Выбрать главу

Raz jeszcze korzystając z żółtej windy, zjechałem piętro niżej.

135

Każdy poziom zdawał się wyglądać podobnie. Komputer ulokowany w pomieszczeniu z dźwigiem, a kawałek dalej śluza kontrolna z robotami stróżującymi. Dwa koniki morskie i dwa R2D2. Rozwaliłem wszystkie i zająłem się buszowaniem po mrocznych, zapomnianych przez życie w jakiekolwiek formie, korytarzach Blasku.

Wedle wywieszki informacyjnej przy windzie na poziomie drugim (tutaj takowej nie widziałem), był to obszar testowania technologii militarnych. Liczne magazyny, pomieszczenia inżynieryjne ze zniszczonym sprzętem do manufaktury broni i pancerzy sugerował, że prowadzono tu niegdyś prace z dużą częstotliwością. Niestety, po kilkudziesięciu latach od katastrofy atomowej, całe miejsce spowiło zapomnienie i pod wieloma względami, nie miałem wątpliwości, że liczne grupy szabrowników spustoszyły, co dało się w Blasku spustoszyć. Część zapewne przypłaciła swoją chciwość i ciekawość śmiercią. Niektóre z zalegających w pomieszczeniach ciał musiały należeć do ludzi z powierzchni. Część jednak, nawet z prostej statystyki, mogła teoretycznie odnieść sukces. Niemożliwe, żeby wszyscy okazali się takimi samymi frajerami. Ktoś w końcu musiał sięgnąć po Rad-X’y.

A swoją droga, myszkując po szafkach pomieszczenia magazynowego, znaleźliśmy z Ochłapem kilka drobiazgów ze sfery medykamentów: Mentaty i Wygrzew. Wedle ulotki zamieszczonej na tyłach opakowania (zachowanego w zadziwiająco dobrym stanie), te pierwsze powodowały chwilowy wzrost czynności kory mózgowej, odpowiadającej za percepcję, analizę i łączenie faktów. Krótko: jeśli byłeś idiota, to mogło cię uratować. Drugie natomiast zdawały się dedykowane sflaczałym intelektualistom. Wzrost siły, zagęszczenie włókien mięśniowych, szybka i bezstresowa zamiana w Hulka, albo jednego z tych zielonych kolesi, których spotkaliśmy z Bakersfield.

Czerwona winda mieściła się dokładnie tam, gdzie miała się mieścić według planu: p ółnocno-wschodni róg West Teku. Ominąłem dwa przewrócone stoły, oraz jeden urwany monitor, który postanowił odseparować się od swoich wiszących pod sufitem kolegów. Kiedy czerwona karta magnetyczna zadziałała jak zaklęcie otwarcia sezamu, spojrzałem na Ochłapa i widząc jego zdegustowan ą minę, wyciągnąłem po Stimpaku.

Pokrzepieni zjechaliśmy na poziom czwarty, gdzie mieliśmy spotkać kogoś, a raczej coś, co mogło rzucić nieco światła na spowijające Blask tajemnice. Również, jak miało się okazać w niedalekiej już tak bardzo przyszłości, gdyby nie ZAX – centralna, zarządzająca West Tekiem superinteligencja pod postacią supernowoczesnego komputera – moja historia nigdy nie zakończyłaby się tak, jak miała się zakończyć…

136

Poziom czwarty różnił się nieco, od trzech powyższych. Wyjściu z windy nie towarzyszyły czerwone światełka szumiącego cicho komputera. Pomieszczenie było wąskie, małe i puste, lecz tuż za główną grodzią mieściła się typowa dla każdego levelu Blasku śluza ochronna. Kilka przewróconych niczym ubite cielaki robotów, czekało na nadejście swojego Nemezis. Blaine wycelował z karabinu snajperskiego DKS-501 i rozbijając szklane pokrywy okalające mózgi dwóch R2D2, posłał głównych strażników prosto do krainy, gdzie po śmierci trafiają wszystkie istniejące na Ziemi roboty.

Koniki morskie były kolejne.

Następnie rozpoczęło się żmudne przeszukiwanie piętra. Blaine nie znalazł tu żadnej broni, warsztatów wytwórczych, ani typowych pomieszczeń magazynowych. Pracujący niegdyś personel poziomu czwartego, zajmował się biologią i fizyką eksperymentalną. Liczne elementy wyposażenia, sprzęty naukowe i pomieszczenia biurowe z komputerami, segregatorami, archiwami i tysiącami papierków sugerowały, że jajogłowi robili, co w ich mocy, aby zadowolić Wujka Sama.

W jednym z pomieszczeń znajdował się skorodowany, pokryty kurzem, popiołem i czymś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak karmazynowa, zaschnięta maź, stół. Jego wystające nieco ponad poziom blatu ścianki przypominały niewielki basenik bądź pokrywkę pudełka na buty, a duży, przerdzewiały odpływ na płyny i kilka walających się po powierzchni narzędzi chirurgicznych sugerował, że ktoś zabawiał się tutaj w rzeźnika.

