Выбрать главу

Całkowite przeciwieństwo pokojowych Uczniów Apokalipsy, stanowiły Ostrza. Ostrza, jak to ujął Caleb, to „dosyć żałosny motłoch”. Wyrzutki, squatersi, biedaki i hołota, która żyjąc w jednej wielkiej komunie, próbowała przetrwać wyznając dewizę: „w kupie siła”. Niezależnie od tego, co ta kupa sobą reprezentowała.

Dla Blaina, nie mógł to byś przypadek. Grupa, która nazywała siebie „Ostrza” i „Brzytwa” – jego łącznik z Bractwa Stali. Wyglądało na to, że w tej stercie okolicznych „Gruzów”, udało mu się zlokalizować tę, której szukał.

Dlatego, kiedy Caleb badawczo zagadnął go o wykonanie małej roboty, Blaine Kelly przestał nabierać podejrzeń wyrabiając sobie solidny i ostateczny osąd o Adytum, Regulatorach i Calebie. Odziany w zielone, ceramiczne płytki facet, chciał, by Blaine spotkał się z zawiadującym Sanktuarium Zimmermanem - burmistrzem. Burmistrz (aczkolwiek Blaine przypuszczał, że ten jest tylko marionetką w rękach ciemiężących lokalną ludność Strażników) miał rzekomo jakiś problem z Ostrzami. Sprawa była delikatna i należało załatwić ją dyskretnie. Najlepiej, jakby dokonał tego ktoś z zewnątrz. Ktoś, kto zniknie z Gruzów równie szybko i niepostrzeżenie, jak się w nich pojawił.

Jak miało się za chwilę okazać, burmistrz Zimmerman, zażąda od Blaina zabicia jego łącznika - Brzytwy.

165

Adytum, nieco później; po rozmowie z Jonem Zimmermanen.

Całe to miejsce śmierdzi. Śmierdzi gorzej, niż kanały pod Bakersfield, gdzie wraz z Ochłapem spadła na nas klątwa atomu i cudem uszliśmy z życiem. Jednak zarówno tam, pośród ścian dawnej Krypty numer 12, jak i tutaj, nie mieliśmy z początku pojęcia, co czyha na nas w ciemności. Można powiedzieć, że Regulatorzy, Caleb i ich marionetka, Jon, świetnie utrzymywali pozory. Wątpię, by naziści byli równie pomysłowi. Aczkolwiek, niewątpliwie ich ideologiczne motywy wybielały zbrodnicze czyny, tak jak tutaj, władza i iluzoryczne dobro mieszkańców, przyzwalały na wszystko, co miało miejsce w obrębie „siatki” otoczonego przez Gruzy „Sanktuarium”.

Jon Zimmerman był schludnie ubranym mężczyzną o nieco zmęczonych oczach i wyraźnym garbie pomiędzy łopatkami. Jego ciemne, mocno przerzedzone przez pasma siwizny włosy zrównywały go wiekiem z dowódcą Regulatorów. Markotna, pokryta cienkimi pasemkami zmarszczek twarz, potwierdzała, iż człowiek ten prowadzi nieustanną walkę pomiędzy czymś, co niegdyś mogło być jego empatycznym sumieniem, a żądzą pozycji i bezpieczeństwa, zapewnianego mu przez Caleba i jego ciżbę.

Zostałem przyjęty w prywatnej kwaterze burmistrza. Urzędował w jednym z kamiennych, zachowanych we względnie dobrym stanie budynków. Spartańskie, drewniane meble: stoły, krzesła, półki, regały i szafki, wypełniały publiczną salę przyjęć. Reszta mieszkalnych, prywatnych pomieszczeń, była niedostępna. Dwójka uzbrojonych w Remingtony Regulatorów (mężczyzna i kobieta o złośliwej, jędzowatej urodzie młodej pizdy) nie odstępowała Zimmermana na krok. Oboje wpatrywali się we mnie, z mieszaniną podziwu, zazdrości i nienawiści w oczach. Zupełnie, jakby szukali pierwszego lepszego pretekstu, do rozpłatania mojej głowy niczym dojrzałego melona i wyskrobania mnie z wnętrza tego słodko kuszącego Pancerza Wspomagającego.

