Выбрать главу

- Będziesz musiał go zabić.

Sala główna ponownie zadudniła od ryków i krzyków wiernych. Oświetlające niewielkie, konspiracyjne pomieszczenie, czerwone jarzeniówki, zamrugały kilkukrotnie. Blaine zmrużył powieki w zamyśleniu.

- Czy Jerry zostaje u Morfeusza na całą noc?

- Nie. Z reguły przynosi mu tacę z przekąskami. Zostaje u niego kilkadziesiąt minut, a potem wychodzi, odnosi tacę do kuchni na dole i wraca z powrotem do siebie.

Kelly pokiwał głową, jak gdyby słowa wypowiedziane przez Laurę pasowały do planowanej przez niego wersji wydarzeń.

- To się dobrze składa. Można zlikwidować Morfeusza, poinformować strażników na górze, że Najwyższy Kapłan udaje się na spoczynek i teoretycznie morderstwo nie powinno wyjść na jaw przez… o której zaczynają się poranne praktyki wyznaniowe?

Laura parsknęła.

- Pięknie to ująłeś. Katedra budzi się do życia o godzinie siódmej rano. Jednak Morfeusz zaszczyca swoich podopiecznych obecnością dopiero o dziewiątej. Wcześniej zjada śniadanie. Dostarczone naturalnie przez Jerry’ego.

- Mamy zatem, co najmniej sześć godzin. Powinno wystarczyć. Jerry’ego też musimy zlikwidować.

- Możemy to zrobić w moim pokoju na drugim piętrze. Zakneblujemy go, zabierzesz mu tacę i pójdziesz do Morfeusza.

- Mam lepszy pomysł – Blaine sięgnął ręką do lewej kieszeni swojego purpurowego habitu. Laura utkwiła wzrok w małym, złotym pistolecie. Przez moment dało się zauważyć gęstniejący na jej twarzy niepokój.

Spojrzała na Blaina pytająco.

- To pistolet, który znalazłem na pustyni. Możesz mi nie wierzyć, ale ma unikalne właściwości. Słyszałaś o wiązkach gorącej plazmy?

Laura przytaknęła.

- Cóż, to cacko to coś podobnego. Tyle, że wystrzeliwana wiązka anihiluje obiekt.

- Anihiluje? – w głosie Laury rozbrzmiewało silne powątpienie. – Przecież to niemożliwe.

- Też tak myślałem. Musisz mi uwierzyć na słowo. Trafisz z tego kogoś i nie zostanie po nim nawet szczypta pyłu. Możemy po cichu załatwić Jerry’ego. Zabierzemy mu tacę, a potem „puf” i słodki pedałek znika. Zupełnie jak kutas w jego dupie. Potem to samo zrobię z Morfeuszem.

- To brzmi sensownie. Jeżeli nie będzie ciał, ludzie mogą pomyśleć, że Morfeusz załatwia jakieś ważne sprawy na dole. Zwłaszcza, jeżeli ty zejdziesz do środka. Jego szata nie różni się niczym od twojej. Jeżeli naciągniesz mocno kaptur i będziesz trzymał głowę pochyloną do przodu, Mroczni nie powinni się zorientować.

- Właśnie, kim oni dokładnie są?

- Mroczni? – Laura uniosła brwi. – Supermutanty, tylko… nieco bardziej szarzy i inteligentni. Elita straży przybocznej. Widziałam, jak Dzieci i wierni wchodzili pod okiem Morfeusza do wewnętrznego sanktuarium, a potem wychodzili stamtąd Mroczni. Przypuszczam, że gdzieś tam na dole, przemieniają ludzi w mutanty. Potem kierują ich na północ. Nie wiem dokąd.

- Baza w górach. Maxson uważa, że mają placówkę na północnym zachodzie, daleko stąd. Mogą tam być kadzie z FEV.

Laura zmarszczyła czoło ściągając brwi.

- FEV?

Odgłosy docierające zza grubych ścian zaczynały słabnąć. Blainowi wydawało się, że słyszy szmery i poruszenie, a potem odsuwane nieco do tyłu drewniane ławy.

- Nie ma sensu, żebym ci to teraz wyjaśniał.

Laura przytaknęła odwracając się wymownie ku tylnej ścianie. Nie było wątpliwości, że liturgia właśnie się kończy.

- Co masz zamiar zrobić, kiedy już tam zejdziesz?

Blaine Kelly sam się nad tym zastanawiał. Przez dwa ostatnie dni spędzone pośród Uczniów Apokalipsy, zastanawiał się nad tym długo i wnikliwie. Bardzo chciał, by było jakieś inne rozwiązanie, ale z tego, co poznał i zrozumiał do tej pory, wiedział, że jeśli jego Krypta ma pozostać zamknięta, a zamieszkujący ją ludzie bezpieczni, armia Supermutantów musi zniknąć z powierzchni ziemi. Tym samym, Mistrz, ich manifestacja żywego Boga, musi do niej dołączyć.