Ten ktoś leżał tuż obok. Ciało było oczywiście zwęglone i trudne w identyfikacji, ale tak jak większość personelu Blasku, denat odziany był w zastygłą, przypominającą obsydian marynarkę, czy jakiś kitel lub płaszcz z kieszeniami wewnętrznymi.

Blaine śmiał się sam do siebie, kiedy wyciągał błękitną kartę dostępową. Los sprzyjał mu i dopóki działały Rad-X’y, dopóki miał Stimy i dopóki Ochłap jako tako trzymał psie standardy zachowań, dopóty zamierzał myszkować po Blasku i wyciągać z niego tyle, ile tylko zdoła.

Po drugiej stronie korytarza rozciągał się duży kompleks pomieszczeń eksperymentalnych. Stoły operacyjne stanowiły w nich standardowy, nużący już element wyposażenia. Ciekawość Blaina wzbudziły duże, zielonkawe kadzie. Pojemniki ze szkła, niektóre stłuczone, jakby coś wyszło ze środka. Ich rozmiar oraz kształt zdawał się dziwnie dostosowany do ludzkich ciał. Blaine zastanawiał się, co też chłopaki z West Teku trzymali w środku i jakie nieludzkie badania przeprowadzali na swoich ochotnikach.

Bądź ofiarach.

Bał się zadać to jedno pytanie, ale gdzieś w głębi jego czaszki samo kołatało się od ściany do ściany. Co mogło wyrządzić siedemdziesiąt lat izolacji otumanionej przez ilość promieniowania tak wysokiego, że zdolnego niemalże zwęglić ludzkie szczątki?

Wolał dłużej nie zastanawiać się, co wyrwało gródź na drugim poziomie. Wolał nie myśleć, co wydawało te osobliwe, jękliwe dźwięki i co ogryzło, do gołej kości, ciało na pierwszym piętrze. Wraz psem miał już kończyć i zjeżdżać niżej, do baraków, kiedy stalowe, unoszące się ku górze drzwi zniknęły w suficie i Blaine i Ochłap ujrzeli pomieszczenie przepełnione maszynami, elektroniką i znajdującymi się za szklanymi, pancernymi szybami taśmami rejestrującymi.

Pośród tego wszystkiego trwał milczący komputer. Mechanizm tak ogromny, ujmujący i oszałamiający, że do dziś sprawiający wrażenie czegoś, czego człowiek do końca zgłębić nie może. Świetlisty ekran na głównej fasadzie migotał. Nigdzie nie było klawiatury. Blaine spoglądał przez dłuższą chwilę na superkomputer. Ten do złudzenia przypominał silnik pasażerskiego samolotu, gdzie na miejscu turbiny jarzyło się łyskające, czerwono-pomarańczowe światło zasilane najpewniej energią atomową. Po prawej stronie, stało coś na kształt wieży przepełnionej lampeczkami, światełkami i niezliczoną ilością przełączników. Blaine czuł, że im dłużej wpatruje się w zaawansowaną maszynę, tym mocniej dociera do niego dziwnie osobliwe przekonanie, że maszyna obserwuje również jego.

Potem ZAX przemówił.

137

- Witaj. Nieczęsto miewam tu gości. Właściwie – ZAX zatrzymał się na niemalże nieuchwytny ułamek sekundy – to nie pamiętam już, kiedy ich miałem. Czym mogę ci służyć?

Blaine stał w osłupieniu obserwując Rdzeń Blasku. Ochłap wciągał dobitnie powietrze, posykując własnym nosem. Dziwił się, że tak jak zabezpieczające teren placówki roboty, ZAX nie rozsiewa wokół żadnego zapachu umożliwiającego ocenę jego intencji.

- Czym… lub kim jesteś? – Blaine uznał, że pytanie jest tak absurdalne, tendencyjne i retoryczne, że szybko ugryzł się w język, chcąc cofnąć je z powrotem. Zostało już jednak wypowiedziane, zaś ZAX zareagował, błyskawicznie udzielając odpowiedzi.

- Jestem sztuczną inteligencją, poświęconą badaniom naukowym i kontroli nad tą instalacją. Nazywam się ZAX.

Blaine uznał, że to świetny moment, aby dowiedzieć się czegoś więcej o Ośrodku West Teku. ZAX sprawiał wrażenie roztropnego i chętnego na pogawędkę. Blaine nie wiedział, czy maszyna może odczuwać radość się na myśl o kontakcie z drugą istotą, jednak coś w sposobie w jaki przemawiał ZAX, dało mu do zrozumienia, że superkomputer cieszy się z tego spotkania. Być może będzie skłonny wyjawić mu kilka tajemnic.