Burmistrz Jon Zimmerman przywitał mnie godnie i oficjalnie. Zaproponował alkohol, ale zważywszy na panujący na zewnątrz upał i obawy związane z tym, co może się niebawem stać mojemu łącznikowi: odmówiłem. Porozmawialiśmy przez chwilę o nowinkach z pustkowi, po czym przeszliśmy do rzeczy. Ojciec domagał się sprawiedliwości za śmierć swego pierworodnego. Utrzymując to, co utrzymywali Regulatorzy, jego ciało zostało znalezione przez patrol w trakcie jednej z rutynowych kontroli obszaru. Nie było najmniejszych wątpliwości, że chłopak został zaszlachtowany przez Ostrza. Zimmerman przypuszczał, a słowa te potwierdził zawczasu Caleb, że rozkaz wydała dziewczyna uznająca samą siebie za kogoś w rodzaju „watażki” tego, cytuję: „najgorszego z najgorszych, krwiożerczego gangu regularnie nękającego bogobojną osadę i jej ludność”. Dziewczyna była powszechnie znana jako „Brzytwa” i to nikt inny, jak właśnie ona, zarządziła bestialskie tortury ukochanego syna Zimmermana, a następnie kazała (najpewniej żywcem) nadziać go na pal i przytroczyć nieopodal prowadzącej do Adytum bramy.

Sprawa brzmiała niezwykle poważnie i nie ukrywam, iż słuchając słów Zimmermana, nóż otwierał się w kieszeni w pragnieniu, jak to powiedział sam burmistrz: „zarżnięcia tej pierdolonej suki”. Zimmerman zaoferował mi dwa tysiące kapsli z publicznych funduszy na walkę z przestępczością . Zgodziłem się skwapliwie i czym prędzej zanurzyłem w połykających wszystkich nie ostrożnych ruinach Los Angeles.

Oc zywiście przedstawiona mi oficjalna wersja śmierdziała na sto mil . Caleb, Regulatorzy i zastraszony Zimmerma n. Śmierć syna burmistrza, którą zupełnie przypadkowo odkrył nie kto inny, jak właśnie Strażnicy Adytum. Zamieszana w to wszystko Brzytwa – mój łącznik z Bractwa Stali. Jakoś nie mogłem przekonać sam siebie, żeby dziewczyna, mająca za zadanie inwigilowanie Dzieci Katedry i składanie raportów prosto do Cytadeli, byłaby tak lekkomyślna, nieudolna i po prostu tępa , by zabić syna okolicznego „barona”.

Nie, zdecydowanie nie. Wszystko cuchnęło gorzej niż Nekropolis. Musiałem działać szybko. Musiałem czym prędzej spotkać się z Brzytwą i dowiedzi eć, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.

Obawiałem się tylko, że nim wyciągnę od niej informacje potrzebne w mojej misji, nim Brzytwa zgodzi się podzielić swoimi szczegółowymi obserwacjami dotyczącymi urzędujących na południu Dzieci Katedry, zostanę wplątany w odchodzące tutaj machlojki i będę musiał obronić ją przed gniewem Zi mmermana, Caleba i Regulatorów.

Chociaż, z drugiej strony, może to wszystko sprawi, że nieco zapunktuję w oczach Generała Maxsona i ten, ostatecznie, udzieli mi należytego wsparcia w walce z Supermutantami.

166

Squat Ostrzy mieścił się na terenie niegdysiejszego śródmieścia. Większość okolicznych budynków została zniszczona - jeżeli nie przez eksplozję nuklearną, to zgubny wpływ czasu, wiatrów nawiewających piaski z pustyni i lokalnych szabrowników, którzy nie przebierając w metodach, odzyskiwali z Gruzów wszystko, co odzyskać się dało. W promieniu kilkuset metrów, bastion Ostrzy stanowił jedyne zdatne do użytku i zamieszkania miejsce.

Budynek był szeroki i rozłożysty. Z lotu ptaka parter musiał wyglądać jak płożąca się po ziemi betonowa plama, okryta strzępami podziurawionego, gnijącego i przeciekającego dachu. Izolująca ściany zewnętrzna warstwa tynku była czarno-szara, a pośród wystających w wielu miejscach elementów zbrojeń, kwitły dorodne miedziane płaty rdzewiejącej blachy. Dwie kamienne rzeźby, omszałe i podziurawione od kul, broniły wejścia do środka, niczym stojący na warcie gwardziści. Jedna i druga dźwigały na swoich barkach okrągłe sfery. Blaine przypatrywał im się przez moment, porównując posągi do mitologicznego Atlasa; obie postaci wyglądały na równie strudzone i udręczone swoją rolą, co szwędające się po okolicy obdartusy.

Obdartusy te niewątpliwie należały do gangu Ostrzy. Nie było najmniejszych wątpliwości, że ich nazwa wzięła się od wiszącej na frontowej ścianie reklamy jakiś starych, przedwojennych brzytw do golenia. Nazywały się po prostu „Ostrza”.