Garl zaniósł się obłąkańczym śmiechem. Śmiał się dobitnie, spiżowo, a wraz z nim śmiali się wszyscy - poza Blainem, Ianem i dwiema przerżniętymi już chyba na wylot, posiniaczonymi kobietami.
- Gwen – rzucił przywódca Chanów do stojącej obok niego kobiety o czarnych włosach. – Przyprowadź no tę cizię. Piesek tatusia chciałby pewnie zobaczyć, czy dziewczynka jest cała i zdrowa.
Kiedy Gwen zniknęła w znajdujących się na wschodniej ścianie drzwiach, wyczekujący z duszą na ramieniu Blaine usłyszał szczebiot zardzewiałej zasuwy. Potem zaskrzypiały drzwi, Gwen rzuciła kilka wybitnych wulgaryzmów, których nie będziemy tutaj przytaczać z oczywistych względów, a następnie dało się słyszeć odgłos kroków czterech stópek.
Do pomieszczenia audiencyjnego Garla weszła drepcząca i rozglądająca się niepewnie córka Aradesh’a. Tandi była w zadziwiająco dobrej formie. Wyglądało na to, że włos jej z głowy nie spadł, a z jej spojrzenia dało się wyczytać, iż wszystko to traktuje jak świetną przygodę, ale jednocześnie ma już ochotę wracać do domu.
Oczywiście Garl nie był głupi. Mógł porywać wieśniaczki, mógł bić, gwałcić i maltretować je do woli. Mógł potem sprzedawać je jako niewolnice inkasując przy tym naprawdę pokaźne sumki w kapslach i powiększać swoje imperium tocząc wojny ze Żmijami, Szakalami i generalnie nękać wszystko, na co przyszła mu ochota. Jednak gdzieś poza zewnętrzną warstwą bestialstwa kryła się lodowata, kalkulacyjna logika i Garl bardzo dobrze wiedział, że prawdziwa władza w post-apokaliptycznym świecie należy do kapsli Nuka-Coli. Stąd, gdy od dobra i stanu towaru zależała ilość należnej za niego forsy, Garl robił wszystko, by uzyskać jak największą sumę.
Stąd Tandi nic się nie stało. Dla oszalałego z rozpaczy i nadmiaru jaskiniowych grzybów ojca, córeczka była znacznie więcej warta żywa i dobrze zachowana, niż na wpół żywa, skatowana i wyruchana przez całą tutejszą kompanię wesołków.
Przywódca Chanów wskazał srebrzystym pistoletem na córkę króla kloszardów.
- Jak widzisz, chłoptasiu, dziewczynka jest cała i zdrowa. Włos jej z tej pięknej główki nie spadł, ale muszę przyznać, czasami ciężko było mi się powstrzymać. Nad chłopakami panuję, sam rozumiesz, wszyscy mnie tu szanują – wyszczerzył pożółkłe, zbrązowiałe gdzieniegdzie zęby w sardonicznym uśmiechu – ale nad swoim własnym fiutem czasami nie potrafię. Dlatego te dwie biedne dziwki tutaj przeżywały ciężkie chwile. Musiałem jakoś dać upust własnej frustracji, prawda cipeczki?
Garl złapał się lubieżnie za jaja potrząsając nimi w bardzo jednoznacznym geście. Splunął również strużką oleistej, czarnej wręcz śliny, a następnie zbliżył się do jednej z kobiet i bezceremonialnie zdzielił ją w już i tak przypominający dojrzałą węgierską śliwkę pysk.
Dziewczyna zachwiała się i upadła kuląc w sobie. Druga momentalnie odsunęła się skomląc, lecz Garl stracił już nimi zainteresowanie.
- No, to teraz powiedz mi chłopaczku, co masz dla mnie? Chętnie oddam ci tę małą cipę, z której i tak nie ma tutaj żadnego pożytku – znów śmiech zebranych w pomieszczeniu – ale musisz mi zaproponować coś ekstra!
Spokojnie, Blaine. Ten psychol prowadzi negocjacje na swój własny, wyjątkowo agresywny sposób. Wszystko jest uzgodnione. Portie r-wykidajło wszystkim się zajął! To tylko gra, Blaine. Inscenizacja. Nie musisz się bać.
Ale Blaine Kelly bał się. Bał się bardziej niż pierwszego dnia o godzinie siódmej dwadzieścia jeden, kiedy przyszło mu opuścić bezpieczne ściany Krypty 13 i po raz pierwszy spojrzeć w mroczną pustkę świata zewnętrznego. Potem pojawiły się myszy… szczury… i cała reszta nieszczęść. Teraz, spoglądając na osobę Garla bez nazwiska, Blaine w pełni zrozumiał, iż to, co stwierdził tamtego dnia było absolutną prawdą: jakkolwiek nie wyglądał teraz wzbogacony okrucieństwem atomu świat zewnętrzny, człowiek wciąż stanowił w nim najokrutniejsze i najbardziej bezwzględne zwierzę.
- Tysiąc kapsli. Taką nagrodę zaoferował mi Aradesh. Tysiąc kapsli do podziału pół na pół dla ciebie i dla mnie.
- Niezła sumka, ale gdybym sprzedał tę dziwkę Kafarowi z Hub, dostałbym dwa razy tyle i pewnie ze trzy ciasne kurwy tylko dla mnie.
