Выбрать главу

– Właśnie, Ove Linder. Zdaje się, że teraz mieszka w Hamburgsund, tak? Pogadamy z nim jutro rano. Może powiedzieć coś ważnego o tym, co się działo w szkole. Moglibyśmy do niego pojechać we dwóch. – Sięgnął po zawsze leżące na stole papier i długopis i zaczął układać plan.

– No więc… – powiedział Gösta, gładząc się po podbródku.

Patrik pisał dalej.

– Jutro musimy się spotkać z całą piątką. Podzielimy się. Paulo, może spróbujesz pociągnąć za nitkę z pieniędzmi wpłacanymi na konto Ebby?

Paula się rozpromieniła.

– Oczywiście, już się skontaktowałam z bankiem.

– Wiesz, Patriku… – znów zaczął Gösta, ale Patrik nie słuchał. Wydawał kolejne polecenia. – Patrik!

Wszyscy spojrzeli na Göstę. To do niego niepodobne tak podnosić głos.

– Słucham, o co chodzi? Co chcesz mi powiedzieć? – Patrik spojrzał na niego i nagle zrozumiał, że nie spodoba mu się to, co Gösta chce powiedzieć.

– Widzisz, ten nauczyciel, Ove Linder…

– No co?

– Ktoś już z nim rozmawiał.

– Ktoś? – Patrik czekał na dalszy ciąg.

– Pomyślałem, że byłoby dobrze, gdyby nam pomagało więcej osób. Nie da się zaprzeczyć, że ona naprawdę potrafi wyszukiwać informacje, a nasze możliwości nie są nieograniczone. Więc pomyślałem, że nie zaszkodzi, jeśli nam pomoże. Sam przed chwilą powiedziałeś, że pewne rzeczy powinniśmy zrobić wcześniej. No i zrobiliśmy. Więc właściwie dobrze się stało. – Gösta musiał odetchnąć.

Patrik mu się przyglądał. Czy on ma nie po kolei w głowie? Zrobił coś za plecami kolegów i teraz usiłuje to odkręcić, udawać, że zrobił dobrze? Nagle w jego głowie zrodziło się podejrzenie. Oby nie okazało się słuszne.

– Ona… to moja ukochana małżonka? Erika była u tego nauczyciela?

– E… tak – odparł Gösta ze wzrokiem wbitym w kolana.

– No wiesz co, Gösta… – Paula powiedziała to tak jakby mówiła do dziecka, które ukradło ciastko.

– Może powinienem wiedzieć o czymś jeszcze? – spytał Patrik. – Lepiej, żebyś mi wszystko powiedział. Co narobiliście?

Gösta westchnął głęboko i powtórzył, co mu powiedziała Erika o swojej wizycie u Johna Holma, o tym, czego się dowiedziała o jego przeszłości od Kjella i o kartce znalezionej w jego domu. Chwilę się wahał, ale w końcu opowiedział również o włamaniu.

Patrik zmartwiał.

– Coś ty powiedział?

Gösta patrzył w podłogę.

– Nie, dosyć tego. – Patrik zerwał się, wybiegł z komisariatu i wsiadł do samochodu. Aż się gotował. Przekręcił kluczyk w stacyjce i zmusił się do wzięcia kilku głębokich oddechów. A potem wcisnął gaz do dechy.

Ebba nie mogła się oderwać od zdjęć. Poprosiła, żeby ją zostawiły samą. Wzięła wszystkie papiery i poszła do gabinetu Eriki. Spojrzała na zawalone biurko i usiadła na podłodze. Rozłożyła przed sobą zdjęcia jak wachlarz. To jej najbliższa rodzina, od nich pochodzi. W rodzinie adopcyjnej była szczęśliwa, ale czasami im zazdrościła, że mają dalszych krewnych, z którymi czują się związani. Ona miała tylko zagadkę. Przypomniała sobie, jak stawała przed wielką komodą w salonie, na której stały oprawione zdjęcia babć i dziadków z obu stron, ciotek i kuzynów, ludzi, dzięki którym się czuje, że jest się ogniwem długiego łańcucha. Teraz patrzyła na zdjęcia swoich krewnych. Wspaniałe i zarazem bardzo dziwne doświadczenie.

