Выбрать главу

– Usiądź, porozmawiajmy o tym. Ebba jest na górze, w moim gabinecie.

Widziała, że Patrik stara się odzyskać panowanie nad sobą. Kilka razy głęboko odetchnął. Wypuszczał powietrze nosem. Chyba się udało. Nadal był blady, ale kiwnął głową i usiadł przy stole.

– Mam nadzieję, że usłyszę przekonujące wyjaśnienie, także tego, że knuliście z Göstą za moimi plecami.

Erika usiadła naprzeciwko męża. Wpatrywała się w stół i zastanawiała się, jak powiedzieć szczerą prawdę, a jednocześnie przedstawić siebie w możliwie najlepszym świetle. Nabrała powietrza i zaczęła opowiadać o tym, jak skontaktowała się z Göstą. Przecież sam jej powiedział, że Gösta jest zainteresowany sprawą zaginięcia Elvanderów również z powodów osobistych. Przyznała, że nie powiedziała mu, bo wiedziała, że mu się to nie spodoba. Namówiła Göstę, żeby przez jakiś czas sobie pomagali. Patrik miał niewesołą minę, ale słuchał jej. Zbladł, gdy przeszła do wizyty u Johna Holma i tego, jak odkryła, że ktoś próbował się zalogować do jej komputera.

– Ciesz się, że ci nie sprzątnęli komputera. Domyślam się, że już za późno na zabezpieczenie odcisków palców.

– Rzeczywiście, teraz to bez sensu. Ja go używałam, dzieci dotykają wszystkiego upaćkanymi rączkami…

Patrik z rezygnacją kręcił głową.

– Poza tym nie mam pewności, że to sprawka Holta – powiedziała. – Założyłam, że tak, bo stało się to wkrótce po tym, jak przypadkiem wzięłam tę kartkę.

– Przypadkiem! – Patrik parsknął.

– Ale już ją przekazałam Kjellowi. Bez obaw.

– Przecież oni nie wiedzą, że ją oddałaś. – Spojrzał na nią jak na idiotkę.

– Nie, oczywiście, ale już nic poza tym się nie stało.

– Czy Kjellowi udało się ustalić coś więcej? Powinnaś była mi o tym powiedzieć, to może mieć jakiś związek ze sprawą.

– Nie wiem. Sam go zapytaj.

– Dobrze, ale wolałbym wiedzieć o tym wcześniej. W każdym razie Gösta powiedział mi, czego się dowiedzieliście.

– Właśnie, a jutro mamy się spotkać z Ollem. Chcemy go zapytać o rzeczy Elvanderów.

– Z tym złomiarzem?

– Gösta ci nie mówił? Doszliśmy do tego, co się stało z dobytkiem Elvanderów. Okazało się, że złomiarz Olle był w internacie kimś w rodzaju złotej rączki. Kiedy Gösta do niego zadzwonił, żeby zapytać o rzeczy Elvanderów, powiedział: „Strasznie dużo czasu potrzebowaliście, żeby się do mnie zgłosić”! – Zaśmiała się głośno.

– Trzymał to wszystko tyle lat?

– Tak. Jutro o dziesiątej jadę do niego z Göstą. Zobaczymy, co zostało.

– Nie jedziesz – powiedział Patrik. – Ja z nim pojadę.

– Ale ja… – zaczęła i zrozumiała, że pora się poddać. – Okej.

– Od dzisiaj trzymasz się z dala od tej sprawy – powiedział stanowczo, ale widać było, że już mu przeszło.

Erika przyjęła to z prawdziwą ulgą.

Na schodach rozległy się kroki Ebby. Erika wstała, łeby dokończyć zmywanie.

– Zgoda? – spytała.

– Zgoda – odparł Patrik.

Siedział w ciemnościach i patrzył na nią. To jej wina.

Wykorzystała jego słabość i sprowokowała go do złamania przysięgi, którą złożył Ebbie. Bo przecież kiedyś przysięgał, że będzie ją kochał w radości i w smutku, do śmierci. Nie zmieniło tego nawet to, że zrozumiał że to ona jest winna tego, co się stało. Kochał ją i chciał jej przebaczyć. Kiedyś stał przed nią odświętnie ubrany i przysięgał, że będzie jej wierny. Była taka piękna, gdy w prostej białej sukience patrzyła mu w oczy i brała sobie jego słowa do serca. Anna to wszystko zniszczyła.

