Выбрать главу

- To było takie szybkie… Moi bracia zginęli… Nie mogli pomóc…

- Kim jesteś?

- Ja, jestem… nie pamiętam – mutant stęknął, niewątpliwie z żalu. – Byłem… dowódcą… To… może moja taśma…

Supermutant rachitycznym, obkupionym niewyobrażalnym wręcz wysiłkiem gestem, uniósł w górę przypominającą wyrzeźbioną w marmurze łapę.

Trzymał w niej zakrwawiony holodysk.

Blaine odebrał taśmę. Mutant opuścił rękę, krzyżując ją z druga na piersi. Oddychał spokojnie.

- Skąd przybyłeś?

- My… Szukaliśmy pierwszorzędnych… Przyszliśmy z… z północnego zachodu…

Blaine Kelly miał złe przeczucia. Odruchowo pomyślał o opowieści Harolda i szaleńcu pochodzącym z pustyni.

- Ojciec… Gdzie jesteś, Ojcze? Taaaaaak… Mistrzu…

Po tych słowach wielki, zielony Supermutant, być może facet, wydał ostatnie tchnienie i niczym hydroprocesor w Krypcie 13, wyzionął ducha.

72

Zmierzając w stronę Hub, Blaine uznał, iż los odwrócił się ku niemu swoją lepszą stroną. Nie tylko udało mu się rozwiązać zagadkę zaginionych karawan, ale również uniknął bezpośredniej konfrontacji ze Szponem Śmierci. Wychodząc cało z opresji, martwił się nieco mokrą plamą w kroczu i zaginięciem swojego wiernego psa, Ochłapa.

Jednak Ochłap, wierny pies, jak to mają w zwyczaju najlepsi przyjaciele, odnalazł się szybko i sprawnie i kiedy tylko ujrzał swojego pana, rozglądającego się po drodze, popruł ku niemu z prędkością wyścigowego konia.

Wlatując w czekającego z szeroko rozpostartymi ramionami Blaina, skoczył chłopakowi na klatkę i siłą rozpędu przewrócił go na plecy. Przez dłuższy moment człowiek nie mógł opędzić się od czułości swojego psa - namiętnie liżącego go szorstkim jęzorem po nosie, policzkach i podbródku.

Zbliżając się do miasta, Blaine Kelly nie mógł się już doczekać, kiedy podłączy do swojego PipBoy’a 2000 przekazaną mu przez Supermutanta taśmą. Pomimo, iż od środka zżerała go ciekawość, nie miał odwagi robić tego na środku pustyni.

Szpon Śmierci pozostał w zaanektowanej przez niego pieczarze o zakamarkach usłanych skorupkami spękanych jajek. Blaine próbował przeanalizować, dlaczego nigdzie nie było żadnych małych. Niewątpliwie przyszły na ten zimny i bezwzględny świat poprzez wyklucie. Patrząc na ilość wapiennych fragmentów, powinna być ich cała chmara.

Ale nie było.

Najwyraźniej Szpon Śmierci przeżywał chude lata i nie mogąc wykarmić swoich małych, oddawał się aktom swoistego kanibalizmu. Tym samym Blaine nie miał najmniejszego zamiaru ryzykować w jaskini. Nie miał również zamiaru paradować po największym mieście pustkowi z prześmiardniętymi od kwaśnego moczu gaciami. Ku własnej radości i radości spragnionego po berku Ochłapa, obaj znaleźli niewielkie źródełko względnie czystej wody. Licznik Geigera potwierdził czystość płynu i Blaine przebrał się, obmył i nałożył świeżą bieliznę.

Słońce prażyło tego dnia wyjątkowo mocno. Rozwieszenie mokrych majtek na pomarszczonym, spiczastym kaktusie o nielicznych igłach wydawało się dobrym rozwiązaniem.

Po trzydziestu minutach pies i człowiek ruszyli w stronę malującego się na horyzoncie miasta Hub.

73

Zapis transmisji mutantów:

NADAWCA: Baza, tu druga drużyna szabrowników. Zgłoście się. Odbiór.

ODBIORCA: Słyszymy was głośno i wyraźnie. Kontynuujcie. Odbiór.

NADAWCA: Zebraliśmy czterech samców, dwie samice i ich zapasy z karawany. Nie są szczególnie mocno skażeni. Przekażcie porucznikowi, że wysyłamy ich przed nami. Mogą być w stanie przetrwać proces. My poczekamy tu jeszcze parę dni, żeby spróbować.

