Выбрать главу

– Proszę, jaka elegancka – powiedziała matka. – Jak wysoko zaszła.

Laura trzymała ręce za plecami, zacisnęła pięści. To, co tak od siebie odpędzała i co nawiedzało ją tylko w snach, wreszcie ją dogoniło.

– Czego chcesz?

– Potrzebuję pomocy – powiedziała matka płaczliwie. Dziwnie się poruszała, sztywno. Jej twarz wykrzywiały nerwowe skurcze.

– Potrzebujesz pieniędzy? – Laura sięgnęła po torebkę.

– Nie dla siebie – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od torebki. – Chcę jechać do Niemiec.

Laura spojrzała na nią ze zdumieniem.

– Do Niemiec? A co ty tam masz do roboty?

– Nie dane mi było się pożegnać z twoim ojcem. Nie mogłam pożegnać mojego Hermanna.

Zaczęła płakać. Laura rozejrzała się nerwowo. Nie chciała, żeby Sigvard coś usłyszał. Wyszedłby do przedpokoju dowiedzieć się, co się dzieje. Nie powinien zobaczyć jej matki.

– Cicho! Dostaniesz pieniądze, tylko, na miłość boską, uspokój się! – Podała jej plik banknotów. – Masz! Powinno wystarczyć na bilet do Niemiec.

– O, dziękuję! – Matka chwyciła pieniądze i ręce córki. Obsypała je pocałunkami. Laura z obrzydzeniem wyrwała ręce i wytarła je w spódnicę.

– Idź już – powiedziała. Chciała jak najszybciej pozbyć się matki z domu i z życia. Chciała, żeby jej życie znów było idealne. Matka wzięła pieniądze i poszła, a ona z ulgą opadła na krzesło.

Od tamtej pory minęło kilka lat. Matka pewnie już nie żyła. Nie sądziła, żeby za pieniądze, które jej dała, dojechała daleko. Zwłaszcza w powojennym chaosie. Jeśli w dodatku mówiła wszystkim, że musi się pożegnać z Hermannem Göringiem, na pewno uznali ją za wariatkę, którą w istocie była, i zatrzymali gdzieś po drodze, Znajomość z Göringiem nie była czymś, o czym należało głośno mówić. Jego zbrodni nie umniejszyło to, że rok po wojnie odebrał sobie w więzieniu życie. Na myśl o tym, że nadal twierdziła, że był jej ojcem, przeszył ją dreszcz. Teraz nie było się czym chwalić. Zachowała mgliste wspomnienie wizyty w mieszkaniu jego żony w Sztokholmie. Pamiętała za to dobrze, jak się wstydziła i jak na nią patrzyła Carin Göring. Było w jej spojrzeniu współczucie i dużo ciepła. Tylko ze względu na nią nie wezwała policji, chociaż na pewno porządnie się wystraszyła.

Było, minęło. Matki nie ma, już nikt nie mówi o jej urojeniach. Nanna dba, żeby mogła żyć tak, jak lubi. Porządek został przywrócony, wszystko jest idealne. Dokładnie takie, jak być powinno.

Gösta spojrzał uważnie na Patrika. Bębnił palcami w kierownicę i zawzięcie wpatrywał się w samochody jadące przed nimi. Musiał się trzymać blisko pobocza, bo wąskie drogi nie były przystosowane do dużego mchu w obu kierunkach. A latem ruch był naprawdę duży.

– Mam nadzieję, że nie byłeś dla niej zbyt surowy, co?

Gösta odwrócił głowę. Wyglądał przez boczne okno.

– Zachowaliście się idiotycznie, nadal tak uważam – odparł Patrik, ale był dużo spokojniejszy niż wczoraj.

Gösta milczał. Nie chciało mu się kłócić. Prawie całą noc jeszcze raz przeglądał materiały z dochodzenia, ale nie chciał o tym mówić Patrikowi. Pewnie nie byłby zadowolony, gdyby wystąpił z jakąś propozycją. Zasłonił usta ręką, żeby ukryć, że ziewa. Był rozczarowany, że jego nocna na nasiadówka nie przyniosła żadnych efektów. Nie znalazł nic, co by go zainteresowało. Nic nowego. Czuł się tak, jakby z niego drwiono. A jednocześnie nie mógł się pozbyć wrażenia, że odpowiedź ma przed nosem, że ukrywa się w którejś ze stert papierów. Wcześniej był zły, że nie może jej znaleźć. Do wyjaśnienia tej sprawy pchała go ciekawość i zawodowa ambicja. Teraz pchała go do tego obawa o Ebbę. Ebba nie była bezpieczna, jej życie zależało od tego, czy złapią sprawcę.