Mruknęła przez sen i wbiła głowę w poduszkę Ebby. W tym momencie gotów był jej tę poduszkę wyrwać. Nie powinna jej brukać swoim zapachem. Ebba zawsze używała tego samego szamponu i poszewka pachniała tak jak jej włosy. Siedział na brzegu łóżka. Zacisnął pięść. Powinna tu leżeć Ebba. Światło księżyca padałoby na piękną twarz, tworzyłoby cienie wokół nosa i pod oczami. To jej nagie piersi powinny się wznosić i opadać pod kołdrą, w rytm jej oddechu. Piersi Ebby, drobne jak pąki kwiatów, były zupełnie inne niż piersi Anny. Od piersi Anny biegły blizny, wiły się aż do brzucha. Wcześniej czuł pod palcami, że są szorstkie. Teraz na ich widok poczuł obrzydzenie. Ostrożnie chwycił kołdrę i podciągnął ją, przykrył Annę. Ohydne ciało, które przyciskało się do niego, zacierając wspomnienie ciała Ebby. Zemdliło go na samą myśl o tym. Musi to unieważnić, zatrzeć, żeby Ebba mogła wrócić. Na chwilę znieruchomiał, wziął swoją poduszkę i powoli opuścił ją na twarz Anny.

Fjällbacka 1951

Nastąpiło to niespodziewanie. To nie było tak, że nie lubiła dzieci, ale mijały lata i nic się nie działo. W końcu ze spokojem stwierdziła, że widocznie nie będzie ich miała. Sigvard miał już dorosłych synów i nie wyglądało na to, żeby go martwiła jej bezpłodność.

I oto rok temu nagle poczuła się okropnie, niewytłumaczalnie zmęczona. Sigvard, bojąc się najgorszego, wysłał ją do lekarza na dokładne badania. Już myślała, że może to rak albo inna śmiertelna choroba. Tymczasem okazało się, że w wieku trzydziestu lat, po dwunastu latach małżeństwa, zaszła w ciążę. Lekarz nie potrafił tego wyjaśnić, a ona potrzebowała wielu tygodni, żeby przetrawić tę nowinę. W jej życiu działo się niewiele i bardzo jej to odpowiadało. Najchętniej siedziałaby w domu, którego była panią. Starannie go urządziła, wszystko przemyślała. Teraz ktoś zakłóci ten idealny porządek.

Ciąży towarzyszyły dziwne dolegliwości. Jej ciało się zmieniało i były to zmiany niepożądane. Sama świadomość, że nosi w sobie coś, nad czym nie panuje, wprawiała ją niemal w panikę. Poród był przerażającym doświadczeniem. Postanowiła, że już nigdy nie narazi się na coś podobnego. Nie zamierzała przeżywać straszliwego bólu i bezsilności. Do tego w samym porodzie było coś zwierzęcego. Sigvard musiał się na dobre wynieść do pokoju gościnnego, ale chyba nie miał nic przeciwko temu. Wydawał się całkiem zadowolony z życia.

Pierwszy okres po narodzinach Inez był dla niej szokiem. Potem znalazła Nannę, błogosławioną, cudowną Nannę, która zdjęła z jej barków odpowiedzialność za dziecko. Dzięki temu mogła wrócić do dawnego życia. Nanna wprowadziła się do nich. Jej pokój sąsiadował z pokojem Inez, żeby w nocy lub w razie potrzeby mogła szybko do niej pójść. Zajęła się wszystkim. Ona mogła swobodnie dysponować swoim czasem. Tylko od czasu do czasu na chwilę zaglądała do pokoju córki, żeby się nią nacieszyć. Inez wkrótce miała skończyć pół roku i była prześliczna, jeśli akurat nie płakała z głodu albo z powodu mokrej pieluszki. Ale to były sprawy Nanny. Laura była zadowolona, że tak dobrze się wszystko ułożyło, mimo nieoczekiwanego zwrotu, jaki nastąpił w jej życiu. Nie lubiła zmian, więc im mniej miejsca dziewczynka zajmowała w jej życiu, tym łatwiej jej było się do niej przywiązać.

Poprawiła stojące na komodzie oprawione fotografie. Na jednej ona i Sigvard, na pozostałych obaj synowie Sigvarda z rodzinami. Do tej pory nie udało im się oprawić zdjęcia Inez. Zdjęcia swojej matki nigdy by tu nie postawiła Lepiej, żeby nikt nie pamiętał, kim były jej matka i babka. Matka chyba zniknęła na dobre. Ostatni raz dała znak życia dwa lata temu, nie widziano jej też w okolicy. Laura wciąż miała w pamięci ostatnie spotkanie. Rok wcześniej wypisano ją ze szpitala, ale nie ośmieliła się do niej przyjść. Ludzie mówili, że pije i krąży po miasteczku, tak jak wtedy, kiedy Laura była dzieckiem. Kiedy w końcu stanęła na schodach ich domu, bezzębna, brudna, w łachmanach, szalona jak zawsze, Laura nie potrafiła pojąć, jak mogli ją wypuścić. W szpitalu przynajmniej dostawała leki i nie mogła pić. Wolałaby, żeby sobie poszła, ale wpuściła ją szybko, żeby sąsiedzi nie zdążyli jej zobaczyć.