– Tak. Zaraz, kiedy to było…?
Nagle Grim się ożywił.
– Przypominam sobie pewien dzień, gdy wcześnie rano zjawiłem się przy pracy – rzekł, zwracając się do lensmanna. – Niespodziewanie odniosłem wrażenie, że coś się nie zgadza. Wydawało mi się, że poprzednim razem skończyłem układanie drenów kilka metrów wcześniej, a tymczasem ten fragment rur był już zakopany.
– Duży? – zapytała Inger.
– Hm, chyba na odcinku około trzech metrów.
Teraz do głosu doszedł lensmann.
– Powiedz nam, kiedy to było?
– Muszę się zastanowić. Poprzedniego dnia skończyłem pracę nieco wcześniej. Zostawiłem wykopany dół i nie ułożone dreny. Zwykle kończę zasypaniem wykopu, bo w nocy wszystko mogłoby się zawalić. Było to w dniu, gdy Kari opuszczała szpital. Obiecałem jej, że spotkamy się o siódmej, i dlatego musiałem się pośpieszyć. Wróciłem do domu, obrządziłem zwierzęta. Następnego dnia, w sobotę, odbył się pogrzeb, więc w ogóle nic tutaj nie robiłem. Przyszedłem dopiero w poniedziałek rano i wówczas zdziwiłem się, że rów jest zasypany.
– Dwa dni po tym, jak Kari natknęła się na zwłoki Grethe przy szałasie – skonstatował lensmann. – Czy to daleko stąd?
– Właśnie nie. Dreny przebiegają tuż, tuż, jakieś dwadzieścia, może dwadzieścia pięć metrów stąd.
– Grim, chodźmy. Pokażesz mi dokładnie, gdzie to było. A ty, Terje, zmykaj do auta i odwieź Erika do domu. Nic mu nie mów, dopóki jej nie znajdziemy. I przywieź nam kilka szpadli. Prędko!
Terje zniknął w mgnieniu oka, a my podążyliśmy za Grimem wzdłuż ciemnobrunatnego bagniska.
– Kari, może chcesz jechać do domu?
– Nie, już nie trzeba Pozbyłam się całego strachu. Wiem jeszcze jedno: znajdę mordercę Grethe, choćby i on zapadł się pod ziemią. Nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką uczynię.
– Nie będziesz na pewno osamotniona – dodał zduszonym głosem Tor.
Uścisnęłam jego dłoń.
– Tor, tak się cieszę, że jesteśmy przyjaciółmi – powiedziałam. – Jestem naprawdę szczęśliwa.
Tor zaśmiał się z nutką powątpiewania w głosie.
– Naprawdę? Powiedziałbym raczej, że od kogo innego szukasz pocieszenia.
– Masz na myśli Grima? Nie, to zupełnie nie to. Grima traktuję jak starszego brata, zawsze tak było.
– Czy to znaczy, że ja nie jestem starszym bratem?
– Nie, no skądże! – wypaliłam i zaraz poczerwieniałam.
Tor uśmiechnął się, ale za moment wyraźnie spoważniał. Szliśmy wolniej niż inni, pozostając nieco w tyle. W pewnej chwili Tor przystanął.
– Kari, wydaje mi się, że powinnaś być ostrożniejsza w kontakcie z tym twoim starszym bratem.
– Co masz na myśli?
– Mówisz z przekonaniem, że jest twoim przyjacielem, ale ja nie byłbym tego taki pewny.
Zrobiło mi się zimno, a po plecach przeszedł dreszcz.
– Nadal nie bardzo rozumiem. O co ci chodzi?
Tor nie od razu odpowiedział.
– Powinnaś mieć się na baczności. Wtedy, gdy opowiadałaś, jak bardzo przeraziły cię mrówki i przytuliłaś się do Grima, widziałem jego twarz. Wiem, że bardzo go lubisz i wcale nie chcę oczerniać, ale naprawdę boję się o ciebie. Ten wzrok! Nigdy przedtem nie widziałem tak zaciekłego wyrazu twarzy. Obejmował cię w taki sposób, jakby dotykał zadżumionego. Kari, moja dziewczynko, miej się na baczności!
Nieprzyjemne obrazy z bagniska niespodziewanie powróciły. Poczułam się tak, jakby coś mnie przygniatało. W końcu zdołałam wyjąkać:
– Nie, nie! Powiedz, że to nieprawda! Przecież przy szałasie był taki dobry i opiekuńczy. Musiałeś się pomylić!
Tor zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie pamiętasz, że podobne wrażenie odniosłaś w dniu, gdy po twoim powrocie ze stolicy spotkaliście się pierwszy raz? Sama mówiłaś. A poza tym i Erik przestrzegał cię przed nim.
