Выбрать главу

– Przeklęci dziennikarze próbują śię przedrzeć przez blokadę – mruknął Frank.

– Słucham? – spytała, żeby zamaskować pociągnięcie nosem.

– Dziennikarze – powtórzył. – Ściągnęli nawet helikopter, żeby mieć zdjęcia z miejsca napadu.

– Przecież przestrzeń powietrzna nad posterunkiem jest zamknięta – powiedziała, ocierając nos wierzchem dłoni.

Fort Grant, pobliska baza wojskowa, został zamknięty już za rządów Reagana, przez co tysiące ludzi straciło pracę, a Madison przekształciło się w prowincjonalną dziurę. Jednakże wciąż obowiązywał zakaz lotów nad tym obszarem, toteż śmigłowce reporterskie nie miały prawa zbliżyć się do komisariatu.

– Ale nad szpitalem już nie jest – odparł Wallace.

– Skurwiele – warknęła, zachodząc w głowę, jak ktoś może wykonywać taką pracę. Uważała dziennikarzy za sępy żerujące na padlinie, a o ludziach, oglądających w telewizji ich przekazy na żywo miała nie lepsze zdanie.

– Musimy przede wszystkim zachować kontrolę nad wydarzeniami – rzekł Frank ściszonym głosem.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Że teraz, kiedy nie ma Jeffreya… – Odwrócił głowę i zapatrzył się na ulicę. – Akcją i tak powinien kierować ktoś z nas.

– Masz na myśli siebie? – Spojrzała na niego z zaciekawieniem, ale po jego minie wcale nie dało się tego wyczytać. Zapytała z troską w głosie: – Co ci jest? Źle się czujesz?

Wzruszył ramionami i otarł usta zaplamioną chusteczką.

– Razem z Mattem struliśmy się czymś wczoraj wieczorem.

Dostrzegła łzy w jego oczach na wspomnienie partnera. Nawet nie umiała sobie wyobrazić, co czuł, widząc na własne oczy śmierć długoletniego przyjaciela. Frank został opiekunem Hogana, gdy tamten zaraz po szkole zaciągnął się na służbę w policji. Od tamtej pory niemal przez dwadzieścia lat widywali się codziennie, nie tylko na komisariacie.

– Wszyscy znamy Nicka – dodał. – Wiemy, co potrafi. Będzie potrzebował z naszej strony wszelkiego możliwego wsparcia.

– Właśnie o tym rozmawialiście w kantorku? Jeszcze pięć minut temu nic nie wskazywało, że z taką gorliwością będziesz chciał wspierać jego pomysły.

– Różnimy się w poglądach co do sposobów kontynuowania akcji. Mnie zależy głównie na tym, żeby dowodzenia nie przejął jakiś tępy urzędnik, który wszystko spieprzy.

– Nie przesadzaj, nie gramy w westernie – ofuknęła go. – Jeśli negocjator zna się na swojej robocie, powinniśmy ściśle wykonywać jego polecenia.

– To nie negocjator, lecz negocjatorka – sprostował. Jeszcze raz spojrzała na niego z ukosa. Frank od pierwszego dnia jej służby dawał wyraźnie do zrozumienia, że według niego policyjny mundur nie pasuje kobietom. Najwyraźniej teraz też nie mógł się pogodzić, że z centrali w Atlancie ma przybyć negocjatorka, która będzie mu rozkazywać.

– Nawet nie chodzi o to, że jest kobietą – dodał. Pokręciła głową, rozzłoszczona, że w takiej chwili zawraca sobie głowę duperelami.

– Chyba nie zamierzasz się wtrącać w wewnętrzne rozgrywki federalnych?

– Nick poznał tę negocjatorkę podczas jakiegoś szkolenia na początku swojej kariery w agencji.

– I co ci o niej mówił?

– W ogóle nic nie chciał powiedzieć. Ale i tak wszyscy wiedzą, co ona ma na sumieniu.

– Ja nie wiem – odparła szybko Lena.

– Doszło do oblężenia pewnej restauracji na przedmieściach Whitfield, kiedy jakichś dwóch kretynów wtargnęło z bronią, żeby obrabować ludzi, którzy przyszli na lunch. – Pokręcił głową. – A tamta wahała się z podjęciem decyzji i sytuacja wymknęła się jej spod kontroli. Zginęło sześć osób. – Zerknął na nią, przekrzywiając lekko głowę. Postu kał palcem w szybę i dodał: – A teraz nasi koledzy czekają tam na wybawienie z rąk bandytów. Boję się, żeby znów nie zabrakło jej odwagi.

Lena również popatrzyła na budynek po drugiej stronie ulicy. Tutaj zakładników było tylko sześcioro. Znów spojrzała na Franka.

– Przede wszystkim musimy wiedzieć, co się tam dzieje.

