To był dobry dzień. Gabriel i Zbrojeniowcy urządzili huczną imprezę. Przyznam, iż jak najszybciej chciałem załatwić swoje sprawy w Gruzach i ruszać dalej. Nie mogłem sobie jednak odmówić tych wszystkich uciech. Niektóre panienki, były naprawdę wyśmienite. Nie wspominając już o alkoholach i hodowanym na pobliskim poletku zielu. Czytałem kiedyś o marihuanie. Nigdy jednak nie miałem sposobności przekonać się o jej działaniu. Teraz wiem, że kiedy osiądę gdzieś na emeryturę, chcę uprawiać swój własny, niewielki ogródek, w którym gromadnie będą kwitły indyjskie konopnie, zaś stary Blaine Kelly, od czasu do czasu, będzie nabijał ich słodkim suszem swoją równie słodką i wprawiającą w dobry nastrój fajkę.
Nim wieczór się skończył, mieliśmy z Gabrielem przypieczętowaną umowę. Brzytwa zapłaci za wyposażenie Ostrzy tyle, ile będzie w stanie. Różnica w cenie zostanie pokryta przez moją drobną przysługę. Wszyscy zdawali się być zadowoleni.
Oczywiście, sprawy związane z Blasterem obcych pominąłem. Nie było potrzeby, by ktokolwiek dowiedział się, że Pan Mordu dysponuje tak potężną bronią.
Jeszcze ktoś zapragnąłby mi ją odebrać. Mój… własny… Blassssster…
Dzięki Bogu, całość barłogu Szponów Śmierci znalazła się pod ziemią. Tym samym nikt nigdy nie znajdzie ciał. Nikomu nie przy jdzie nawet na myśl ich szukać.
Bo przecież… jakich ciał?
179
Następnego dnia, szczękający i posuwający się z wolna w swoim Pancerzu Wspomagający, Blaine Kelly, miał najgorszego w życiu kaca. Łeb nasuwał go, jak gdyby ktoś ustawicznie i bezlitośnie próbował ociosać mu go tępym kilofem. Ból lokalizował się głównie w skroniach i potylicy, atakując pulsującymi, ostrymi falami. Blainowi wydawało się jednak, że boli go dosłownie CAŁA głowa. Chwiejnym, niepewnym krokiem zmierzał w stronę śródmieścia. Tego poranka, po hucznej i szalonej imprezie u Zbrojeniowców (Boże, ci goście i panienki naprawdę potrafili dawać w palnik!) nawet Ochłap wyglądał na lekko śniętego i zamkniętego w sobie.
Kasza ewidentnie nie służyła jego wilczym jelitom.
Kiedy pies i człowiek dotarli do siedziby Ostrzy, Blaine podziękował w myślach Bogu za zbawienne funkcje Pancerza Wspomagającego. Widzący go MacRae (Blaine nie miał hełmu) uniósł wysoko brwi i zagwizdał z podziwem. Pod piorunującym wzrokiem Kelly’ego szybko jednak umilkł i otwierając mu drzwi, planował chyba jeszcze położyć dłoń na jego opancerzonym ramieniu.
Cofnął ją jednak w ostatniej chwili.
180
Kiedy Brzytwa usłyszała wszystkie szczegóły, zdawała się po prostu wniebowzięta. Najważniejsze było dla niej zaopatrzenie ze strony Zbrojeniowców. Resztą, jak to ujęła, zajmie się sama. Blaine słuchał jej kobiecego, przepełnionego ekscytacją kwękania, sącząc jedną z trzech podprowadzonych Duganowi butelek Nuka Coli. Dugan sprawiał wrażenie wielce obruszonego faktem, iż ktokolwiek śmie korzystać z jego świętych zapasów. Widząc jednak przekrwione, wyłupiaste gały Blaina i jego marsową minę – nie wspominając już o podejrzanie unoszącym wargi psie – spasował i do jednej zachachmęconej przez Kelly’ego butelki, sam własnoręcznie dołożył jeszcze dwie.
Nuka Cola była zimna i pełna bąbelków. Tego właśnie Blaine potrzebował. Nawet Ochłap załapał się na odrobinę. Brzytwa szybko zorganizowała miseczkę i już po chwili, spragniony pies chłeptał delikatnie, a po chwili, kiedy najlepszy napój przedwojennego świata oczarował i jego, szybko i namiętnie.
Blaine poprosił Brzytwę, by ta pomogła mu przeniknąć do siedziby Dzieci Katedry. Początkowo dziewczyna jak gdyby nieco się migała. Mówiła coś o przejęciu Adytum, o tym, że przydałaby im się pomoc przy likwidacji Caleba i jego Regulatorów.
