Выбрать главу

– Prawdę mówiąc, nie wiem. Spała, kiedy wczoraj wróciłem do domu. Rano też, jak wychodziłem. Erikz mówiła, że była wykończona.

– Nic dziwnego. Dla niej to musi być koszmar.

– Tak. No, gazu! – Patrik nacisnął klakson. Kierowca samochodu jadącego przed nimi nie zorientował się dostatecznie szybko, że między samochodami powstała luka.

Paula pokręciła głową. Wolała się nie odzywać] Jeździła z nim na tyle często, żeby wiedzieć, że kiedy siada za kierownicą, w jego usposobieniu zachodzi dramatyczna zmiana.

Jechali przeszło godzinę dłużej niż zwykle. Kiedy w końcu wjechali w spokojną willową uliczkę na Parlilie, Patrik był bliski wybuchu. Wysiadł i zaczął się wachlować połami koszuli. Kleiła mu się do ciała.

– Kurczę, ale gorąco. Nie padniesz w tym upale?

Paula z wyższością spojrzała na jego spocone czoło.

– Ja cudzoziemka, ja się nie pocić – powiedziała, podnosząc ręce, żeby pokazać, że pod pachami ma sucho.

– Za to ja pocę się za nas dwoje. Powinienem był wziąć zapasową koszulę. Coś okropnego, iść do ludzi w tym stanie. Ja wyglądam jak spocona mysz, a ty jak wyrzucony na brzeg wieloryb. To się zdziwią, że tak wygląda policja z gminy Tanum – powiedział Patrik, naciskając dzwonek.

– Sam jesteś wieloryb. Ja jestem w ciąży. A ty co masz na swoje usprawiedliwienie? – dźgnęła go palcem w bok.

– Tusza dodaje mi powagi, ale zrzucę, jak tylko wrócę do ćwiczeń.

– Słyszałam, że twój fitness klub rozesłał ogłoszenie o zaginięciu jednego z członków.

W tym momencie otworzyły się drzwi. Patrik nie mógł się odszczeknąć.

– Dzień dobry, witam! Pewnie jesteście z policji? / Tanumshede? – powiedział sympatyczny mężczyzna po sześćdziesiątce.

Patrik potwierdził i przedstawił ich oboje. W drzwiach stanęła kobieta, również po sześćdziesiątce.

– Wejdźcie, proszę. Mam na imię Berit. Zapraszamy do inkubatora dla emerytów. Może być?

– Gdzie? – syknęła Paula do Patrika.

– Na werandę – szepnął.

Paula uśmiechnęła się z rozbawieniem.

Berit przyciągnęła do stolika duży wiklinowy fotel i skinęła na Paulę.

– Proszę usiąść tutaj. Tu będzie pani najwygodniej.

– Dziękuję! Potem będzie potrzebny dźwig, żeby mnie podnieść – powiedziała Paula, opierając się o grube poduszki.

– A nogi proszę oprzeć na tym stołku. W tym upale na pewno ciężko się znosi zaawansowaną ciążę.

– Rzeczywiście, robi się ciężko – przyznała Paula. Po podróży nogi miała jak piłki.

– Pamiętam to lato, kiedy Ebba spodziewała się Vincenta. Też było tak gorąco i… – Berit urwała, jej uśmiech zgasł.

Sture objął żonę i czule pogłaskał po ramieniu.

– Siadajmy. Napijemy się kawy i zjemy kawałek domowego ciasta. Przepis jest tajemnicą. Nawet ja nie wiem, jak Berit je robi. – Mówił lekkim tonem, żeby poprawić wszystkim nastrój, ale spojrzenie miał smutne, tak jak żona.

Patrik usiadł, zdając sobie sprawę, że wcześniej czy później będzie musiał poruszyć temat, który musi być bardzo bolesny dla rodziców Ebby.

– Proszę się częstować. – Berit podsunęła Patrikowi i Pauli talerz. – Wiecie już z mężem, kto się urodzi? Chłopiec czy dziewczynka?

Paula właśnie miała wbić zęby w ciasto. Zamarła w pół ruchu. Spojrzała matce Ebby prosto w oczy i odpowiedziała uprzejmie:

– Nie, razem z moją partnerką Johanną postanowiłyśmy tego nie sprawdzać. Mamy już synka, więc oczywiście byłoby miło, gdyby urodziła się dziewczynka. Ale najważniejsze, żeby urodziło się zdrowe. – Pogłaskała się po brzuchu, czekała na reakcję gospodarzy. Berit się rozpromieniła.

– Ależ on musi być dumny, że zostanie starszym bratem!

– Taka piękna mama na pewno urodzi zdrowe dziecko. Nieważne, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka – dodał Sture z uśmiechem.