Zdawała sobie sprawę, że rodzice dzieci i najbliżsi uwięzionych funkcjonariuszy z niecierpliwością czekają na wiadomości o nich. Doskonale wiedziała, co to znaczy stracić kogoś ukochanego. Na szczęście, ona nie musiała czekać zbyt długo, dość szybko dotarła do niej informacja o śmierci Sibyl. Pod tym względem była w dużo lepszej sytuacji. Nie dość tego, Jeffrey, który przekazał jej smutną wiadomość, od razu zabrał ją do kostnicy.

– Co się stało? – zapytał Wallace, widząc jej minę.

Znowu dała się ponieść wspomnieniom. Usiłowała zliczyć, ileż to razy Jeffrey dawał jej szansę naprawienia błędu, włączając w to również dzisiejszy powrót do służby. Bez względu na to, jakie popełniała głupstwa, ani na chwilę nie stracił do niej zaufania. Na nikim innym nie mogła tak polegać, jak na nim.

– O co chodzi? – zapytał ponownie Frank.

– Myślałam właśnie… – zaczęła z ociąganiem, ale jej uwagę przykuł widok helikoptera zataczającego koło nad budynkiem college’u.

Frank także zapatrzył się na wielką czarną maszynę, która na krótko zawisła w powietrzu, po czym oddaliła się i osiadła na dachu Centrum Medycznego okręgu Grant. Był to dwupiętrowy stary gmach z cegły, sprawiający wrażenie tak kruchego, że Lenę na chwilę naszły obawy, by się nie zawalił pod ciężarem śmigłowca. Ale najwyraźniej nic złego się nie stało, gdyż po paru sekundach zadzwonił telefon komórkowy Sheltona. Odebrał połączenie, w milczeniu wysłuchał wiadomości i wyłączył aparat.

– Przybyła kawaleria – oznajmił, choć w jego głosie wcale nie było ulgi.

Ruchem ręki przywołał do siebie Lenę i Franka, po czym ruszył do wyjścia. Na podwórku za pralnią było duszno jak w saunie. Kiedy skręcili w kierunku szpitala, Lena zapytała:

– Możemy w jakiś sposób pomóc? Nick pokręcił głową i odparł:

– Teraz to już nie nasze przedstawienie. Negocjatorka nie pozwoli nam niczego tknąć.

Lena postanowiła uzyskać od niego potwierdzenie informacji przekazanej przez Franka i mruknęła:

– Podobno brałeś udział w jakimś szkoleniu razem z tą agentką.

– Niezbyt długo – rzekł spiętym głosem.

– Jest dobra?

– Jak automat.

W jego ustach nie zabrzmiało to jednak jak komplement.

Wyszli na Main Street i w milczeniu ruszyli wzdłuż ciągu sklepów. Nie minęło nawet pięć minut, gdy znaleźli się na placu przed szpitalem, ale z powodu upału i napiętej atmosfery Lena miała wrażenie, że trwa to strasznie długo. Nie umiała sprecyzować, czego się właściwie spodziewała, ale na pewno nie widoku elegancko ubranej kobiety, która pojawiła się w bocznych drzwiach i energicznym krokiem ruszyła im na spotkanie. Dwa kroki za nią trzymało się trzech atletycznie zbudowanych mężczyzn w obowiązkowych strojach Stanowego Biura Śledczego, granatowych koszulach i luźnych beżowych spodniach. Wszyscy byli uzbrojeni w ciężkie glocki i szli lekko rozkołysanym krokiem, jakby mieli stalowe jaja. W porównaniu z nimi negocjatorka była stosunkowo niska, miała niespełna sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, ale poruszała się w podobny sposób.

– Cieszę się, że już jesteście – odezwał się Nick z wyczuwalną rezygnacją w głosie. Przedstawił nowo przybyłym Franka i Lenę, po czym rzekł: – A to doktor Amanda Wagner, główna negocjatorka GBI. Zajmuje się takimi przypadkami dłużej niż ktokolwiek inny w naszym stanie.

Wagner ledwie zaszczyciła ich spojrzeniem, ściskając dłoń Nicka. Nie zadała sobie trudu, żeby przedstawić towarzyszących jej mężczyzn, ale żadnemu z nich najwyraźniej to nie przeszkadzało. Dopiero z bliska można było się przekonać, że jest dużo starsza, niż się początkowo wydawało, musiała przekroczyć pięćdziesiątkę. Miała starannie polakierowane paznokcie i delikatny makijaż. Nie nosiła biżuterii poza niedużym pierścionkiem z brylantem, a jej fryzura utrwalona lakierem zdawała się pasować niemal do każdej sytuacji. Roztaczała wokół siebie atmosferę spokoju, toteż Lena szybko doszła do wniosku, że nie najlepsze zdanie Sheltona musi wynikać z jakichś osobistych urazów. Niezależnie od tego, co opowiadał Wallace, nie wyglądała na kogoś, kto zawaha się w trudnej sytuacji. Wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie, że gotowa jest skoczyć nawet w ogień.