– Skręć w lewo. – Wskazał na boczną drogę kawałek dalej.

– Wiem, gdzie to jest – odparł Patrik i skręcił w sposób świadczący o tym, że gardzi śmiercią.

– Widzę, że nadal nie masz prawa jazdy – mruknął Gösta. Trzymał się uchwytu nad drzwiami.

– Jestem bardzo dobrym kierowcą.

Gösta prychnął. Dojeżdżali do domu Ollego.

– Jego dzieci nie będą szczęśliwe, kiedy pewnego dnia będą musiały tu zrobić porządek – zauważył.

Posesja przypominała raczej złomowisko niż miejsce zamieszkania. Ludzie z okolicy wiedzieli, że jeśli chcą się czegoś pozbyć, powinni dzwonić do Ollego. Chętnie brał wszystko. Pomiędzy kilkoma budynkami i magazynami stały auta, lodówki, przyczepy, pralki i najróżniejsze inne rzeczy. Nawet suszarka z salonu fryzjerskiego. Gösta dostrzegł ją, kiedy Patrik parkował między zamrażarką a starym volvo amazon.

Wyszedł im naprzeciw mały zasuszony człowieczek w roboczym kombinezonie.

– Szkoda, że nie przyjechaliście wcześniej. Straciliście już pół dnia.

Gösta spojrzał na zegarek. Pięć po dziesiątej.

– Cześć, Olle. Masz coś dla nas, prawda?

– Cholernie dużo czasu wam to zabrało. Nie rozumiem, czym policja się zajmuje. Nikt nie pytał o te rzeczy, więc ich nie ruszałem. Tam leżą, obok rzeczy szalonego hrabiego.

Weszli za nim do ciemnej szopy.

– Szalonego hrabiego? – spytał Patrik.

– Nie wiem, czy był hrabią, ale miał jakieś szlacheckie nazwisko.

– Masz na myśli von Schlesingera?

– Właśnie. Cała okolica wiedziała, że sympatyzował z Hitlerem, a jego syn nawet się zaciągnął, żeby walczyć po stronie Niemców. Chłopaczyna ledwo zdążył dojechać na front, jak dostał kulkę w głowę. – Olle zaczął grzebać w rupieciach. – Trudno powiedzieć, czy jego stary zwariował już wcześniej, czy dopiero po jego śmierci. W każdym razie był przekonany, że alianci go napadną na tej jego wyspie. Nie uwierzylibyście, co sobie wyobrażał i jak się zachowywał. W końcu dostał udaru i umarł.

Olle przystanął, podrapał się w głowę i zerkał na nich. Mrużył oczy w skąpym świetle. – To było w 1953 roku, jeśli dobrze pamiętam. Potem było jeszcze kilku właścicieli. W końcu dom kupił ten cały Elvander. Dobry Boże, co to za pomysł, żeby zakładać szkołę z internatem i ściągać dzieciaki z jakichś nadzianych rodzin. To się musiało źle skończyć, to oczywiste.

Mruczał pod nosem i grzebał w rupieciach. W powietrze wzbił się kłąb kurzu. Gösta i Patrik zaczęli kaszleć.

– O, są. Cztery kartony różnych rzeczy. Meble zostały na miejscu, kiedy wynajmowali dom, ale drobne przedmioty zabrałem. Nie można wszystkiego wyrzucać, zresztą nie wiadomo było, czy przypadkiem nie wrócą. Chociaż większość, podobnie jak ja, uważała, że leżą gdzieś nieżywi.

– Nie przyszło ci do głowy zawiadomić policję, że masz te rzeczy? – spytał Patrik.

Olle wyprostował się i skrzyżował ramiona na piersi.

– Przecież mówiłem Henry'emu.

– Co takiego? Henry wiedział, że tu są? – zdziwił się Gösta. Swoją drogą nie byłaby to jedyna rzecz, jaka umknęła Henry'emu. Poza tym nie ma sensu się złość u na kogoś, kto już nie żyje i nie może się bronić. Patrik przyjrzał się pudłom.