Najwyraźniej nie przeszkadzało im, że dziecko będzie miało dwie mamy. Paula się uśmiechnęła.

– Proszę nam teraz powiedzieć, co się dzieje – poprosił Sture. – Dzwonimy do Ebby i Mårtena, ale na pytania odpowiadają lakonicznie. Nie chcą też, żebyśmy do nich przyjeżdżali.

– Chyba rzeczywiście lepiej, żebyście nie jechali – odparł Patrik. Pomyślał, że ostatnia rzecz, jakiej im trzeba, to więcej ludzi na Valö.

– Dlaczego? – Berit poruszyła się niespokojnie. – Ebba powiedziała tylko, że pod podłogą znaleźli krew. Czy to…

– To najbardziej prawdopodobne, ale jest na tyle stara, że nie da się stwierdzić ani czy to krew krewnych Ebby, ani ilu osób.

– Straszne – powiedziała Berit. – Nigdy za dużo o tym z Ebbą nie rozmawialiśmy. Zresztą wiedzieliśmy tylko to, co nam przekazała opieka społeczna i co wyczytaliśmy w gazetach. Dlatego byliśmy zdziwieni, kiedy postanowili z Mårtenem przejąć ten dom.

– Mnie się zdaje, że nie tyle chcieli pojechać na Valö, ile wyjechać stąd – zauważył Sture.

– Czy mogą nam państwo powiedzieć, co się stało z ich synkiem? – spytała ostrożnie Paula.

Berit i Sture spojrzeli po sobie. Sture powoli opowiedział, jak zginął mały Vincent. Patrik słuchał ze ściśniętym gardłem. Życie bywa okrutne i bezsensowne.

– Kiedy postanowili się wyprowadzić? – spytał, gdy Sture skończył.

– Mniej więcej po pół roku – odparła Berit. Sture przytaknął.

– Zgadza się. Sprzedali dom, a mieszkali tylko kawałeczek dalej. – Wskazał w nieokreślonym kierunku. – Mårten wycofał się ze zleceń na prace stolarskie. Ebba cały czas była na zwolnieniu. Pracowała w urzędzie skarbowym. Była ekonomistką, już tam nie wróciła. Trochę się martwimy, jak sobie poradzą finansowo, ale dzięki pieniądzom za dom mogą oczywiście wystartować.

– Będziemy im w miarę możliwości pomagać – powiedziała Berit. – Mamy jeszcze dwoje dzieci własnych, by tak rzec, chociaż Ebbę również traktujemy jak rodzoną córkę. Zawsze była ich ulubienicą i oni też chętnie pomogą, na tyle, na ile będą mogli, więc pewnie jakoś to się ułoży.

– To będzie piękne miejsce, kiedy już skończą. Mårten chyba jest bardzo dobrym stolarzem – zauważył Patrik,

– Doskonałym – potwierdził Sture. – Bardzo dużo pracował, kiedy tu mieszkali. Czasem aż za dużo, ale lepszy zięć zapracowany niż leniwy.

– Może jeszcze kawy? – Berit nie czekała na odpowiedź. Poszła po dzbanek.

Sture popatrzył za nią.

– Dużo ją to kosztuje, chociaż stara się tego nie okazywać. Ebba zjawiła się jak aniołek zesłany z nieba. Nasze dzieci miały już sześć i osiem lat, gdy zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie sprawić sobie jeszcze jednego. Wtedy Berit wpadła na pomysł, żebyśmy się zaopiekowali takim, które nikogo nie ma.

– Mieli państwo inne przybrane dzieci? – spytała Paula.

– Nie. Ebba była pierwszym i jedynym dzieckiem, które wzięliśmy na wychowanie. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy, że zostanie u nas. Postanowiliśmy ją adoptować. Berit nie spała po nocach, dopóki adopcja nie przeszła w sądzie. Okropnie się bała, że ktoś nam ją zabierze.

– Jaka była Ebba, kiedy była dzieckiem? – spytał Patrik. Coś mu mówiło, że Ebba, jaką zna, jest bladym cieniem dawnej siebie.

– Był z niej pędziwiatr, tyle powiem.

– Oj, tak! – Berit wróciła ze świeżą kawą. – Strasznie psotny dzieciak, ale taka była zawsze wesoła, że nie można było się na nią gniewać.

– Przez to było nam jeszcze ciężej – wtrącił Sture. – Strąciliśmy nie tylko wnuka, ale również Ebbę, bo razem z nim umarła część niej. To samo dotyczy Mårtena. Zawsze miał bardzo zmienne nastroje, okresowo nawet depresje, ale dopóki żył Vincent, było im dobrze razem. A teraz… sam nie wiem. Na początku nie byli w stanie przebywać w tym samym pomieszczeniu, a teraz tkwią we dwoje na wyspie. Nie możemy przestać się o nich martwić.