Выбрать главу

Dronow, co prawda, nie mógł obejrzeć wszystkiego jak należy; słońce już powoli się zniżało, a okna gabinetu wychodziły właśnie na zachód, tak że trzeba było mrużyć oczy i nawet przysłaniać je dłonią.

Pod ścianą też mrugał telewizor, spory, półtora metra przekątnej. Widok ten sam – wiec przed Białym Domem. Tylko bez fonii. A przy parapecie stał mężczyzna i podlewał kwiaty z konewki. Na tle oślepiająco jasnego prostokąta było widać jedynie sylwetkę.

Mężczyzna odwrócił się i powiedział znajomym głosem:

– No chodź, Sierioża. Co tak stoisz?

To był Sensej, taki sam jak zawsze, zadbany, w eleganckim niebieskim blezerze; siwy jeżyk włosów połyskiwał na słońcu.

Policaj Czubaty

– To pan? – Dronow prawie omdlał. – A… a co pan tutaj robi?

– Pracuję, Sierioża. Już od wielu lat.

Iwan Pantelejewicz podszedł, po przyjacielsku objął wychowanka za ramię, posadził go w fotelu, a sam przysiadł obok, na podłokietniku, tak że Siergiej musiał zadzierać głowę.

– Sam wszystko urządzałem, obmyślałem. Nawet ten dom zaprojektowałem sam. W nim można spokojnie pracować i myśleć. „Okno weneckie i dzikie wino, które wspina się aż po sam dach” – z uczuciem zacytował kogoś Sensej. – Teraz często zaczniesz tutaj bywać.

– To pan nie pracował w związkach zawodowych? Ani w KC? – Dronow ciągle nie mógł ochłonąć.

– Nie, Sierioża. Już długo, od lat siedemdziesiątych, stoję na czele urzędu do walki z Migrantami. Najpierw był to wydział, potem ośrodek, urząd, teraz Sanatorium, ale cel naszej działalności się nie zmienił. Chcę uchronić naszą biedną planetę przed okupacją, i to jest sensem mojego życia. Wasiljew mówił wam, że szczególną uwagą darzymy wszystkich mutantów. Nie obrażaj się za to słowo; zdolność do mutacji to niezbędny warunek ewolucji i w ogóle doskonalenia się. Ciebie prowadziłem osobiście od samego początku. Po pierwsze, dlatego że był z ciebie chłopak rzeczywiście obiecujący. A po drugie, dlatego że mi się spodobałeś. Jesteś nie tylko posiadaczem drogocennego Daru, ale osobowością, masz charakter. Hodowałem cię powoli i z miłością, jak perłę w muszli – wybacz mi to poetyckie porównanie. Od dawna jesteś dla mnie jak syn. Wiedziałem, że kiedyś przyniesiesz ojczyźnie i ludzkości bezcenną korzyść. Ten czas nadszedł.

– Niech pan poczeka, Iwanie Pantelejewiczu! Ale ja przecież do pana dzwoniłem, mówiłem o Sanatorium, a pan… – Siergiej porwał się z krzesła, dyrektor jednak go powstrzymał.

– W tamtej chwili nie mogłem postąpić inaczej. Nie mieliśmy pewności. Obaj, ty i Darnowski, jakbyście się zerwali z łańcucha, więc nabraliśmy podejrzeń, czy nie wymknęliście się nam z rąk. Może Migranci nas wyprzedzili i zdetonowali minę o opóźnionym działaniu? Zadanie w tamtym momencie było jedno: jak najszybciej znaleźć was i unieszkodliwić. Mówiłem z tobą tylko tyle, żeby telefon mogli wykryć i zlokalizować. – Sensej się uśmiechnął. – Ale okazaliście się sprytniejsi. Wystawiliście do wiatru moich chłopaków. Brawo!

– A… A dlaczego pan od samego początku, jeszcze w osiemdziesiątym roku, nie powiedział mi, jak to ze mną jest?

– Chcieliśmy cię poobserwować, to było dla nas bardzo ważne. W jakim kierunku będziesz się rozwijał, kto się będzie kręcił wokół ciebie? Prędzej czy później Migranci nawiązaliby z tobą kontakt, a wtedy być może udałoby się nam ująć któregoś z nich. To znaczyłoby więcej niż zwycięstwo Związku Radzieckiego w drugiej wojnie światowej, naprawdę, możesz mi wierzyć. Ale to nic, do Migrantów, Siergiej, jeszcze się razem dobierzemy. Na razie musimy się bronić przed policajami. Ci zrobili się całkiem bezczelni, wyłażą ze wszystkich nor. Powiedz mi tylko jedno: po czyjej jesteś stronie?

– Co za pytanie? Pewnie, że po waszej – rzeki z urazą Siergiej.