- Mam też coś, co może ci się przydać. Coś, za co będziesz mógł wziąć dużo pieniędzy. Miejsce, które możesz złupić, zniewolić mieszkańców, a nawet żyć tam jak król! Nikt nie będzie cię niepokoił i nikt już nigdy nie będzie stanowił dla ciebie zagrożenia. Takie Żmije czy Szakale, wytniesz ich w pień, a sam zostaniesz przywódcą wszystkich najeźdźców na pustkowiach! Nawet Bractwo Stali będzie ci mogło skoczyć.
Oczy Garla zwęziły się w dobrze znanym Blainowi stylu. Blaine wiedział, że ma go w garści.
- Mów dalej, chłopczyku…
Lecz zamiast mówić Blaine odwrócił się i rozpiął ekler swojej kultowej skórzanej kurtki. Odsłonił nieco barki, potem plecy, tak aby Garl mógł się przyjrzeć widniejącej na jego standardowym kombinezonie liczbie.
- Poznajesz to? Kojarzy ci się z czymś?
Garl oczywiście bardzo dobrze poznał to, co ujrzały jego zimne oczy. Kiedyś, kiedy ustawicznie nękał tę zawszoną Kryptę 15, wszędzie widział podobne znaki. Mordowane i porywane przez niego dziwki i kutasy, wszyscy chodzili w takich samych, pedalskich, obcisłych kombinezonikach.
Tyle, że tamci zamiast trzynastki, mieli na plecach wielką żółtą piętnastkę.
- Jesteś… jesteś z Krypty?
Blaine zdążył już narzucić skórę z powrotem na plecy i zapiąć suwak. Pokiwał głową.
- Tak. Mój Nadzorca, kawał podstarzałego i zniewieściałego dupka, skazał mnie na wygnanie. Odebrał mi wszystko, co znałem i na czym mi zależało, ale jednej rzeczy nie mógł zawłaszczyć: pamięci o lokalizacji schronu. Przyznam, że nic by mnie bardziej nie obeszło, gdyby ktoś dokonał zmasowanego ataku na bunkier. Jeszcze mniej bym się przejął, gdyby temu – Blaine zebrał kleistą grudę śliny i z obrzydzeniem splunął na podłogę – parszywemu skurwielowi stała się krzywda.
- Podaj mi lokalizację Krypty – szepnął Garl niemalże w ekstazie. – Chcę ją poznać. Chcę…
- Masz mapę zachodniej Kalifornii?
- Gwen!!!
Przyniesiona przez kaprawą rozbójniczkę mapa błyskawicznie pojawiła się na ulubionym biurku największego bandyty w okolicy. Było mocno zatarta, część rogów została podarta, a w niektórych miejscach zamiast lokalnej topografii widniały zionące pustką dziury. Mimo to Blaine nie miał problemów ze zlokalizowaniem pasma Coast Ranges. Delikatnie, spokojnie powiódł wzrokiem nieco dalej na północ i na chybił trafił postawił kropkę w miejscu, które uznał za stosowne.
Była to jakaś góra. Daleko na północny zachód od Cienistych Piasków. Poza tym, Bóg jeden raczy wiedzieć, co Garl tam znajdzie. Na pewno nie Kryptę 13.
- Jaki jest kod dostępowy? – indagował przywódca Chanów. Blaine nie miał już najmniejszych wątpliwości, że to właśnie on wyłupał główną gródź w Krypcie 15.
- Nie wiem. Zablokowali mi dostęp, ale precyzyjne umocowanie kilkunastu wiązek dynamitu tuż na klamrze zatrzaskowej powinno wysadzić drzwi w powietrze.
- Ta… - mruknął Garl sam do siebie. – Wiem jak to się robi…
Przez chwilę panowała niezręczna, wciąż dość napięta cisza. Tandi i Ian, czterech odzianych w skóry jaszczurek najeźdźców i dwie zmaltretowane kobiety, wszyscy przyglądali się negocjującej dwójce z jakąś dziwną, bezbrzeżną fascynacją i wyczekiwaniem.
Oczywiście wyczekiwanie dotyczyło Tandi, Iana i dwóch seksualnych niewolnic. Jednak dla tych ostatnich nic nie dało się teraz zrobić. Może później, lecz kiedy Blaine po raz kolejny pojawi się w obozie Chanów, będzie już innym człowiekiem - bardziej podobnym do Jesse Jamesa niż Blaina Kelly. Wtedy żadna siła nie uratuje tych, którzy nieopatrznie znajdą się w zasięgu jego spluwy. A spluwa ta będzie miała ogromny rozrzut…
Ale o tym później. Dużo później. Teraz skupmy się na rozluźnieniu atmosfery w audiencyjnym pokoju Garla i bezpiecznym odeskortowaniu Tandi do domu. Do Cienistych Piasków. Potem natomiast musimy znaleźć hydroprocesor.
- Zatem, umowa stoi? Mogę zabrać dziewczynę?
Garl skinął głową wpatrzony w mapę zachodniej Kalifornii z naniesioną lokalizacją Krypty 13. Wyglądał jak zahipnotyzowana samica ptasznika tuż przed aktem godowym.