Blaine skinął głową przyglądając się delikatnej, lecz mocno napiętej twarzy dziewczyny. Zastanawiał się, czy i on zdradza oznaki podenerwowania. Laura, jak gdyby odczytując jego myśli, zsunęła z głowy kaptur.
- Powiedz mi, jak się miewa Nicole? Dawno jej nie widziałam.
Szept siedzącej na drewnianym krześle Laury był tak delikatny i eteryczny, że Blaine odruchowo nachylił się nad nią, przybliżając nieco służącą mu za siedzisko, gładką ławkę.
- Wszystko w porządku. Brzytwa miała za to ostatnimi czasy nieco kłopotów, ale teraz – Kelly wykonał krótką przerwę zastanawiając się nad tym, jak właściwie Ostrza poradziły sobie w Adytum – jest już chyba wszystko dobrze. Pogoniła Caleba i jego Regulatorów.
Laura skinęła głową, a jej usta wygięły się w szczerym uśmiechu.
- To dobrze. To bardzo dobrze – powtórzyła bardziej do siebie, niż do swojego interlokutora. – Bractwu przyda się jak największa siła w tym rejonie. Co wiesz o tym miejscu?
- Tylko tyle, ile powiedziała mi Nicole. Żadnych konkretów. Według niej, to ty najlepiej się orientujesz, co właściwie ma tutaj miejsce. Wiesz też podobno jak dostać się… niżej. To prawda, że mieści się tutaj Krypta?
- Tak podejrzewamy. Cała ta Katedra nie jest tym, na co wygląda. Tak samo jak jej Dzieci. Główna nawa ciągnie się pod sam sufit, ale wieża na frontowej fasadzie, jest podzielona na liczne piętra. Niższe zamieszkują pośledni wyznawcy, zaś wyższe są zarezerwowana dla kapłanów wysokiej rangi. Twoja purpurowa szata mogłaby ci zapewnić dostęp, ale i tak nie dostaniesz się do prywatnej kwatery Morfeusza. To człowiek, który zawiaduje całym kościołem. Jako jedyny posiada specjalny klucz umożliwiający mu zejście do podziemnego sanktuarium. Nikt poza nim nigdy tam nie był. Śledziłam go kiedyś, aż do zamkniętych, nigdy nie otwieranych drzwi. Morfeusz wyciągnął czarny symbol, pogmerał przez moment przy zamku i dostał się do środka. Nie znam żadnych szczegółów jego wizyt, tam na dole, ale ja i kilka innych osób przypuszczamy, że pod Katedrą faktycznie mieści się Krypta. Morfeusz utrzymuje, iż został naznaczony przez samego Mistrza jako jego namiestnik. Tylko on ma z nim kontakt i tylko on niesie bezpośrednio jego słowo i rozkazy. Można domniemywać, że sam Mistrz znajduje się na jednym z wewnętrznych poziomów Krypty.
Blaine zamyślił się. Jeżeli pod Katedrą Dzieci faktycznie mieścił się przeciwatomowy schron, co na dobrą sprawę było bardzo prawdopodobne, to Katedra sama w sobie została wykonana w taki sposób, by przetrwać większość znanych ludzkości klęsk naturalnych i taktycznych uderzeń. Jej grube mury chroniły przed promieniowaniem i podmuchem eksplozji termojądrowej. Ulokowanie Krypty w głębokich, podziemnych kondygnacjach, zdawało się dobrym pomysłem. Jeżeli taka dziura jak Bakersfield, doczekała się swojej, to niemożliwe jest, by Los Angeles zostało pominięte.
- Nie próbowałaś dostać się do środka?
- Nie. Drzwi nie mają tradycyjnego zamka. Tak jak ci mówiłam, tylko Morfeusz posiada klucz. Czarny symbol Dzieci Katedry – Laura sięgnęła do zanadrza jednej z poł habitu. – Zobacz, Dzieci niższego szczebla, takie jak ja, otrzymują czerwony symbol do pomieszczeń mieszkalnych. Mój pokój znajduje się na drugim piętrze wieży. Po prawej stronie, za ołtarzem w głównej sali, są drzwi prowadzące do zakrystii. Schody za nimi ciągną się aż po sam szczyt najwyższych pomieszczeń kościoła. Mogę otworzyć te drzwi, ale tylko Morfeusz ma prawo i narzędzia do otwierania tych wiodących do wewnętrznego sanktuarium.
Blaine zaczął rozumieć, do czego będzie sprowadzała się jego obecność w Katedrze.
- Przypuszczam, że masz jakiś pomysł na podprowadzenie mu klucza?
Laura westchnęła.
- Chyba tak. Jest nieco ryzykowny, ale może się udać…
Uczestniczący w odprawianych w głównej nawie modłach tłum, zawył zwierzęcym rykiem pełnym ekscytacji. Jego głuchy odgłos przebił się przez grube ściany pomieszczenia do spowiedzi. Przypominał wydobywające się spod wody dudnienie.
- Ile mamy jeszcze czasu?
- Jakieś dwadzieścia minut. Potem wszyscy zaczną się rozchodzić do swoim pokoi. Wieczorem będzie druga msza. Powinniśmy zaczekać do nocy. Wtedy jest najbezpieczniej.
- Nie wiem, czy mogę sobie na to pozwolić. Ktoś mnie rozpozna. Ta szata pochodzi z kościoła w Hub. Słyszałaś, że tamtejsza Wielka Kapłanka nie żyje?