Wzięła do ręki zdjęcie fabrykantki aniołków. Piękna nazwa czegoś odrażającego. Podniosła je do oczu, usiłowała dostrzec, czy w spojrzeniu Helgi widać zło. Nie wiedziala, czy zdjęcie zrobiono wcześniej, czy wtedy, kiedy mordowała dzieci. Ale uwiecznione na nim dziecko – na pewno Dagmar – było tak małe, że musiał to być rok 1902. Dagmar w jasnej sukieneczce z falbankami, nieświadoma, jaki los ją czeka. Co się z nią stało? Utopiła się w morzu, jak przypuszczają? Może jej zniknięcie było naturalnym końcem jej życia? Może została skazana na zgubę już wtedy, gdy ujawniono zbrodnie jej rodziców? Czy Helga żałowała tego, co zrobiła? Czy zdawała sobie sprawę, co to będzie znaczyło dla jej córki, jeśli zostanie zdemaskowana? Czy też była przekonana, że nikt się nie upomni o małe, niechciane dzieci? Zadawała sobie mnóstwo pytań. Musiały pozostać bez odpowiedzi. A jednak odczuwała bardzo silną więź z tymi kobietami.

Przyjrzała się zdjęciu Dagmar. Na jej twarzy wyraźnie było widać ślady ciężkiego życia, ale też to, że kiedyś musiała być piękna. Co się działo z babcią Laurą, gdy jej matkę zamykali w areszcie albo w szpitalu? O ile wiedziała, nie miała żadnych innych krewnych. Może opiekowali się nią jacyś zaprzyjaźnieni ludzie? Może trafiła do sierocińca albo jakiejś rodziny?

Przypomniała sobie, że kiedy się spodziewała Vincenta, częściej niż wcześniej rozmyślała o swoim pochodzeniu Przecież to również jego historia. Ale kiedy się urodził przestała o tym myśleć. Po pierwsze nie miała czasu, po drugie swoim zapachem, meszkiem na karku i dołeczkami w nadgarstkach wypełnił całe jej życie. Wszystko inne wydawało jej się kompletnie nieważne. Nawet ona sama. Oboje z Mårtenem zostali pomniejszeni, a raczej wywyższeni do roli statystów w filmie o Vincencie. Pokochała swoją nową rolę. Pustka po jego śmierci była tym bardziej dojmująca. Została matką bez dziecka, nic nieznaczącą statystką w filmie bez głównego bohatera. Dzięki tym zdjęciom znów mogła znaleźć swoje miejsce,

Słyszała, jak Erika krząta się po kuchni, słyszała wołania i śmiechy dzieci. Ona tymczasem siedzi wśród swoich krewnych. Wszyscy już nie żyją, a mimo to znajduje wielką pociechę w świadomości, że kiedyś żyli.

Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękami. Zaczęła się zastanawiać, jak się czuje Mårten. Odkąd tu przyjechała, prawie o nim nie myślała. Gdyby miała być szczera, musiałaby przyznać, że od śmierci Vincenta w ogóle się nim nie przejmowała. Jak miałaby się przejmować nim, skoro przepełnia ją własna żałoba? Teraz, kiedy zobaczyła, gdzie jest jej miejsce, po raz pierwszy od dawna pomyślała, że Mårten jest częścią niej. Vincent połączył ich na zawsze. Z kim innym mogłaby dzielić wspomnienia? Był przy niej, głaskał jej rosnący brzuch, podczas USG patrzył w monitor na bijące serduszko. Ocierał jej pot z czoła, masował krzyż i dawał pić podczas porodu, długiej, potwornej doby, gdy walczyła o to, żeby Vincent przyszedł na świat. Mały się opierał, ale gdy się pokazał i wyzezował na nich, Mårten mocno chwycił ją za rękę. Nie ukrywał łez, wytarł je w rękaw. Potem razem przeżywali wypełnione krzykiem dziecka noce, widzieli pierwszy uśmiech i pierwsze ząbki. Kibicowali synkowi, gdy chwiejąc się na boki, zaczynał raczkować. Mårten filmował jego pierwsze kroki. Pierwsze słowa, pierwsze zdanie i pierwszy dzień w przedszkolu. Śmiech i płacz, dni dobre i złe. Tylko Mårten potrafi zrozumieć, jeśli ona zechce o tym opowiedzieć. Nikt inny.

Siedziała na podłodze i czuła, że robi jej się ciepło na sercu. To coś twardego i zimnego zaczęło topnieć. Zostanie tu jeszcze jedną noc, a potem wróci do domu. Do Mårtena. Pora skończyć z poczuciem winy i znów zacząć żyć.

Anna wypłynęła z portu i wystawiła twarz do słońca. Pod nieobecność męża i dzieci nieoczekiwanie poczuła się wolna. Pożyczyła od Eriki i Patrika łódkę, bo w jej własnej zabrakło paliwa. Cieszyła się, że płynie tak dobrze sobie znaną, starą łajbą. Góra wznosząca się nad portem złociła się w zachodzącym słońcu. Z Cafe Bryggan dochodziły śmiechy, muzyka grała do tańca. Na razie nikt się nie odważył ruszyć w tany, ale jeszcze parę piw i na parkiecie będzie pełno.

Rzuciła okiem na torbę z próbkami materiałów leżącą na dnie motorówki. Upewniła się, że jest dobrze zamknięta.