- Zabiję go.

- Tak też przypuszczałam. Wiem, że Nicole i Bractwo od zawsze przeczuwało, że ten dzień nadejdzie. Bardziej oczekiwałabym zmasowanego najazdu całej armii paladynów, ale obawiam się, iż niewiele by nam to dało. Nie, masz rację – dodała po chwili namysłu. – Trzeba działać z ukrycia. Jak zagrzebany w piasku wąż, atakujący swoją ofiarę w ostatniej chwili, kiedy ta zupełnie nie spodziewa się tego, co ma za chwilę nastąpić. Nie wiem, jak on wygląda i nie wiem kim jest, ale przypuszczam, że trzyma tam na dole cały garnizon. Nie uda ci się go zwyciężyć w otwartej walce. Jest jednak coś, co może ci pomoc.

Blaine wpatrywał się w Laurę z zapartym tchem. Kiedy wyczekująca cisza przedłużała się, zapytał w końcu:

- Co?

Laura pochyliła nieco głowę, uśmiechając się sardonicznie i prezentując światu swoje białe zęby. Pośród karmazynowego mroku, z opasającą ich łydki gęstą mgłą, nabrała nieco demonicznego charakteru. Blaine przełknął ślinę bojąc się tego, co za chwilę usłyszy.

- Bomba atomowa. Tam na dole jest bomba atomowa…

188

Plan wydawał się być dobry, o ile można w ogóle mówić o czymś takim z perspektywy osoby, która zamierzała właśnie dokonać detonacji głowicy termojądrowej. Ale co innego mogliśmy zrobić? Strzelać do wszystkich z Blastera? Udać się na pertraktacje i poprosić Mistrza, aby raz jeszcze przemyślał swoje koncepcje czystości rasowej? Odwrócić się i odejść?

Nie, to byłoby nierozsądne. Tak naprawdę nie mieliśmy wyboru i jak bardzo nie pragnąłem w głębi siebie, by wszystko to potoczyło się zupełnie inaczej, tak gdzieś obok wiedziałem, że zabrnąłem za daleko i nie ma już odwrotu.

Właściwie, nie wiedziałem nawet jak do tego doszło. Pamiętam dobrze pierwsze kroki w pełnej kalifornijskich szczurów jaskini. Pamiętam kontakt z ludnością Cienistych Piasków i powrót do domu. Jakim cudem, na Boga… za sprawą jakiej przewrotnej Opatrzności, doszło do tego, że jestem tu teraz, w pokoju Laury, mieszczącym się na drugim piętrze Katedry i czekam, aż wszystko zazębi się tworząc warunki do rozpoczęcia naszego małego planu o wielkich reperkusjach.

Detonacja głowicy atomowej. Boże, miej mnie w swojej opiece. Razem z Laurą zadecydowaliśmy, że gdy tylko pochwycimy Jerry’ego, zamienię moją obecną szatę (Laura wyciągnęła podobny do jej habitu frak z drewnianego kufra w pomieszczeniu dla penitentów i nakazała mi go przyodziać. W ten sposób mieliśmy pozostać poza podejrzeniami, gdyby ktoś natknął się na nas na jednym z korytarzy prowadzących na wieżę) i ruszę prosto do Morfeusza. Zabiorę klucz do Wewnętrznego Sanktuarium i zabiję tego spedalonego skurwysyna. Kiedy Laura zobaczy, że schodzę po schodach, spakuje to, co ma do zabrania i ruszy na północ do Uczniów Apokalipsy. Przy odrobinie szczęścia powinienem jeszcze spotkać ją w Bractwie Stali. W ten sposób Maxson dowie się o naszym wyczynie, nim będę miał sposobność porozmawiać z nim osobiście i być może uda mu się przekonać Starzyznę o potrzebie inwazji na północy.

Zobaczymy. Wszystko to kreślimy w bardzo optymistycznych barwach. Prawda jest jednak taka, iż gdzieś w głębi siebie, zaczynam akceptować ryzyko tej karkołomnej misji. Wiem, że mogę nie wrócić. Jeżeli tak by się stało, moją nadzieję pokładam w Laurze i w Bractwie Stali. Wiem, że ci ludzie zrobią wszystko, by przeciwstawić się Mistrzowi i jego armii. Być może moja Krypta przetrwa, mimo wszystko.

Taką mam nadzieję.

Ktoś się zbliża. Słyszę docierające z korytarza kroki. Teraz nie ma już odwrotu.

Boże, gdziekolwiek jesteś, miej nas w swojej opiece.

189

Jerry przemykał przez spowity ciemnością korytarz na drugim piętrze wieży. Korytarz był pusty i cichy. Jedyne dźwięki wydawały jego podkute gumową podeszwą sandały, taca z kanapkami i strzelista, smukła szklanka pomarańczowego soku.