Выбрать главу

– Wśród rzeczy, które po was zostały, była lista zakupów. A wcześniej dałaś mi kartkę z adresem w Monako. To samo pismo.

– Może ktoś będzie uprzejmy mi wyjaśnić, o co chodzi? – powiedział Patrik. – Na przykład ty, Gösta.

– To był pomysł Leona, żebym wzięła paszport Annelie – powiedziała Ia. – Była między nami różnica kilku lat, ale na tyle niewielka, że mogło się udać.

– Nie rozumiem. – Ebba pokręciła głową.

Gösta spojrzał jej prosto w oczy. Ujrzał w nich dziewuszkę, która biegała po ich ogrodzie i odcisnęła trwały ślad w ich sercach: jego i Maj-Britt. Najwyższy czas, żeby dostała odpowiedź, na którą tak długo czekała. – Ebbo, to twoja mama. To Inez.

Zapadła cisza. Słychać było tylko szum wiatru w gałęziach brzóz.

– Ale, ale… – jąkała się Ebba. Wskazując za siebie, na piwnicę, spytała: – Czyje w takim razie są te długie włosy?

– Annelie. Obie miałyśmy długie brązowe włosy – odparła Ia, głaszcząc ją po policzku.

– Dlaczego nigdy… – Głos Ebby drżał z emocji.

– Nie mam na to prostej odpowiedzi. Wielu rzeczy nie potrafię wyjaśnić. Sama tego nie rozumiem. Musiałam przestać o tobie myśleć. Inaczej nie byłabym w stanie cię zostawić.

– Pani mąż nie zdążył nam opowiedzieć wszystkiego – powiedział Patrik. – Chyba pora, żeby to zrobił.

– Chyba tak – odparła Inez.

Przez zatokę płynęły kutry. Zmierzały na Valö. Gösta się ucieszył, ale najpierw musiał się dowiedzieć, co się stało w Wielką Sobotę w 1974 roku. Wziął Ebbę za rękę, Ia chwyciła drugą.

Valö, Wielka Sobota 1974

– Co to jest? – spytał Rune, stając w drzwiach jadalni. Był blady. Za nim stał Leon i pozostali chłopcy: John, Percy, Sebastian i Josef.

Inez patrzyła na nich ze zdziwieniem. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby Rune stracił panowanie nad sobą. Aż się trząsł ze zdenerwowania. Podszedł do Claesa. W rękach trzymał plik zdjęć i rewolwer. – Co to jest? – powtórzył.

Claes milczał z obojętną miną. Chłopcy ostrożnie weszli do jadalni. Inez chciała spojrzeć w oczy Leonowi, ale on unikał jej spojrzenia. Wpatrywał się w Claesa i Runego. Dłuższą chwilę było cicho. Powietrze wydawało się gęste, ciężko jej się oddychało. Chwyciła za blat stołu. Czuła, że za chwilę na jej oczach stanie się coś strasznego.

Claes się uśmiechnął. Wstał i zanim ojciec zdążył cokolwiek zrobić, wyrwał mu rewolwer, przystawił do czoła i nacisnął spust. Rune padł bez życia. Z osmalonej dziury w czole polała się krew. Inez usłyszała własny krzyk. Brzmiał obco, ale wiedziała, że to jej głos odbija się od ścian w makabrycznym duecie z krzykiem Annelie.

– Zamknij się! – krzyknął Claes. Nadal mierzył w Runego. – Zamknij się!

Nie mogła. Krzyk cisnął jej się na usta. Bała się. Nie odrywała wzroku od martwego ciała męża. Ebba płakała rozdzierająco.

– Powiedziałem zamknij się! – Claes znów strzelił do ojca. Ciało podskoczyło. Biała koszula robiła się coraz bardziej czerwona.

Była w szoku, nagle ucichła. Annelie też przestała krzyczeć. Tylko Ebba wciąż płakała.

Claes przeciągnął dłonią po twarzy. W drugiej trzymał rewolwer. Wygląda, jak chłopczyk bawiący się w kowboja, pomyślała, ale uzmysłowiła sobie, że to porównanie jest absurdalne. W jego twarzy nie było nic chłopięcego. Nic ludzkiego. Spojrzenie miał puste. Uśmiechał się, jakby jego twarz zastygła w grymasie. Oddychał płytko, urywanie.

