Выбрать главу

– Jakim zniknięciem? – spytała Ebba.

– No tak, wygląda na to, że to rodzinne. Ostatnia notatka na jej temat pochodzi z 1949 roku. Wpadła jak kamień w wodę.

– Babcia nie wiedziała, co się stało?

– Z tego co słyszałam, dużo wcześniej zerwała kontakt z matką. Była żoną Sigvarda i jej życie wyglądało zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy musiała mieszkać z nią.

– Są jakieś przypuszczenia? Co się z nią stało? – spytała Anna.

– Przyjmuje się, że się upiła i utopiła w morzu. Ale ciała nigdy nie znaleziono.

– Ratunku! – Ebba znów wzięła do ręki zdjęcie Dagmar. – Prababcia złodziejka i nierządnica. W końcu przepada bez wieści. Nie wiem, jak sobie z tym poradzę.

– Będzie jeszcze gorzej. – Erika rozejrzała się, mile połechtana zainteresowaniem, z jakim jej słuchały. – Matka Dagmar…

– No? Co? – ponaglała ją Anna.

– Ech, zjedzmy lunch. Potem wam opowiem – odparła Erika, chociaż wcale nie miała zamiaru zwlekać z ujawnieniem reszty.

– Przestań! – niemal krzyknęły Anna i Ebba.

– Mówi wam coś nazwisko Helga Svensson?

Ebba zastanawiała się chwilę. Powoli pokręciła głową. Anna w milczeniu marszczyła czoło. Spojrzała na Erikę i w jej oczach pojawił się błysk.

– Fabrykantka aniołków – powiedziała.

– Co takiego? – spytała Ebba.

– Fjällbacka jest znana nie tylko z Wąwozu Królewskiego i z tego, że spędzała tu wakacje Ingrid Bergman – wyjaśniła Anna. – Nasza miejscowość miała też wątpliwy zaszczyt być miejscem zamieszkania fabrykantki aniołków Helgi Svensson. Ścięto ją bodajże w 1908 roku.

– W 1909 – poprawiła ją Erika.

– Ścięto za co? – dopytywała się Ebba. Była oszołomiona.

– Za to, że mordowała dzieci, które jej oddano pod opiekę. Topiła je w balii. Odkryli to, gdy jedna z matek rozmyśliła i wróciła po dziecko. Kiedy się okazało, że jej synka nie ma, chociaż Helga przez cały rok pisała o nim w listach, kobieta nabrała podejrzeń i poszła na policję. Uwierzyli jej. Pewnego ranka policjanci weszli do domu Helgi. Zastali ją, jej męża, córkę i dzieci, którymi się opiekowała. Na szczęście żywe. A kiedy rozkopali podłogę w piwnicy, znaleźli osiem ciał.

– Co za paskudna historia. – Ebba skrzywiła się, jakby dostała mdłości. – Ale nie rozumiem, co to ma wspólnego z moją rodziną. – Wskazała na leżące na stole papiery.

– Helga Svensson była matką Dagmar – powiedział! Erika. – Fabrykantka aniołków Helga Svensson była matką Dagmar, babką twojej babki.

– Żartujesz sobie ze mnie? – Ebba spojrzała na nią z niedowierzaniem.

– Nie, to prawda. Pomyślałam, że to szczególni zrządzenie losu, że robisz srebrne zawieszki w kształcie aniołków.

– Teraz myślę, że może lepiej było się w to nie zagłębiać – powiedziała Ebba. Nie do końca szczerze.

– Przecież to taka ciekawa historia… – zaczęła Anna. Urwała, zrobiło jej się głupio. – Przepraszani, nie chciałam…

– Ja też uważam, że ciekawa – odparła Ebba. – I ja też dostrzegam ironię w tym, że robię właśnie takie zawieszki. Jaki ten świat dziwny.

W jej oczach Erika dostrzegła cień. Pewnie myśli o synku, pomyślała.

– Ośmioro dzieci – powiedziała powoli. – Ośmioro małych dzieci zakopanych w piwnicy.

– Jak można zrobić coś takiego? – powiedziała Anna.

– Co się stało z Dagmar, gdy ścięli jej matkę? – Ebba skrzyżowała ręce na piersi. Wydawała się jeszcze bardziej krucha niż zwykle.

– Mąż Helgi, ojciec Dagmar, również został ścięty. Uznano go za współwinnego, bo zakopywał zwłoki, chociaż to Helga topiła dzieci. Dagmar jako sierota kilka lat spędziła w gospodarstwie pewnego rolnika niedaleko Fjällbacki. Wyobrażam sobie, że jako córce morderczyni musiało jej być ciężko. Ludzie nie byli skłonni wybaczyć taki grzech.

