– Spiszemy wasze zeznania jutro rano – rzekł Hoss. – Zdaję sobie sprawę, że macie za sobą zarwaną noc.
Jeffrey wstrzymał oddech, oczekując wybuchu Sary.
Odchrząknęła, jakby miała trudności z wydobyciem głosu, po czym zaskoczyła go po raz kolejny, mówiąc:
– Bardzo mi to odpowiada. – Zerknęła z ukosa na Jeffreya i zapytała: – Jak myślisz, Neli nie będzie miała nic przeciwko temu, bym spędziła tę noc na kanapie w ich saloniku?
Wbił wzrok w ziemię, nie zdoławszy się powstrzymać od westchnienia ulgi.
– Myślę, że nie.
Hoss przywołał do siebie jednego z zastępców i rzekł:
– Byłbyś uprzejmy odwieźć panią do domu Oposa? Jeffrey dopiero teraz rozpoznał tamtego, widywał go w kościele, kiedy jeszcze May Tolliver była zdolna w niedzielę tak długo utrzymać się w trzeźwości, by zaprowadzić syna na nabożeństwo.
– Dzięki, Paul – mruknął.
Mężczyzna musnął palcami rondo kapelusza, obrzucając Jeffreya podejrzliwym spojrzeniem, dokładnie takim samym, z jakim ten stykał się tu na każdym kroku od czasu, gdy tylko zaczął chodzić. Co gorsza, Sara obrzuciła go takim samym spojrzeniem, wychodząc z domu bez słowa pożegnania.
Hoss odprowadził ją wzrokiem, nie próbując ukryć zainteresowania jej zgrabnymi pośladkami. Nawet w spranej i zakurzonej piżamie Sara wyglądała bardzo atrakcyjnie.
– Przydałaby się szklanka zimnej wody.
– Jest wściekła – mruknął Jeffrey, doskonale wiedząc, jak Hoss odbierze jego słowa.
– Jasne. Spodziewała się pewnie czegoś zupełnie innego. – Szeryf spojrzał na niego. – Co z Jessie?
– Położyła się na kanapie – odparł, po czym dodał: – Zasnęła.
Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że znów musi kłamać, tak jak matce w dzieciństwie.
Hoss smutno pokiwał głową, dając znak, że świetnie rozumie, iż Jessie zasnęła nie tylko z powodu wyczerpania.
– Dzwoniłem już do jej matki i prosiłem, żeby przyjechała i zabrała ją na pewien czas do siebie. Pewnie wiesz, że Faith jest jedyną osobą na świecie, która ma jakiś wpływ na tę dziewczynę.
Obejrzał się na swego drugiego zastępcę, który stał z aparatem fotograficznym zawieszonym na szyi i z jaskrawoczerwoną skrzynką w ręku. Z wyglądu miał najwyżej dwadzieścia lat i prawdopodobnie został obarczony dodatkowymi obowiązkami technika śledczego zbierającego dowody rzeczowe na miejscu przestępstwa. Jeffrey rozpoznał go dopiero wtedy, gdy Hoss zwrócił się do niego:
– Reggie, zaczekaj tu na przyjazd matki Jessie. My zaraz wrócimy.
– Tak jest – odparł regulaminowo, stawiając skrzynkę na ziemi.
Hoss wszedł do środka i rozejrzał się ciekawie po pokoju. Na ścianach wisiały oprawione zdjęcia przedstawiające głównie Jeffreya, Oposa i Roberta z czasów szkoły średniej. