- Podejdź. Nie ma tu krzeseł, dlatego nie zaproponuję ci, żebyś usiadł. Wydaje mi się, że w tej puszcze i tak byłoby ci nieco niewygodnie. Jesteś z Bractwa, prawda?
Blaine potwierdził zbliżając się nieco w jej stronę. Korzystając z okazji uaktywnił się również Ochłap. Pies zdążył oblecieć całe pomieszczenie, a potem zupełnie niespodziewanie znalazł się pod nogami Brzytwy. Dziewczyna nachyliła się i wytarmosiła go za uszami. Ochłap wywiesił z ukontentowania język. Jego oczy wskazywały na ckliwe rozmarzenie.
- Ładny pies, jak się nazywa?
- Ochłap.
- Ciekawe imię. Też kiedyś miałam takiego. No, może nie do końca takiego, ale w dzisiejszym świecie wszystkie psy stanowią tę samą rasę, prawda? Nazywał się Biszkopt. Niestety któregoś dnia zjadły go Szpony Śmierci i taki był koniec Biszkopta.
- MacRae opowiadał mi o nich. Podobno macie z nimi problemy? Chociaż – Blaine dodał po niemalże niezauważalnej przerwie, spoglądając przez moment na niewielkie, acz zachęcające piersi Brzytwy – z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, mało kto nie ma.
- Ciekawe, kto tak skwapliwie poinformował cię o panującej tu sytuacji.
Brzytwa położyła palce swojej smukłej dłoni na drewnianym blacie stołu. Uderzające o jego powierzchnię paznokcie wydawały charakterystyczny dźwięk zniecierpliwienia.
- Caleb. Adytum. Włócząc się przez Gruzy, dotarłem tam w pierwszej kolejności. Wybacz, ale wasza siedziba to nie do końca Circus Circus w przedwojennym Las Vegas.
- Tylko dzięki temu wciąż tu jesteśmy.
Blaine skinął głową. Ochłap zaległ w tym czasie u stóp dziewczyny. Nie wyglądał, jakby zamierzał się stamtąd ruszyć.
- Słuchaj, wiem, że to wygląda podejrzanie. Obcy koleś, wyposażony jak jednoosobowa armia siejąca apokalipsę, przychodzi do ciebie prosto od Regulatorów z Sanktuarium. Możesz mi jednak zaufać. Przysłał mnie Maxson, on…
Brzytwa przerwała uderzając pięścią o blat stołu. Blaine poczuł jak drobne wyładowanie elektrycznego chłodu biegnie mu wzdłuż kręgosłupa rozpadając się tuż u podnóża czaszki.
- Maxsona tu nie ma, a ja mam trochę poważniejsze problemy! Utrzymanie tej placówki kosztuje mnie więcej niż jestem w stanie poświęcić, a współpraca z Bractwem nie układa się tak pomyślnie, jak chciałabym, żeby się układała. Maxson ustawicznie odmawia mi wsparcia, a ja mam na głowie Dzieci Katedry, pieprzone Szpony Śmierci i jeszcze tych idiotów z Adytum. Jeżeli Caleb i Zimmerman oczarowali cię swoją retoryką, a ty uległeś ich czarowi, to być może powinieneś porozmawiać z tymi, którym z naszą pomocą udało się uciec z tego tak zwanego „Sanktuarium”. Pogadaj z nimi, serio, dowiesz się, co tak naprawdę wyrabiają Regulatorzy. Oni… oni…
Blaine odczuwał ogromne współczucie dla tej dziewczyny. Jej łamiący się głos dawał jasno do zrozumienia, że Brzytwa przeżyła niedawno jakąś straszliwą tragedię. Blaine obawiał się, że to, co zamierzał właśnie powiedzieć, będzie dla niej kolejnym ciosem. Nie miał jednak wyboru.
- Posłuchaj, nie jestem tutaj po to, aby przyprawiać cię o dodatkowe zmartwienia. Maxson zlecił mi poważną misję. Muszę dowiedzieć się czegoś więcej o Dzieciach Katedry. Ty jesteś jedyną osobą, która może mi w tym pomóc, a skoro oboje współpracujemy z Bractwem…
Brzytwa odwróciła się do Blaina plecami i ruszyła w stronę jednego z zabarykadowanych okien wychodzących na południe. Zwinny i przezorny Ochłap uskoczył w porę, by uniknąć odcisku jej buta na swoim ogonie. Przez dłuższy czas, Brzytwa wpatrywała się przez niewielką szparę na świat zewnętrzny. Potem powiedziała cichym, przygnębionym głosem.
- Ty nic nie rozumiesz, prawda? Nic…
- Posłuchaj…
- NIE! – przerwała mu odwracając się z powrotem w jego stronę. W oczach miała łzy, spływające dalej w dół jej pięknych policzków. – Wiem, że przysłał cię Zimmerman. To pionek na szachownicy rozgrywek Caleba i jego Regulatorów. Niech zgadnę, chciał, żebyś przyniósł mu moją głowę?
Jak to dobrze, że to ona to powiedziała, prawda Blaine? Dziewczyna jest już i tak wystarczająco rozhisteryzowana.
- Tak. Powiedział, że okaleczyłaś jego syna i nadziałaś go na pal, tuż przed główną bramą Adytum.
- Wierzysz mu?
- Nie.