– No tak, ale…
– Nie martw się, ale uważaj na siebie. Wiesz dobrze, jak bardzo się o ciebie boję.
Wiedziałam. Chociaż nie mogłam porównywać się z jego żoną, Tor niewątpliwie darzył mnie sympatią, a może głębszą przyjaźnią? Nie miałam nadziei na nic więcej. Ale bywa przecież, że nawet najbardziej nierealne marzenia niekiedy się spełniają…
Obiecałam Torowi, że zachowam ostrożność, po czym dołączyłam do grupy.
– No jak, czy to tu? – zapytał Tor.
– Tak mi się wydaje.
– Czy stał tu również szpadel? – lensmann chciał poznać wszystkie szczegóły.
– Na pewno – potwierdził spokojnie Grim. – Nigdy nie zabieram narzędzi do domu.
Nietrudno było zauważyć, którędy poprowadzono dreny. Ślady ciągle jeszcze były wyraźne.
Tymczasem wciąż zastanawiałam się nad swoimi reakcjami.
– Tor, nadal nie rozumiem, dlaczego nie tolerowałam widoku mrówek, a papierki po toffi wywoływały u mnie mdłości? Nic podobnego nie działo się na wspomnienie o Grethe. Dlaczego?
– Faktycznie – zaczął ożywiony Tor. – To dowód, że cierpiałaś na czasową utratę pamięci. Wstrząs mózgu spowodował częściowe zamazanie obrazów z przeszłości. Podświadomie kojarzyłaś mrówki i cukierki z czymś bardzo nieprzyjemnym. Kiedy wreszcie znalazłaś Grethe, doznałaś tak wielkiego szoku, że twoja świadomość nie zaakceptowała widoku i wymazała go z pamięci. Rozumiesz?
– Chyba tak.
– Wy, lekarze, na wszystko znajdziecie wytłumaczenie – wtrącił lensmann.
Wkrótce potem na miejscu zjawił się Terje wraz z bratem, Oskarem, a także z Erikiem.
– Wuju, to naprawdę nie moja wina. Nie byłem w stanie go zatrzymać.
– Coś mi się zdaje, że to tylko pół prawdy.
Tymczasem Erik w jednej chwili był przy mnie.
– Kari, to niemożliwe, co mówisz! – krzyczał wystraszony. – Nie mogłaś jej poznać po tylu latach! To był na pewno ktoś inny! – Erik ukrył twarz w dłoniach. – Dlaczego te wszystkie okropności spotykają właśnie mnie? Kari, teraz tylko ty mi pozostałaś! – wołał załamany. – Nie zostawiaj mnie, proszę!
W podobny sposób sama niedawno mówiłam do Grima.
Mężczyźni zaczęli kopać. Odrzucali na bok ciemny torf, robili to niezwykle ostrożnie. Od czasu do czasu miałam wrażenie, że to koszmarny sen. Ale wszystko działo się naprawdę.
– Powoli się ściemnia – zauważył Magnussen, ocierając pot z czoła.
Rzeczywiście, słońce chyliło się za horyzont. Okolica stała się jeszcze bardziej ponura i pełna grozy. Jakiś ptak podśpiewywał wśród sosen, lecz jego rzewny śpiew wprawiał nas w przygnębienie. Zrozumiałam, że tym razem to nie przelewki: mieliśmy do czynienia z prawdziwym morderstwem!
ROZDZIAŁ X
– Chodź, przejdziemy się trochę. – Inger ujęła mnie pod ramię i pociągnęła lekko za sobą. – Jeszcze minuta, a oszaleję!
Byłam jej wdzięczna. Spacer wśród walących się, przygarbionych szałasów przynajmniej na chwilę pozwolił nam zapomnieć o dramatycznych wydarzeniach, tym bardziej że miejscami musiałyśmy się wprost przedzierać przez bujne zarośla, których przedtem tu nie było. Zrobiłyśmy spore koło i nie wiadomo kiedy znalazłyśmy się przy naszej dawnej kryjówce. Nikt tu nie zaglądał przez siedem lat.
Dopiero dziś „Mściciele” spotkali się jak za dawnych czasów. Tym razem jednak zemsta dosięgła niewłaściwej osoby.
Docierały do nas głosy mężczyzn. Wkrótce ujrzałyśmy Arnsteina i Terjego. Najwyraźniej zniechęceni, stali oparci na łopatach.
– Doszliśmy do samych korzeni. Tu nic nie ma – zakomunikował Arnstein.
– Kopcie dalej – polecił ostro lensmann Magnussen. – Tylko ostrożnie!
Oskar tymczasem w skupieniu zagłębiał łopatę w twardą ziemię, nie myśląc już chyba o tym, że pogniótł i pobrudził spodnie. Ciemne włosy sterczały mu na wszystkie strony.