Выбрать главу

Trzymając ją w dłoni, czułem niemalże jak symfonia osobliwych, lśniących hipnotyczną mocą szeptów przemawia do mnie, nakazując mi iść dalej i dalej… Miałem osobliwe wrażenie, że to sam Blask, samoświadomy za sprawą astronomicznego poziomu promieniowania w jego wnętrzu, przemawia do mnie chcąc pogrążyć swoją ofiarę na dobre i połknąć tak jak połknął setki innych do tej pory. Ochłap spoglądał na mnie z wyraźną psią trwogą na psiej twarzy.

Jak myślicie, co zrobiłem?

Oczywiście postąpiłem wbrew rozsądkowi i usłuchałem nawołującego mnie Blasku. Był moment, kiedy żałowałem własnej decyzji, lecz na dłuższą metę, jak miało się okazać w przyszłości, raz jeszcze kontrolę nad moim życiem przejął los. To odwieczne, towarzyszące mi zawsze fatum, które ciskając we mnie najróżniejszymi nieprzychylnymi doświadczeniami, kłodami i trudami, doprowadzało ostatecznie do rozwiązań nie tylko szokujących, co wiele dla mnie pożądanych i korzystnych.

134

Na drugim poziomie, tuż przy szybie windy, znajdował się kolejny komputer. Pośród dusznego mroku, lśniącej ciemności i metalicznego nawoływania śmierci, czającej się gdzieś pośród czyhających na nas tajemnic Blasku, podszedłem do konsolety i wystukałem na klawiaturze komendę wejścia. System działał, co było dla mnie nie małym zdziwieniem. Wyświetlacz natychmiast wskazał na dwie dostępne w tym terminalu funkcje. Zasilanie główne: niedostępne. Przyczyna awarii: uszkodzony generator na poziomie szóstym. Hmm, zatem Ośrodek Badawczy West Tek miał, co najmniej sześć poziomów. Dalej, zasilanie awaryjne: aktywne.

Rozejrzałem się po przyprawiającym o klaustrofobię pomieszczeniu. Było ciemne, niemalże czarne. Migające na czerwono światełka komputera i czarno-zielony ekran, dawały nikłe światło, lecz szybko rozpraszało się ono pod naporem wszechokalającej, czyhającej na nas ciemności . Pośród ogólnego bałaganu, rozgardiaszu i pobojowiska, coś przykuło moją uwagę.

Była to zagrzebana w gruzie tablica z planem obiektu w formie profilowego przekroju przez wszystkie kondygnacje Ośrodka Badawczego West Tek. Dziwne, że nie zlokalizowałem czegoś podobnego na pierwszym poziomie, ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Byłem na poziomie numer dwa, ale wbrew moim głębokim nadziejom, tablica nie wyjaśniała, co dokładnie się na nim znajdowało. Poziom niżej pracowano nad badaniami związanym z technologią bojową: broń, pancerze itp. Winda na żółtą kartę magnetyczną nie kursowała niżej. Wedle planu należało przesiąść się do ulokowanej po skrajnie drugiej stronie Blasku, windy czerwonej. Operowała ona pomiędzy poziomami trzy, cztery i sześć. Czwórka prowadziła jakieś testy związane z biologią i fizyką eksperymentalną. Z planu wynikało, że poziom szósty jest ostatnim piętrem osadzonej pod ziemią bazy. Mieściły się tam koszary i centrum dowodzenia - całe zaplecze techniczne z generatorami i systemami kontrolującymi życie w bazie. Poziom piąty, który okraszono enigmatyczną wzmianką o „laboratoriach testowych – najwyższy poziom dostępu” pozostawał owiany tajemnicą i niedostępny. Chyba, że uda mi się znaleźć niebieska kartę magnetyczną i skorzystać z windy o tej samej barwie. Będę musiał też aktywować generator. Na planie wyraźnie dało się zauważyć, że niebieski dźwig funkcjonował tylko w połączeniu z głównym zasilaniem. To aktualnie, pozostawało odłączone.

Ciekawe. Wszystko to intrygowało mnie coraz bardziej. Byłem jednak również zaniepokojony. Chyba udzielał mi się nastrój Ochłapa. Profilaktycznie, władowaliśmy sobie po Stimusiu i pełni dość ulotnego wigoru, ruszyliśmy badać poziom drugi.

