Выбрать главу

Spuściłem go na dół. Wnętrze Blasku było ciemne jak najgłębszy tunel metra i przez większość czasu działałem po omacku. Kiedy poczułem, że pies stanął o własnych łapach, zrozumiałem, jaki błąd popełniłem. Musiałem odciąć linę i dzięki Stwórcy, że w moich jukach miałem jeszcze jedną. Przywiązałem ją, upewniłem się, że dobrze trzyma i z wolna, podpierając nogi o dawne umocnienia, rusztowania, warstwy betonu i fundamenty budowli, począłem opuszczać się do wnętrza piekła.

Ochłap czekał na mnie w całkowitym osłupieniu. Kiedy dotarłem do częściowo zasypanego przez gruz korytarza, rozciąłem okalającą psa linę. Muszę przyznać, iż po raz pierwszy w życiu miałem wrażenie, że Ochłap lada moment rzuci się na mnie i rozszarpie mi gardło. Zupełnie, jakby nie rozpoznawał mojej osoby . Nie mogłem zrzucić tego na karb postępującej choroby popromiennej, ani na okalające nas gęste ciemności. Moje oczy zdążyły się już do nich przyzwyczaić, zaś oczy psa o wiele lepiej radziły sobie z ciemnością.

Coś złego, niepokojącego i napawającego nieludzkim lękiem unosiło się w powietrzu. Ciemność, szarość, zniszczone, omszałe jakimś osobliwym gatunkiem porostu ściany. Girlandy wodorostów zwisających z sufitu. Nic nie działało. Oświetlenie, system wentylacji. W powietrzu panował zaduch, swąd spalenizny i śmierci. Śmierć dodatkowo świeciła. Cała atmosfera, każda płytka tworząca posadzkę, każda sterta gruzu, kamieni czy walających się wszędzie papierów, sprzętów biurowych, mebli itd., sprawiała wrażenie lśniącej swoim własnym, immanentnym światłem.

Wyciągnąłem licznik Geigera i zeskanowałe m okolicę. Słysząc zgrzytające trzeszczenie, czym prędzej schował go do plecaka, odczuwając narastający we mnie niepokój.

Razem z psem staliśmy przez ładną chwilę. Przypuszczam, iż oboje zastanawialiśmy się nad tym samym: czy po prostu nie opuścić tego upiorowiska i nie zapomnieć, że kiedykolwiek byliśmy w swojej odwadze na tyle głupi, by zapuścić się do jego wnętrza.

Bałem się jednak, że Blask nie pozwoli nam tak łatwo o sobie zapomnieć.

Wsłuchiwałem się w skrzypiące ściany i świszczący pomiędzy rurami oraz wyludnionymi, mrocznymi korytarzami wiatr. Ostatecznie, zebrałem się w sobie i ruszyłem wzdłuż wąskiego tunelu, który miał mnie zaprowadzić…

133

… dalej w głąb Starożytnego Zakonu. Nie wiedziałem zupełnie czego i gdzie mam szukać . Postanowiłem zdać się na towarzyszący i otaczający mnie do tej pory troską los. Zbadałem dwa pomieszczenia znajdujące się po lewej stronie ( ciągnącego ku południu ) korytarza. Pierwsze było puste - poza stołem i przewróconym krzesłem, zwodniczo podobnym do wyposażenia mojej Krypty. Kolejne poczęstowało mnie dwoma trupami. Jeden został całkowicie spalony, zaś jego czarne ciało przypominało spękany drzewny węgiel. Drugi, cóż, nad drugim wolałem się za bardzo nie zastanawiać. Nie pozostało nic poza kośćmi, lecz kości te zdawały się być ogryzione. Zupełnie, jakby coś, jakiś drapieżnik czy monstrum, opędzlow ało go z każdego skrawka mięsa.

Bałem się, że w Blasku może czaić się coś więcej, niż promieniowanie. Jeżeli północnoamerykańskie skorpiony cesarskie, kalifornijskie szczury jaskiniowe, legwany zielone, krowy, ludzie i wszystko inne zdołał zmutować do tak kuriozalnych i osobliwych form, jakie spotykałem do tej pory na powierzchni, to co musiało czaić się w głębokich odmętach lochów, gdzie termojądrowa głowica przywaliła z dokładnością do dziesiątych milimetra?