W każdych innych okolicznościach, Blaine skwapliwie zgodziłby się pomóc przygnębionej śmiercią narzeczonego dziewczynie. Teraz jednak, miał już tego wszystkiego dosyć. Rozpieprzył Szpony Śmierci, rozpieprzył Maciorę, załatwił jej świetny kontakt na dostawę broni, pancerzy i sprzętu i przez całą noc łajdaczył się ze Zbrojeniowcami. W formie porannego wynagrodzenia, przyszedł mu kac i lejący się z nieba skwar. Wszystko to sugerowało, że tego dnia lepiej nie wchodzić mu w drogę i tym bardziej nie wymagać od niego zbyt wiele. Gdyby istniała chociaż szansa zaciągnięcia Brzytwy do łóżka, to kto wie… może.
Ale takowej nie było. Blaine Kelly, który wnikliwie studiował w swoim czasie podręczniki kobiecej psychologii, świetnie wiedział, że dziewczyny w żałobie niespecjalnie myślą o seksie. Brzytwa nie była tutaj wyjątkiem. Jej myśli orbitowały wokół zemsty za śmierć Josha. Chciała wpakować kulkę prosto w krocze Caleba, a następnie uciąć mu łeb przerdzewiałą maczetą i było to wszystko, co w obecnej sytuacji mogło podziałać na Brzytwę podniecająco. Według Blaina, nie miało to zbyt wiele wspólnego z subtelną grą wstępną i czysto ludzkim erotyzmem. Kto oddawał się realizacji popędu śmierci, ten pozostawał głuchy na popęd życia.
Nie mając sobie zatem nic do zarzucenia, Blaine Kelly pozostał głuchy na prośby Brzytwy. Jasno i wyraźnie oświadczył, że teraz gang świetnie poradzi sobie sam. Jego natomiast interesowało tylko wykonanie misji dla Bractwa. Oczywiście, nie omieszkał wspomnieć dziewczynie, że kiedy ta zostanie zakończona, złoży na ręce Generała Maxsona raport, z którym zapozna się i on i cała Starszyzna.
To jak gdyby nieco otrzeźwiło Brzytwę. Przeprosiła Kelly’ego i wtajemniczyła go w strukturę działającej w Gruzach siatki szpiegowskiej Bractwa.
Słuchając, Blaine Kelly zaciskał konwulsyjnie stalową rękawicę pancerza na szklanej butelce Nuka Coli. Jakimś zrządzeniem losu, butelka nie pękła.
181
CHOLERA JASNA Z TYMI BABAMI!!!
Okazało się, że Maxson w swojej asekuracji zapędził się tak daleko, iż niemalże zasługiwał na miano pierwszego odkrywcy bieguna północnego. Brzytwa nie była w tym wszystkim kluczowym ogniwem . Brzytwa wcale nie wiedziała, jak dostać się do Katedry. Brzytwa była tylko pośrednikiem, zaś tą, która utrzymywała relacje z Dziećmi Katedry i miała w środku swojego szpiega, była inna dziewczyna.
Niejaka Nicole.
Nicole przewodziła Uczniom Apokalipsy. To te same, pacyfistyczne świętoszki upodabniające się do hipisów, o których wspominał mi Caleb. Szkoda, że Brzytwa nie omieszkała zapoznać mnie z realiami logistyki wywiadu, ZANIM NIE POPROSIŁA O NADSTAWIANIE MOJEJ DUPY DLA NIEJ I JEJ GANGU!!!
Jasna… cholera… niech piekło pochłonie te wszystkie baby. Lepiej, podkreślam, LEPIEJ, żeby ta Nicole niczego ode mnie nie chciała. Bo wtedy, wtedy naprawdę się zeźlę, a jak się zeźlę, mogę zupełnie bezwolnie sięgnąć po Wietnamskiego Rozpruwacza i wielbiący kwiatki i pokój hipisi, na własnej skórze odczują panujące w dzisiejszych czasach realia.
182
Wyglądało na to, iż Uczniowie Apokalipsy zajęli ulokowany nieco na wschód od śródmieścia budynek, będący niegdyś niewątpliwie jedną z licznych w Los Angeles bibliotek. Spośród gruzów i zgliszczy, wyłaniał się zwalisty, ciężki kolos wykonany z czerwonej, zasnutej nieco pustynnym pyłem cegły. Tak jak większość budynków w resztkach współczesnych miast i ten ograniczał się tylko i wyłącznie do parteru. Najwyraźniej znajdujące się wyżej segmenty nie były w stanie przeciwstawić się sile podmuchu termonuklearnych eksplozji z taką skutecznością, z jaką radziły sobie te ulokowane najbliżej ziemi. Być może nasi przodkowie, odpowiedzialni za planowanie przestrzenne, mieli na uwadze widmo czającego się gdzieś na wschodzie apokaliptycznego uderzenia, przez co wzmacniali zawczasu fundamenty i niższe partie budynków.