- Więc nie jesteś taki głupi, jak mi się wydawało – Brzytwa otarła palcami oczy i wciągnęła głośno powietrze. Zatkany nos wydał z siebie trzy świszczące smarknięcia dowewnętrzne. – Josh, tak miał na imię syn Zimmermana, był moim ukochanym. Jego ojciec jest tylko marionetką. To Caleb i Regulatorzy rządzą Sanktuarium, a dopóki obecny burmistrz wypełnia ich wolę, utrzymują go na stanowisku. Josh i ja zaczęliśmy spotykać się kilka miesięcy temu – głos Brzytwy załamał się na wspomnienie tych dawnych, niewątpliwie szczęśliwych dni. – Od razu zakochaliśmy się w sobie. Był najwspanialszym mężczyzną, jakiego w życiu spotkałam. Zamierzaliśmy się pobrać, ale nasza historia za bardzo przypominała tę z Romea i Julii. Zimmerman i Caleb sprzeciwiali się jego spotkaniom ze mną. Josh i ja nie mogliśmy tego wytrzymać. Uciekł dla mnie z Adytum i zamieszkał tutaj. Jednocześnie próbował skontaktować się z ojcem, ale Caleb poinformował burmistrza, że jego syn okazał się zdrajcą. Zimmerman popadł podobno w głęboką rozpacz. Josh nieustannie próbował nawiązać z nim kontakt. Regulatorzy grozili mu jednak, że jeżeli jeszcze kiedykolwiek wróci do Sanktuarium, zabiją go. Pewnej nocy próbował się przedrzeć do środka. Caleb wydał rozkaz i Josh pożegnał się z życiem. Te… te – Brzytwa znów zaczęła płakać. Ochłap podszedł do dziewczyny i ułożył się u jej stóp, wtulając w nie swój psi pysk – skurwysyny spreparowały wszystko i zrzuciły winę na mnie – podjęła po chwili szlochania Brzytwa. - To oni go okaleczyli i nabili na słup. Caleb okłamał Zimmermana, a ten myśli, że to wszystko moja sprawa. Zostałam oskarżona o coś, czego nie zrobiłam! Straciłam ukochanego. Jeżeli ty nie wykonasz zadania, niedługo Caleb zbierze swoich chłopców na posyłki i uderzą razem. Zabiją każdego, kto należy do Ostrzy…
Zapadła cisza. Brzytwa ukucnęła znikając po części za stołem. Głaskała Ochłapa, mówiąc coś cicho do niego. Pies wydawał się poruszony, ale jednocześnie dzielnie spełniał swoją pocieszycielską rolę. Dziewczyna zdawała się nieco uspokajać, czując bliskość drugiego stworzenia. Blaine natomiast zastanawiał się, jakby tu ugryźć zaistniały problem. Dobrze wiedział, że potrzebuje pomocy Brzytwy by dokonać inwigilacji Katedry należącej do Dzieci. Wiedział również, że dopóki Caleb rządzi w Adytum, spisana na straty Brzytwa nie kiwnie nawet palcem, by mu pomóc.
Kurwa, pomyślał. Jakbym miał za mało problemów. Było mu szkoda dziewczyny i w głębi siebie pragnął jej pomóc, lecz ponad wszystko chciał wywiązać się ze wcześniejszych zobowiązań. Wyglądało na to, że raz jeszcze zostanie wplątany przez Los w sieć postronnych wydarzeń.
- Posłuchaj, Brzytwa. Wierzę ci. Oboje pracujemy dla Bractwa. Kiedy wałęsałem się po Sanktuarium, doszedłem do wniosku, że coś tam jest nie w porządku. Ludzie sprawiali wrażenie podejrzanie zmęczonych i wygłodzonych, a jednocześnie Caleb i Zimmerman zarzekali się, że wspólnota funkcjonuje wyśmienicie. Potrzebuję twojej pomocy. Muszę w jakiś sposób przeniknąć do Katedry, ale mam świadomość, że wpierw musimy uporać się z Regulatorami i zapewnić ci bezpieczeństwo. Proponuję ci układ: ja pomogę tobie, ty pomożesz mi. Maxson o niczym się nie dowie. To będzie nasza mała tajemnica, chociaż nie mam wątpliwości, że Bractwo sporo zyska, jeżeli wyprostujemy te kwestie z Adytum.
Brzytwa wpatrywała się w Blaina z pewnym niedowierzaniem w oczach. Przestała już rozpieszczać Ochłapa i kiedy stanęła na równe nogi, podeszła do drewnianego stołu i wyłożyła Kelly’emu, co według niej należało zrobić.
Nim skończyła, Blaine zdążył pożałować, że raz jeszcze dał się wpuścić w maliny.
169
Pięknie, kurwa! Po prostu zajebiście! Gdyby nie to, że ta biedna dziewczyna tyle się ostatnimi czasy wycierpiała, rzuciłbym to wszystko w cholerę i zameldował Generałowi , że jeden z jego terenowych agentów, odmawia wykonania zadania. Chociaż, z drugiej strony, moim obowiązkiem jest wspieranie wszelkich „odnóg” działającego w tym popieprzonym świecie Bractwa. Jeżeli nad głową Brzytwy wisia ło drugie, znacznie ostrzejsze i mniej metaforyczne ostrze , to należało zrobić wszystko, by nie dopuścić do tego, aby Brzytwa straciła głowę.