Jedna z tab liczek informujących o obiekcie wisiała tuż przy załomie korytarza. Pokrył ją kurz i pył. Oczyściłem napis i zostałem poinformowany, że Blask, Starożytny Zakon, pysznił się niegdyś nazw ą: „Ośrodek Badawczy West Tek”.

Za załomem znajdowała się winda. Tak jak wszystko we wnętrzu Erebu, została kompletnie zdezelowana przez rdzę, promieniowanie, warunki zewnętrzne oraz upływ czasu. Duża, prostokątna framuga okalająca stalowe, rozsuwane drzwi była w kolorze żółtym, gdzieniegdzie przeplatanym czarnymi fragmentami nałożonej na nią farby. Wyświetlacz oraz miedziana wywieszka mówiły, że dostęp do poziomów od pierwszego do trzeciego wymaga żółtej karty magnetycznej, której oczywiście nie posiadałem.

Miałem dojmującą ochotę i potrzebę powrotu na powierzchnię. Ochłap zachowywał się niespokojnie. Docierające zewsząd zgrzyty i poszum świszczącego wiatru przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Muszę przyznać, że nigdy, przenigdy nie bałem się tak jak w tej chwili. Krypta 15, spotkanie z Garlem czy nawet zmasakrowane Nekropolis z walającymi się po ulicach zwłokami ghuli, na Boga, nawet Szpon Śmierci, nic z powyższego nie wdarło się tak głęboko do mojego pnia mózgu i nie zasiało w nim absolutnego paraliżu i najpierwotniejszego z pierwotnych lęków.

Mimo wszystko wziąłem się w garść. W biceps prawej ręki wbiłem Stimpaka. Nie czułem się źle, nie byłem ranny i właściwie wcale go nie potrzebowałem. Jednak gdzieś w głębi siebie wiedziałem, że gdybym tego nie zrobił, rychło postradałbym rozum. Poczułem się nieco lepiej. Miałem więcej energii i uznając, że jest to dobre rozwiązanie na przebrnięcie przez to piekło, poczęstowałem Ochłapa…

Przemieszczałem się dalej przez pierwszy poziom Ośrodka Badawczego West Tek. Na wiszącym na jednej ze ścian planie ujrzałem izometryczny przekrój obiektu. Najwyraźniej mieścił się na bazie prostokąta. Głowica nuklearna uderzyła w sam środek, przez co przeciskając się przez tworzące ten poziom korytarze i pomieszczenia, często musieliśmy z psem uważać, by nieopatrznie nie omsknęła nam się w ciemności noga (lub łapa). Krater, choć mniejszy, jak wieloryb wciąż mógł nas połknąć na jeden raz…

Mówią, że jeśli szukasz czegoś w kieszeniach własnych spodni, najprawdopodobniej znajdziesz to na samym dnie ostatniej z ostatnich. Tak też było i w moim przypadku, kiedy przecinając mrok Blasku, dostałem się do ostatniego pomieszczenia na poziomie pierwszym i ujrzałem rozświetlony, wciąż działający komputer. Wokół niego znajdowały się zwłoki trzech postaci. Dwie zostały kompletnie spalone. Jednak jedna nosiła pancerz wspomagający i jak tylko zająłem się oględzinami ciała, wiedziałem, że trafiłem w dziesiątkę.

Żołnierz Bractwa Stali miał przy sobie holodysk. Zerknąłem na niego i naprędce podłączyłem mojego PipBoy’a 2000. Była to taśma Starożytnego Bractwa, zawierająca raport z misji, o której wspominał Cabbot. Nie miałem teraz czasu wczytywać się w szczegóły. Uznałem, iż przyjrzę się wszystkiemu, kiedy już z Ochłapem znajdziemy się w bezpiecznej odległości od Blasku i n ie będziemy potrzebowali łykanych garściami Rad-X’ów .

Właściwie mogłem już udać się z powrotem na powierzchnię. Wpadłem jednak w sidła własnej ciekawości, znajdując przy zwłokach sierżanta D. Allena coś więcej , niż tylko holodysk bractwa.

Żółta karta magnetyczna, udzielająca mi dostępu do drugiego i trzeciego poziomu Ośrodka Badawczego West Tek.