Ebba pokiwała głową. Wyglądała na kompletnie wyczerpaną. Erika uznała, że wystarczy. Pora na lunch. Poza tym chciała rzucić okiem na komórkę. Może Gösta się odezwał. Czekała na wiadomość o Ollem. Niechby im się wreszcie poszczęściło.

Słychać było tylko uporczywe bzyczenie muchy. Tłukła się beznadziejnie o szybę. Musi się dziwić. Przeszkody niby nie widać, a jednak nie da się jej pokonać. Mårten doskonale to rozumiał. Obserwował ją dłuższą chwilę. Potem powoli wyciągnął rękę i złapał ją w dwa palce. Ścisnął, patrzył jak urzeczony. Potem wytarł rękę o parapet.

W pokoju zapanowała absolutna cisza. Usiadł na krześle Ebby. Leżały przed nim narzędzia do robienia srebrnych aniołków. Na stoliku był jeden, prawie gotowy. Czyje cierpienie złagodzi? Ale kupowano je nie tylko na pamiątkę po kimś, kto odszedł. Również dlatego, że po prostu były ładne. Mårten czuł, że akurat ten ma trafić do kogoś pogrążonego w żałobie. Od śmierci Vincenta wyczuwał cudzą żałobę. Nawet na odległość. Wziął do ręki niegotowego aniołka. Wiedząc, że jest przeznaczony dla kogoś, kto jest tak samo beznadziejnie samotny jak oni.

Ścisnął go w dłoni. Ebba nie rozumiała, że razem mogliby przynajmniej częściowo wypełnić tę samotność. Wystarczyłoby, żeby mu pozwoliła znów się do siebie zbliżyć. I żeby się przyznała. Długo zaślepiało go własne poczucie winy, ale teraz coraz wyraźniej widział, że to się stało przez nią. Gdyby się przyznała, chociaż raz, mógłby jej wybaczyć i dać jej jeszcze jedną szansę. Ale ona nic nie mówiła, tylko patrzyła na niego, jakby go oskarżała, jakby szukała w jego oczach winy.

Odsunęła się od niego. Zupełnie nie potrafił tego zrozumieć. Po tym, co się stało, powinna mu pozwolić się sobą zaopiekować, powinna się na nim oprzeć. Kiedyś to ona decydowała o wszystkim: gdzie będą mieszkać, dokąd pojadą na urlop, kiedy postarają się o dziecko. Również wtedy, tamtego ranka, ona zdecydowała. Ludzie zawsze się nabierali na jej kruchość i błękitne oczy. Myśleli, że jest nieśmiała i na wszystko się zgadza. A nie jest taka. Tamtego ranka też ona zdecydowała, ale teraz jego kolej.

Wstał, rzucił aniołka. Spadł na biurko, poplamiony czymś czerwonym i lepkim. Zdziwił się, spojrzał na swoją dłoń. Zobaczył mnóstwo drobnych skaleczeń. Powoli wytarł rękę o nogawkę. Ebba musi wrócić do domu. Musi jej wytłumaczyć.

Liv energicznie czyściła ogrodowe krzesła. Musiała to robić codziennie, jeśli miały pozostać czyste i błyszczące. W gorącym blasku słońca na jej plecach perlił się pot. Godziny spędzone przy szopie zaowocowały piękną złotawą opalenizną, ale oczy miała podkrążone.

– Uważam, że nie powinieneś tam iść – powiedziała. – Po co masz chodzić na jakieś spotkania po latach! Przecież wiesz, że partia jest w delikatnej sytuacji. Powinniśmy uważać, nie wychylać się, dopóki…

– Wiem, ale człowiek nie nad wszystkim panuje – odparł Holm, zsuwając na czoło okulary do czytania.

Miał przed sobą stertę gazet. Codziennie czytał dzienniki ogólnokrajowe i kilka starannie dobranych gazet lokalnych. Nigdy nie udawało mu się tego wszystkiego przeczytać bez uczucia niesmaku. Co za głupota się z tych gazet wylewała. Wszyscy ci liberalni dziennikarze, komentatorzy i eksperci myślą, że rozumieją, jak działa świat, a w gruncie rzeczy skazują na zgubę naród szwedzki. Jego obowiązkiem jest otworzyć ludziom oczy. Cena jest wysoka, ale nie da się prowadzić wojny bez ponoszenia strat. A to jest wojna.

– Ten Żyd też tam będzie? – Liv uznała, że krzesła już są czyste, i zabrała się do czyszczenia stołu.

John skinął głową.

– Chyba tak.

– A jeśli ktoś cię z nim zobaczy i zrobi zdjęcie? Jeśli się ukaże w jakiejś gazecie? Co sobie pomyślą twoi zwolennicy? Nietrudno sobie wyobrazić. Mogliby zacząć się zastanawiać, czy się nadajesz na szefa partii. Może nawet próbowaliby cię zmusić do ustąpienia. Nie możesz do tego dopuścić właśnie teraz, gdy jesteśmy tak blisko.