Odwrócił się gwałtownie do Ebby i wycelował w nią. Mała wciąż krzyczała, jej buzia poczerwieniała. Inez stała jak przyrośnięta do podłogi. Patrzyła, jak Claes naciska spust. Johan rzucił się w przód i nagle zatrzymał się w pół ruchu. Ze zdumieniem spojrzał na swoją koszulę. Pokazała się na niej czerwona plama. Z każdą chwilą robiła się coraz większa. Runął na podłogę.

Znów zapadła cisza. Nienaturalna. Nawet Ebba umilkła i włożyła kciuk do buzi. Johan leżał na wznak przy jej krześle. Jasna grzywka opadła na błękitne oczy, niewidzącym wzrokiem wpatrujące się w sufit. Inez zdusiła szloch.

Claes się cofnął, dotknął plecami ściany.

– Róbcie, co powiem. I macie być cicho. To najważniejsze. – Mówił spokojnie, jakby się rozkoszował tym, co się działo.

Kątem oka dostrzegła jakiś ruch przy drzwiach. Claes najwyraźniej również, bo błyskawicznie wycelował broń w chłopców.

– Nikt stąd nie wyjdzie. Nie pozwalam.

– Co chcesz z nami zrobić? – spytał Leon.

– Nie wiem. Jeszcze nie zdecydowałem.

– Mój tata ma dużo pieniędzy – powiedział Percy. – Zapłaci ci, jeśli nas puścisz.

Claes zaśmiał się głucho.

– Nie chodzi o pieniądze. Przecież wiesz.

– Przyrzekamy, że nic nie powiemy – powiedział prosząco John, ale równie dobrze mógł mówić do ściany.

Wiedziała, że to bez sensu. Miała rację co do Claesa. Zawsze czuła, że czegoś mu brakuje. Cokolwiek zrobił chłopcom, zamierzał to ukryć. Za wszelką cenę. Już zabił dwie osoby. Im na pewno też nie pozwoli ujść z życiem. Zginą wszyscy.

Leon poszukał jej spojrzenia. Zrozumiała, że pomyślał o tym samym. Nie będzie nic oprócz tych kradzionych chwil, kiedy snuli plany na przyszłe wspólne życie. Myśleli, że wystarczy cierpliwie czekać. Teraz koniec z tym.

– Wiedziałem, że ta kurwa coś kombinuje – powiedział nagle Claes. – To spojrzenie nie pozostawia żadnych wątpliwości. Leon, od jak dawna pierdolisz moją macochę?

Inez milczała. Annelie patrzyła to na nią, to na Leona.

– To prawda? – Annelie na chwilę zapomniała o strachu. – Ty suko wredna! Nie znalazłaś nikogo w swoim wie…

Nie dokończyła. Claes spokojnie podniósł rewolwer i strzelił jej w skroń.

– Mówiłem, że ma być cisza – powiedział matowym głosem.

Inez poczuła, że ma łzy pod powiekami. Ile życia im jeszcze zostało? Nic nie mogli zrobić. Mogli tylko czekać, aż ich kolejno pozabija.

Ebba znów zaczęła płakać. Claes drgnął. Płakała coraz głośniej. Inez chciała wstać, ale nie była w stanie.

– Ucisz dzieciaka. – Claes spojrzał na nią. – No mówię, ucisz tego bękarta!

Otworzyła usta, ale nie mogła wydusić słowa. Claes wzruszył ramionami.

– W takim razie ja to zrobię – powiedział i znów wycelował w Ebbę.

Nacisnął spust. Inez rzuciła się na nią, zasłoniła ją własnym ciałem.

Ale strzał nie padł. Claes znów nacisnął spust. Ze zdumieniem patrzył na rewolwer. Nie wystrzelił. I wtedy Leon rzucił się na niego.

Inez wzięła Ebbę na ręce, tuliła ją do serca. Waliło jak szalone. Claes leżał na podłodze. Usiłował zrzucić z siebie Leona.

– Pomóżcie mi! – zawołał Leon. Krzyknął, bo dostał pięścią w brzuch.

Wyglądało na to, że nie poradzi sobie z rzucającym się pod nim Claesem. Nagle John wymierzył Claesowi kopniaka. W głowę. Rozległ się nieprzyjemny chrobot i Claes przestał się rzucać.