Tuż za drzwiami pomieszczenia z windą, napotkaliśmy niewielki, odseparowany od innych pokoi punkt kontrolny. Podłoga została ułożona z prostokątnych kratownic i zawieszona mniej więcej pół metra nad właściwą, kamienną posadzką. Bałem się, że może być pod prądem, ale przecież zasilanie główne nie działało, a awaryjne… nie mam pojęcia do czego odnosiło się awaryjne. Nigdzie nie widziałem żadnej rozświetlonej jarzeniówki. Jedynie działające komputery. Miałem nadzieję, że to, co znajdowało się w śluzie kontrolnej, zardzewiało i przestało działać dawno, dawno temu.

Pięć robotów wartowniczych leżało przewróconych w różnych pozycjach. Trzy małe, przypominające morskie koniki z dużymi, pękatymi i płaskimi głowami (jak u płaszczki) oraz zawiniętymi w wężyk witkami, na których najwyraźniej podpierały się i przemieszczały. Witka ta była zakończona ostrym bolcem, który bez najmniejszych wątpliwości służył do dźgania intruzów i najpewniej posyłania w ich kierunku ładunków elektrycznych…

Dwa kolejne stanowiły nieco bardziej zaawansowany twór przedwojennej inżynierii. Widziałem je na opisach wyposażenia armii Stanów Zjed noczonych, o których czytałem dawno temu w domu.

Poruszały się na niewielkich, łazikowych gąsienicach połączonych z korpusem jedną kurzą nogą. Główny element stanowiący podbrzusze i klatkę piersiową, przypominał R2D2 z filmu Gwiezdne Wojny. Po bokach sterczały zakończone haczykami, wężowate ręce. Na miejscu głowy znajdował się szklany, kolisty klosz. Pod nim, i tutaj miałem głębokie nadzieje, że się pomyliłem, ale przyglądając się nieaktywnym robotom z bliska uznałem, że jednak w błędzie nie jestem, mózg.

Mózg wyglądający na ludzki.

Wszystkie pięć maszyn leżało na bokach przypominając śpiące zwierzęta. Dzięki Bogu, żaden z nich się nie poruszył. Ochłap podchodziło od jednego do drugiego wąchając je, a potem dziwiąc się najwyraźniej, że nie wydzielają żadnych znanych mu zapachów.

Miałem do wyboru, pozostawić je w spokoju, albo ryzykować, że kiedy aktywuję (o ile w ogóle aktywuję) główne zasilanie, zwali mi się na głowę cały system ochrony West Teku. A te małe sukinsyny wyglądały na wredne, zjadliwe i bezwzględne.

Odbezpieczyłem Pogromcę Arbuzów i mierząc precyzyjnie w biologiczne mózgi dwóch większych robotów, pociągnąłem za spust rozbijając szklany klosz i zatapiając słodki ołów w miękkiej, szarej masie. Trzy mniejsze, te przypominające morskie koniki, załatwiłem w ten sam sposób; niszcząc ich centralne jednostki sterujące.

Nieco spokojniejszy, ciesząc się przyjemną wonią kordytu, do której zdążyłem już przywyknąć, przeszukałem poziom drugi. W centralnym punkcie znajdowała się niewielka, bardzo niewielka dziura. Podłoga opadała w dół, a pręty i zbrojenia były powyginane. Beton kruszał i obsypywał się na poziom niżej. Najwyraźniej chińska głowica nuklearna nie przedarła się dalej. Wynikało by z tego, że poziomy trzeci, czwarty, piąty i szósty ostały się w znacznie lepszym stanie, niż dwa pierwsze.

Bezpieczni e ominąłem przeszkodę nakazując Ochłapowi trzymać się blisko. Pozostawiając wyrwę za plecami, uświadczyliśmy jej głośnego zawodzenia w formie metalicznego skrzypienia. Pomieszczenie obok uniemożliwiało dostęp do dalszej części bazy. Drzwi zostały zablokowane, ale ktoś… lub coś wyrąbało w nich potężną dziurę. Gruba warstwa wzmacnianej węglem blachy stanowiła powichrzone strzępy, wyglądające jak macki na pysku Cthulhu.

Jeden ze zwęglonych strażników miał przy sobie czerwoną kartę magnetyczną. Jego twarda, trzaskająca przy każdym ruchu kurtka posiadała wewnętrzną kieszeń, gdzie w zanadrzu skrywała się moja przepustka, na niższe poziomy Blasku.