Выбрать главу

- Kurwa – syknął Kelly, kiedy chował się naprędce tam, gdzie czaił się Ochłap. – To ghule i świecą w ciemności. O co tu chodzi?

/ może są napromieniowani? /

Blaine pogładził Pogromcę Arbuzów i zerknął do komory spustowej. Potem wychylił się raz jeszcze zza okrytej grzybem ściany i przyjmując pozycję strzelca wyborowego, wypalił dwa razy.

Bang-bang!

Świecące ghule upadły na wykonaną z kostki podłogę mniej więcej w tym samym momencie. Oba przeniosły się do krainy wiecznych łowów, lecz żaden nie miał najwyraźniej zamiaru przestać świecić.

Pomimo zadanej śmierci, Blaine Kelly poczuł niepokój.

111

Tak jak przypuszczałem, te lśniące skurczybyki były napromieniowane jak psie jajka maczane w misie z roztworem płynnego uranu. Licznik Geigera praktycznie oszalał kilkukrotnie przekraczając skalę. Nie miałem bladego pojęcia, jaką dawkę radów wchłonęliśmy razem z Ochłapem. Być może to tylko moje wymysły, moja fanaberyczna przezorność. Ale, kurwa, wolałem nie ryzykować! Będę zdejmował tych skurwieli z daleka – zważywszy na roztaczaną wokół nich świetlistą aurę, nie powinien to być najmniejszy problem. Teraz jak najszybciej na poziom dowodzenia, wyciągnąć hydroprocesor z komputera i brać nogi za pas.

Krypto 13, NADCHODZĘ!

(Ochłap jak zwykle w takiej chwili patrzy na mnie podejrzanie. Czasami zastanawiam się, czy ten pies nie ogarnia więcej, niż mi się wydaje).

Krypto 13, NADCHODZIMY!!!

112

Lecz nim Blaine i Ochłap doczłapią się (w dosłownym tego słowa znaczeniu) do grodzi Krypty 13, będą wpierw musieli rozprawić się z tym, co czeka na nich w Krypcie 12.

Na szczęście potężne wrota zewnętrzne stały otworem niczym bramy Królewskiej Przystani dla wkraczającego do miasta Tywina Lannistera. Komputer sterujący rytuałem wejścia, mechanizm uruchamiający: wszystko to dawno już zostało uwędzone. Blainowi przemknęła przez myśl wizja, gdzie napompowani promieniowaniem lśniący zamieniają w kupkę przepalonego popiołu wszystko, czego się nie dotkną.

Zupełnie jak naznaczony klątwą ozłocenia Król Midas.

Pomimo, iż główna gródź zachęcała do wejścia do środka, nigdzie nie dało się zauważyć potężnego, przypominającego koło z zębami bębna oddzielającego wnętrze Krypty od świata zewnętrznego. Jeżeli prawdą było to, co pisano w Przewodniku po Kryptach pani Stapleton, ten element mechanizmu zabezpieczającego mógł nigdy nie zostać zainstalowany.

Blaina przeszły ciarki. Gdyby za sprawą prześladującego go od początku wyprawy fatum, urodził się tutaj, a nie pod górskim masywem Coast Ranges, najprawdopodobniej to on świeciłby dzisiaj niczym psie…

Ochłap spoglądał srodze na swojego pana. Minę miał naburmuszoną.

- Dobra, dobra! Lepiej chodźmy do środka…

Weszli zatem do środka. Krypta była w opłakanym stanie, aczkolwiek i tak prezentowała się znacznie lepiej, niż ta leżąca na wschód od Cienistych Piasków.

Boże, Blaine, kiedy to było? Cieniste Piaski, Tandi, Król Kloszardów? Wydaje się jak lata świetlne od teraz, co?

Główne oświetlenie nie działało. Pracował jedynie system awaryjny, opierający się na zapasowym generatorze prądu. Było ciemno, ale nie tak ciemno, by zachodziła potrzeba wyciągania z plecaka flar.

Na szczęście wnętrze Krypty pozostawało względnie nienaruszone. Co prawda większość ścian zdążył już pokryć mech, grzyb i rdza, a wentylatory i studzienki wywietrzników porastały dyndające pod wpływem powietrza kępy czegoś, co do złudzenia przypominało wodorosty. Szyb windy, winda i panel przywołujący dźwig pomiędzy wszystkimi trzema poziomami, działał jednak bez zarzutu.