Laura pobladła na twarzy rozszerzając ze zdumienia oczy.
- Nie. Nie słyszałam o tym. Wydaje mi się, że nikt tutaj o tym nie słyszał. Skąd to wiesz?
Blaine Kelly opuścił zasnuwający mu głowę kaptur. Utkwił spojrzenie w dziewczynie. Jego otoczone niemalże czarnymi tęczówkami źrenice, miały w sobie coś złowieszczo niepokojącego. Coś, urzekającego, czemu chciało się zaufać, nawet wbrew słyszanego w głębi głowy szeptowi, który podpowiadał, że ich właściciel jest niebezpiecznym człowiekiem.
Bardzo niebezpiecznym.
- Powiedzmy, że byłem przy okazji w Hub, kiedy to się stało. Jeżeli ktoś na wyższym szczeblu wie o masakrze, mogą mnie rozpoznać. Ilu ludzi w Katedrze nosi purpurowe szaty?
- Relatywnie niewielu – przyznała Laura.
- No właśnie. Pewnie wszyscy się znają. Obecność kogoś nowego od razu wzbudzi podejrzenia.
Laura zerknęła w stronę wzmocnionego stalą kufra. Blaine powiódł za jej wzrokiem.
- Myślę, że na to możemy coś zaradzić – oznajmiła dziewczyna spokojnym, rzeczowym tonem. – Ale o tym później. To też jest część mojego planu.
Blaine kiwnął głową. Coś strzyknęło mu delikatnie w karku.
- Słucham.
- Dobrze. Oto, co wymyśliłam. Ostatnia wieczorna liturgia odbywa się o godzinie dwudziestej pierwszej. Trwa równo godzinę. O dwudziestej drugiej trzydzieści, większość Dzieci jest już w swoich pokojach. Jedynie ci pełniący nocne posługi w nawach bocznych i stewardzi wyższych kapłanów, krzątają się wtedy po korytarzach. Jest ich jednak niewielu. Jeden, noszący purpurowy habit, chłopak o imieniu Jerry, stanowi kluczowe ogniwo naszego planu. Morfeusz zamyka się w swojej kwaterze, tuż po wieczornej liturgii i nie wychodzi stamtąd do rana. Zawsze jednak pomiędzy godziną dwudziestą czwartą, a pierwszą w nocy, Jerry przynosi mu z kuchni tacę z przekąskami. Nosi mocno opadający na twarz kaptur, a wyższe poziomy są dodatkowo strzeżone przez Mrocznych. Jeżeli ktoś w habicie mojego koloru, spróbuje na nie wejść, zostanie natychmiast zawrócony. Najwyższe piętro, tam, gdzie znajdują się prywatne pomieszczenia Morfeusza… cóż, ono jest zarezerwowane tylko dla niego, niewielkiej stróżówki Mrocznych i dla Jerry’ego. Ciężko rozpoznać szwędającą się po nocy postać. Sam widzisz jak ciemno jest tu za dnia. Kiedy zachodzi słońce, korytarze są praktycznie czarne jak smoła. Jedynie niewielkie, czerwone iluminatory rozświetlają schody. Mroczni są przyzwyczajeni do widoku dzierżącego tacę Jerry’ego. Jeżeli udałoby się go nam porwać, zakneblować i wysłać do Morfeusza ciebie, wtedy mógłbyś zabrać mu klucz i zejść do podziemi. Noc to bezpieczna i dobra pora. Jest tylko jeden problem…
Oczywiście, pomyślał Blaine. W takich sytuacjach zawsze pojawia się „jeden problem”. Nie żeby to wszystko nie było kłębowiskiem i zbieraniną problemów samych w sobie. Nie wspominając już o ryzyku i absurdzie samej sytuacji.
- Jaki? – zapytał z uprzejmością w głosie, próbując skryć cisnący mu się na usta wulgarny sarkazm.
- Krążą plotki, że Morfeusz i Jerry… wiesz, wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy swoje potrzeby – Laura spojrzała na Blaina w wyjątkowo jednoznaczny sposób. – Ludzie mówią, że Jerry nie przynosi mu tam tylko przekąsek. To znaczy, to nocne podjadanie jest właściwie pretekstem. Główną przekąskę stanowi…
- Jerry? – przerwał jej Blaine nie mogący ukryć rozbawienia.
Laura pokiwała głową nie odrywając z niego swoim niebieskich, przymrużonych oczu.
- Tak. Jerry jest twojej postury, ale nieco zniewieściały. Ma charakterystyczne ruchy. Wiesz, to się zauważa. Słyszałam kiedyś, jak wyżsi kapłani podśmiewali się z niego. Oczywiście, żarty takie nigdy nie mają miejsca w obecności Morfeusza. Przypuszczam jednak, że są prawdziwe, a nasz Najwyższy Kapłan bardzo lubi młodych, słodkich chłopców.
- Świetnie – mruknął Kelly. – Tylko jak według ciebie mam mu zabrać klucz? Gdy tylko wejdę do pokoju z tacą i każe mi zdjąć kaptur, rozpozna mnie, a wtedy podniesie alarm.
Laura trwała w bezruchu, tak jak trwały jej zimne, nordyckie oczy. Blaine Kelly zaczynał z wolna rozumieć ryzyko, jakie oboje mają zamiar podjąć.