ODBIORCA: Zrozumiano. Czy podczas pozyskania zostały poniesione jakieś straty? Odbiór.

NADAWCA: Zaprzeczam. Kolejna czysta akcja. Baza, przekażcie też pierwszej drużynie szabrowników, że napotkaliśmy ten sam problem, co oni. Jeden z naszych zwiadowców nie powrócił z obchodu. Kilku innych zgłosiło, że wczorajszej nocy zaobserwowali w pobliżu naszego obozu coś dużego i szybkiego. Sprawdzę to osobiście. Jutro rano około godziny 6:00. Odbiór.

ODBIORCA: Zrozumiano. Będziemy oczekiwać waszego raportu. W miarę możliwości spróbujcie to złapać. Mistrz byłby bardzo zadowolony. Bez odbioru.

74

Zastanawiając się nad przebiegiem transmisji pomiędzy patrolem Supermutantów, a ich bazą, ogarniały mnie coraz bardziej pochmurne myśli. Przed wysnuciem jakiś dalece idących, pragmatycznych konstatacji powstrzymywał mnie fakt, iż nie dysponowałem odpowiednią ilością wiarygodnych danych. Mimo to niczym jeden z mentatów w Diunie byłem skłonny stwierdzić, co następuję:

- wspomniany przez Killiana szaleniec wizytujący jego sklep w Złomowie, wcale nie wydawał mi się już tak bardzo szalony.

- zorganizowane oddziały zielonych, czterystu funtowych facetów porywały ludzkie kobiety i mężczyzn, a następnie poddawali ich jakiemuś niepokojącemu procesowi. Bardzo to przypominało historię Harolda.

- świat zewnętrzny roił się od najróżniejszych form mutacji. Jaskiniowe szczury kalifornijskie, świnioszczury, kretoszczury, zmutowane legwany cesarskie i Szpony Śmierci. Jednak wedle moich dawnych przypuszczeń, wszystkie one stanowiły niewielkie zmartwienie w konfrontacji z najgroźniejszym i najbardziej krwiożerczym gatunkiem ze wszystkich: człowiekiem.

- A raczej Supermutantem. Wyglądało na to, że niejaki Mistrz tworzył gdzieś armię. Jej cele i intencje pozostawały na razie nieznane. Jednak coś mówiło mi, że reperkusje będą zgubne dla całej ludzkości.

Powinienem przyjrzeć się całej sprawie bliżej. Miałem jednak dojmująco niepokojące wrażenie, iż to ona pierwsza przyjrzy się mi.

I co gorsza, nie będę miał żadnego wyboru, jak tylko odpowiedzieć na jej spojrzenie…

Richard Grey. Richard Grey. Co takiego było w tym nazwisku? Richard Grey…

75

Kiedy tylko Blaine pojawił się w centrum operacyjnym Wszędobylskich Handlowców, Rutger wskazał kciukiem na znajdujące się za jego plecami drzwi.

Butch Harris stał dokładnie w tym samym miejscu, co wcześniej i robił dokładnie to samo.

Czyli z grubsza nic.

Ujrzawszy Blaina, jak gdyby nieco się ożywił, a jego oczy zalśniły triumfalnie. Nie był to jednak triumf na myśl o rozwiązaniu detektywistycznej zagadki spędzającej sen z powiek wszystkim handlowcom i ludziom związany w Hub z karawanami.

Bynajmniej, oczy Butcha Harris zalśniły głębokim cynizmem i przekonaniem, iż Blaine powrócił z podkulonym niczym sapiący obok niego pies ogonem oraz cisnącymi się na usta słowami: „poddaję się, ten potwór… ten Szpon Śmierci jest niezniszczalny!”.

Jakże wielkie było zdziwienie tego niegroźnego intelektualnie człowieka, kiedy Blaine wspomniał mu, iż nie tylko znalazł sprawców ostatnich porwań, ale również widział Szpona Śmierci, zmierzył się z nim i wyszedł z tego epickiego starcia zwycięsko.

Wzrok Butcha Harrisa zmienił się nie do poznania. Przez moment przypominał antycznego prostaka, którego oczom ukazał się boski heros, a może i sam Bóg… dajmy na to Hades, groźny i podstępny władca Podziemi, który dybiąc na dusze śmiertelników porywał je i przypinał do ściany w Erebie.

Zapowiadało się na to, iż niebawem całe Hub zawrze od plotek. Prezes Wszędobylskich Handlowców oświadczył, iż sprawa jest rozwojowa, a on będzie musiał porozmawiać z Radą.