– Nie spodziewałem się innej odpowiedzi. No więc słuchaj. – Iwan Pantelejewicz wstał, podszedł do telewizora, w którym ciągle jeszcze widać było tłum przed Białym Domem. – Sytuacja jest krytyczna. Od pewnego czasu odbieraliśmy sygnały, że Gorbaczow jest zomboidem. To Migranci umieścili go w Biurze Politycznym, a potem zrobili sekretarzem generalnym, to znaczy liderem jednego z dwóch supermocarstw. Cała tak zwana pierestrojka łączy się z odprężeniem – to precyzyjnie zaplanowana dywersja, żeby rozwalić system obrony nuklearnej naszej planety. Na nadzwyczajnym spotkaniu kompetentnych osób podjęto decyzję, żeby zadać przeciwuderzenie. Zdrajca ludzkości został izolowany na krymskiej daczy, władzę przejął Komitet Państwowy Spraw Nadzwyczajnych, KPSN. Natrafiliśmy jednak na potężny opór. Parę spraw pokpiliśmy sami, ale najgorsze, że nie doceniliśmy potęgi i bezczelności Migrantów. Uniemożliwili nam aresztowanie Czubatego. – Iwan Pantelejewicz kiwnął głową w stronę ekranu, gdzie znowu potrząsał siwym kosmykiem prezydent Rosyjskiej Republiki Federacyjnej Jelcyn. – On też jest policajem, to fakt stwierdzony. W rezultacie powstała patowa sytuacja. W samym centrum stolicy rośnie zrakowaciały guz, którego nie umiemy zoperować…

Zadzwonił jeden z telefonów.

– Tak? – powiedział Sensej ostro. – To znaczy jak to? Co on, zwariował? No, przyciśnij go, daj mu waleriany, czy czego tam!… Dalej, kochany, dalej, duś szefa. Bo inaczej – sam wiesz…

Ze złością trzasnął słuchawką.

– O czym to ja?… Aha, patowa sytuacja. Czubaty zasiadł w Białym Domu. Otacza go żywy pierścień dziesiątków tysięcy bałwanów, którzy nie rozumieją, o co tu naprawdę chodzi. O jaką to, u licha, demokrację, jaką, u licha, wolność! To przecież piąta kolumna obcej, wrogiej siły. – Iwan Pantelejewicz ze złością machnął zaciśniętą pięścią. – Czas pracuje przeciwko nam. Wszystkie czołowe kanały informacyjne prowadzą bezpośrednią transmisję. Na prowincji z każdą godziną policaje robią się coraz bezczelniejsi; tam też jest ich mnóstwo. Jeśli dzisiaj w nocy nie skończymy z tym burdelem, to koniec, już po państwie. Będziemy działać zdecydowanie. Jak chirurdzy. Bez przelewu krwi, być może wielkiego przelewu, z pewnością się nie obejdzie. Nie szkodzi, na świecie przez parę lat pokrzyczą i zapomną. Tak jak zapomnieli Tien-an-men, tam przecież było to samo. Teng Siao-ping podjął ciężką, ale jedynie słuszną decyzję, rozjechał czołgami kilkuset głupich chłopaczków i dziewczątek. To oczywiście okropne, ale za to Chiny uratowane zostały od chaosu i wojny domowej, w której zginęłyby miliony…

– Niech mnie pan nie agituje – przerwał dyrektorowi Siergiej, ściągając brwi z troską. – Niech pan mówi, co mam robić.

W oczach Iwana Pantelejewicza błysnęło wzruszenie. Odchrząknął, nie chcąc oczywiście, by zadrżał mu głos.

– Dzięki, Sierioża. Nie omyliłem się co do ciebie. A robić trzeba rzecz następującą – wskazał podbródkiem w stronę ekranu. – Dostać się do Białego Domu i zlikwidować Czubatego. Bez niego to wszystko się rozwali. A najważniejsze – wrócić cało z powrotem, jeszcze przed rozpoczęciem operacji grupy specjalnej Alfa. Przydasz się ojczyźnie do innych ważnych spraw. Najważniejszą wojnę mamy przed sobą, bitew będzie sporo. No jak, dasz radę? Czubatego strzegą bardzo czujnie. Mogą tam być i mutki.

– Jak trzeba, to zrobię – powiedział Dronow z przekonaniem.

Sensej spojrzał na zegarek.

– No tak. Rozmowa zajęła dziewięć minut. A ja mówiłem Wasiljewowi, że dziesięć. Że co najwyżej dziesięciu minut potrzebuję po to, żeby Sierioga stanął do szeregu; tego chłopaka to ja znam. Zostań tutaj. Zawołam Aleksandra Aleksandrowicza. Udzieli ci instrukcji.

Podał rękę Dronowowi, ale nie wytrzymał, jeszcze dodatkowo go uścisnął. Szepnął: