Выбрать главу

Nie miało to jednak teraz większego znaczenia. Lada moment, On, Bóg Mordu, nowe wcielenie Bhaala, Blaine Kelly, Mieszkaniec Krypty 13 i Obrońca Pustkowi, wymierzy sprawiedliwość wszystkim w środku.

WSZYSTKIM…

A pomyślałeś o tych niewinnych kobietach i dzieciach? O tych, którzy chcieli po prostu przeżyć, nikomu przy tym nie wadząc, a za sprawą gorzkiego zrządzenia Opatrzności, znaleźli się w zastawionych przez Garla i Chanów wnykach? Nie sądzisz, że powinieneś chociaż spróbować ich uratować? Ile te kobiety już się wycierpiały, Blaine? Dlaczego, po tym wszystkim, miałaby ich spotkać śmierć spod gradu pocisków Wietnamskiego Rozpruwacza?

- Jeszcze trochę, piesku… Jeszcze trochę!

Dlaczego, Blaine?

Ochłap znalazł najwyraźniej odpowiadającą mu deskę. Chwycił ją za nieco zwichrowany koniec zębami (obnażając przy tym psie dziąsła) i najdelikatniej, najostrożniej, zachowując wszelkie niezbędne obostrzenia BHP, zaczął ciągnąć.

Początkowo szło dobrze. Nawet bardzo dobrze. Deska leżała na dnie w samym środku stery. Ochłap wysuwał ją bardzo, bardzo powoli. Blaine nadzorujący wszystko zza swojej lunety Pogromcy Arbuzów, miał mocno zaciśnięte zęby. Gdyby był w stanie zwinąć dłonie w taki sposób, by tworzące kiść palce połknęły kciuk, niewątpliwie trzymałby i kciuki.

Kiedy deska zablokowała się, a Ochłap włożył w proces wyciągania nieco więcej determinacji, niepostrzeżenie wdarła się do niego również nieuwaga. Sterta zalegających w załomie ścian szpargałów zachwiała się i przez moment psu oraz jego panu kwaśne, żołądkowe soki podeszły niemalże do samych ust.

Blaine żałował, że nie zacisnął jednak kciuków. Unieruchomiony Ochłap był w każdej chwili gotów do puszczenia deski i czmychnięcia naprędce w mrok nocy. Na szczęście po niebezpiecznej chwili, stos ustabilizował się, a kiedy sytuacja wyglądała na opanowaną, pies raz jeszcze rozpoczął procedurę wyciągania.

- Dobra nasza, piesku! Dobra nasza! Masz ją. Teraz szybko do drzwi i…

Kiedy tylko kawałek drewna należał w pełni do Ochłapa, pies zamerdał ogonem dając swojemu panu znać, iż wykonał zadanie, a teraz przechodzi do jego kolejnej części. Obiegł huczące od urodzinowej zabawy domostwo i przemykając lewą stroną, znalazł się na tyłach, gdzie za celami dla więźniów, znajdowało się drugiej wejście/wyjście. Z reguły stało przy nim dwóch strażników, lecz tym razem, drzwi były pozostawione samym sobie. Tej nocy wszyscy oblewali trzydzieste czwarte urodziny swojego wodza.

Ochłap wykopał łapami prowizoryczną dziurę, po czym umieścił w niej deskę. Drugi koniec podparł tuż pod żeliwną, podłużną klamką. Zachował kąt niecałych dwudziestu pięciu stopni. Tym samym, jedna z dwóch dróg wejściowych, została zablokowana. Już niebawem, przemieni się ona w drogę ucieczki. Wielu najeźdźców, będzie próbowało nacisnąć na klamkę, napierając przy tym na drzwi. Będą i tacy, którzy w akcie desperacji, spróbują je wyważyć.

Nikomu jednak to się nie uda. Wszyscy bawiący się teraz w najlepsze, pijący, rozrabiający czy pieprzący… nieważne - wszyscy już niebawem znajdą się w nowych realiach, gdzie ich śmiech, radość i rozkosze przeistoczą się w rechot stojących nad nimi oprawców, zaś ci kiedykolwiek przez nich skrzywdzeni, wcielą się w role nawiedzających ich po śmierci upiorów.

Wesoła, imprezowa chatka, lada moment zamieni się w zbiorową mogiłę.

Upewniwszy się, że drzwi są zablokowane, Ochłap po raz pierwszy w tej historii uśmiechnął się demonicznie i pełen radości i dumy z samego siebie, pomknął ku panu.

158

- Gotowy?

Ochłap kiwnął dwukrotnie głową, merdając przy tym ogonem.

- Dobra, poślijmy tych skurwieli prosto do piachu!

Wydając z siebie metaliczny, zniekształcony przez interkom głos, Blaine Kelly nacisnął na jeden z dwóch guzików Wietnamskiego Rozpruwacza. Sześciolufowe działko poczęło się z wolna obracać, a kiedy rozgrzany mechanizm poinformował swojego powiernika, że czas rozgrzewki ma już za sobą, Blaine Kelly nacisnął na drugi, podświetlony teraz guzik w kolorze czerwonym.