Blaine odetchnął z ulgą. Nie tylko z tego względu. Cieszył się, ponieważ poza dwoma wartownikami w korytarzu, poziom ten był zupełnie opustoszały…

WYMARŁY

… przez co chociaż przez moment on i pies mogli poczuć się względnie bezpiecznie.

Nacisnął przełącznik i ściągnął windę. Potem zastanawiając się przez moment nad wciśnięciem dwójki, odpuścił sobie ostatecznie zwiedzanie poziomu kwaterunkowego i zjechał od razu do centrum dowodzenia.

Tam, gdzie wedle jego głębokich nadziei, znajdował się komputer, mogący uratować życie tysiąca mieszkańców Krypty 13.

113

Komputer mogący uratować życie tysiąca mieszkańców Krypty 13 faktycznie, znajdował się tam, gdzie powinien. Dojście do niego było relatywnie proste i bezproblemowe. Korytarz wypuszczający się wprost z windy produkcji Vault-Tec był czyściuteńki (pod kątem lśniących ghuli) niczym pranie wyprane w nowej Dosi do tkanin białych i spłowiałych. Dopiero po skręceniu w lewo i przejściu przez prowadzące do centrum dowodzenia drzwi (te, które leżały pogrzebane pod stertą kamieni w Krypcie 15), ujrzałem trzech świecących niczym latarnie morskie skurczybyków. Stali pastwiąc się nad zwłokami jakiegoś odzianego w gumiaki i seledynowy kapok wieśniaka w kaszkiecie na głowie.

No dobra, może nie do końca się nad nim pastwili, ale kupiec (coś mi podpowiadało, że był to kupiec) leżał w pozycji rozwiniętego naleśnika z rękami wysoko ponad głową. Trzy ghule stały natomiast wpatrując się w niego swoimi oczami, wystającymi z obrośniętych białą kością czaszek.

Burczały, najwyraźniej komunikując się w jakimś nowopowstałym języku ghuli podziemnych.

Cóż, Pogromca Arbuzów przerwał ich dywagacje. Najpewniej nigdy nie dowiemy się, o czym chłopaki rozprawiali , ale z ich utkwionych w martwym człowieku spojrzeń, oraz wystających z pozbawionych warg ust języków, wielce prawdopodobne było, iż kombinowali w jaki sposób nieszczęśnika przyrządzić i czy zjeść go w całości, czy reglamentować sobie kawałek po kawałku, by na dłużej starczyło.

Pomieszczenie dowodzenia, rdzeń życia i funkcjonowania, być-albo-nie-być każdej Krypty (które nota bene wyglądały praktycznie tak samo) różnił się nieco od tego, co Blaine znał ze swojego domu. Otoczony wewnętrzną ścianą, przypominającą coś a la boks, system zarządzania całym podziemnym mikro-miasteczkiem, był ostatnim w podróży do najdalszego, południowo-wschodniego zakątka Krypty. Pokój, gdzie z reguły urzę dował Nadzorca, nie został tu nigdy wzniesiony.

Właściwie, nie mogę powiedzieć, by mnie to z dziwiło. Skoro Krypta 12 miała pozostać otwarta, a jej mieszkańcy pod wpływem jakiegoś mało wyszukanego i dość egoistycznego żartu, mieli przekształcić się w to, co pod wpływem twórczej mocy promieniowania ożyło we wnętrzu ich DNA, to nie było z grubsza sensu stawiać pomieszczenia dla dowódcy . Ten i tak bowiem przekształciłby się w niedługim czasie w drzewo…

Dobra, dosyć tych ckliwych i pozbawionych sensu refleksji. Omijając trupy świecących szerokim łukiem, podeszliśmy z Ochłapkiem do betonowego boksu.

Pracujący komputer wielkości pralki dla gigantów z powieści Jonathana Swifta, wydawał z siebie cichy poszum. Na konsolecie migały czerwone światełka. Jeden z trzech niewielkich ekraników świecił się śnieżąc na szaro.

Czując, jak słaniam się na nogach, pełen trwożliwej ekscytacji i perspektywy porażki, której pod żadnym pozorem nie dam rady przełknąć, zbliżył em się do głównego komputera Krypty 12.

Blaszana, zahaczona na zatrzask płytka po zwalająca technikowi serwisowemu dostać się do środka, znajdowała się na swoim miejscu. Stuknąłem w nią delikatnie czubkiem mojego trapera, a kiedy ta wyd ał z siebie puste, metaliczne dudnięcie, kopnąłem nieco mocniej i po chwili odgradzający mnie od wnętr za maszyny blok metalu, upadł ze szczękiem na podłogę.