardzo elegancko. Potężny człowiek, podobno wiele dla tego Hitlera znaczy. Rozumiała, że dopóki jest w Niemczech i robi karierę, musi na niego czekać, ale gazety pisały, że znów przyjechał do Szwecji. Postanowiła mu pomóc. Skoro jest zajęty i nie może do niej przyjechać, ona pojedzie do niego. Jako żona wybitnego polityka będzie musiała się do niego dostosować i pewnie też przeprowadzi się do Niemiec. Zdała sobie sprawę, że córka nie będzie mogła jej towarzyszyć. Człowiek z taką pozycją jak Hermann nie może mieć nieślubnego dziecka. Trudno, Laura skończyła trzynaście lat, musi sobie radzić sama.

W gazetach nie pisali, gdzie Hermann mieszka w Szwecji. Nie wiedziała, gdzie go szukać. Pojechała pod dawny adres, na Odengatan. Otworzył jej jakiś mężczyzna Powiedział, że państwo Göring nie mieszkają tam od wielu lat. Stała przed bramą i zastanawiała się, co robić. I wtedy pomyślała o cmentarzu, na którym pochowano jego żonę. Może znajdzie go przy jej grobie? Czytała, że pochowano ją na Lovö, gdzieś pod Sztokholmem. Trochę popytała i znalazła autobus. Dowiózł ją prawie na miejsce.

Siedziała w kucki przed nagrobkiem i wpatrywała się w napis i wyrytą pod nim swastykę. Złote i żółte liście wirowały na zimnym październikowym wietrze, ale prawie tego nie zauważała. Myślała, że śmierć Carin ostudzi jej nienawiść, ale tu, drżąc w znoszonym płaszczyku, na myśl o latach, które upłynęły w cierpieniu i niedostatku, poczuła, jak wzbiera w niej dawna wściekłość.

Zerwała się, cofnęła kilka kroków i rzuciła w przód z całą siłą. Poczuła dotkliwy ból od barku aż po czubki palców. Nagrobek ani drgnął. Zaczęła niszczyć kwiaty zdobiące grób. Wyrywała je z korzeniami. Potem podważyła zieloną żelazną swastykę stojącą przy nagrobku. Udało jej się przewrócić ją na trawę. Odciągnęła ją najdalej jak mogła. Z satysfakcją patrzyła na swoje dzieło. Nagle poczuła, że ktoś ją łapie za ramię.

– Co się tutaj wyprawia? – Stał przed nią wysoki, potężny mężczyzna.

Dagmar uśmiechnęła się radośnie.

– Jestem przyszłą panią Göring. Wiem, że według Hennanna jego żona nie zasłużyła na ten piękny grób, więc zrobiłam to za niego. A teraz muszę już do niego jechać.

Wciąż się uśmiechała. Mężczyzna patrzył na nią ponuro. Mruknął coś pod nosem i pokręcił głową. trzymając jej ramię w żelaznym uścisku, powlókł ją w stronę kościoła.

Godzinę później, gdy zjawiła się policja, wciąż się uśmiechała.