Wietnamski Rozpruwacz zaczął strzelać ogniem, wypluwając z siebie sześćdziesiąt tysięcy pocisków kalibru 5mm na minutę. Mrok wokół Blaina ustąpił przepełnionej zapachem kordytu jasności.

159

Przeszklone czarnymi, metalicznymi szkłami oczy Blaina odbijały obraz rozpościerającej się przed nim jatki. Oczy Ochłapa, równie lubieżnie i zafascynowanie wpatrzone w resztki przypominającego teraz rozpadającą się, nadgniłą kostkę szwajcarskiego sera żółtego budynku, zionęły jakimś podłym, infernalnym mrokiem. Zarówno pies jak i człowiek podziwiali efekty zniszczenia, czując satysfakcjonujący spokój.

To, co jeszcze przed chwilą stanowiło obóz Chanów, było teraz tylko stertą postrzępionych, poszarpanych jak przez stado rozwścieczonych szerszeni szmat po namiotach, ledwie trzymających się w pionie, poszatkowanych ścian i stert gruzów, śmieci, oraz pociętych, porozrywanych, pomiażdżonych ciał. Płonące kopce rozpadły się zaprószając ogień w całym obozie. Przynajmniej siedem obszarów tej masakry płonęło, a łaknące więcej i więcej złote jęzory upominały się o resztę, dając do zrozumienia, że nim tego dnia wzejdzie słońce, dawne miejsce zła i nikczemności przeistoczy się w kupkę popiołu rozwiewaną przez silne, pustynne wiatry. Aż w końcu zniknie zupełnie i jedynie nie mogące zaznać spokoju duchy tych, którzy niegdyś nękali słabszych i bezbronnych, będą świadczyły o tym, kim kiedyś był Garl i jego kompania.

Blaine Kelly poczuł, jak konsumujący go mrok wycofuje się nieznacznie. Pozbycie się Chanów zapewniło bezpieczeństwo Cienistym Piaskom, Złomowie i reszcie okolicy. Ofiara w niewolnikach i poniżanych kobietach zredukowanych do kawałków rżniętego mięsa, była niewielką ceną, jaką nieśmiertelna dusza Blaina zapłaciła, za odrobinę światła w tym ciemnym i nienawistnym świecie. Jednak mrok zawsze gdzieś tam był. Kto raz uświadczył jego mocy, nigdy już nie miał szansy na pełne wyzwolenie. Mógł jedynie zaakceptować obecność swojej czarnej, okrutnej strony; swoje alter ego - tlące się, niczym resztka żaru na osmolonym knocie dogorywającej świecy. Zawsze wszechobecne, nigdy niestrudzone. Wyczekujące tylko odpowiedniej chwili, by upomnieć się o swojego powiernika.

Taki był koniec Chanów.

160

Zmierzając w stronę Gruzów, Blaine zachowywał poważne milczenie. Jego myśli orbitowały wokół spraw, w które został wplątany. Pamiętał Kryptę 13, bezpieczny czas, kiedy jego największym zmartwieniem była próba zabicia nadmiaru wolnego czasu. Pamiętał gródź, jej szczęk i migające czerwone światło, po którym wstąpił w rozcapierzone szpony świata zewnętrznego i wszystko bezpowrotnie przepadło. Ciemność i zło. Bezmyślna, niszczycielska nienawiść. Już niebawem miał stawić czoła jej największej manifestacji. Uosobieniu wszystkiego, co mroczne i nikczemne w tym post-apokaliptycznym świecie. W głębi siebie przeczuwał, że teraz nie ma już odwrotu. Cokolwiek się nie wydarzy, musi wytrwać do końca, a potem… potem świat się zmieni i będzie nieco lepszym miejscem. Jego zaś pochłoną lęki i mrok.

Czas zapłaty za wszystko, czego dokonał i dokona (dobrego i złego) zbliżał się nieubłaganie, tak jak zbliżało się widom niegdysiejszego klejnotu zachodniego wybrzeża.

Los Angeles.

Rozdział 17

Gruzy

161

Blaine Kelly nigdy nie widział Los Angeles. Chociaż ostatnimi czasy mocno nadrabiał wieloletnie zaległości z okresu siedzenia w Krypcie 13; pod ziemią. Świat zewnętrzny i świat sam w sobie, pomimo całej intensywności, różnorodności i odmienności od tego, co oglądał niegdyś na taśmach w bibliotecznych archiwach, stanowił tylko niewielki fragment rzeczywistości. Ogromnego, niemalże bezkresnego molocha, który przed Wielką Wojną tętnił życiem, rozwijał się i kształtując sam siebie za sprawą zamieszkujących go ludzi, kształtował de facto całą rzeczywistość.

Miasto Aniołów, drugie najludniejsze miasto Stanów Zjednoczonych i największa aglomeracja stanu Kalifornia, stanowiło niegdyś lśniącą perłą na mapie świata. Większość światowej populacji kojarzyło LA z kolebką największego przemysłu kinematograficznego: Hollywood. Wiele dziewczyn i chłopaków, nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, marzyło o wyjeździe na zachód i ujrzeniu (kiedyś, w odległej, odległej przyszłości) swojego imienia i nazwiska w nieśmiertelnej alei nieśmiertelnych gwiazd.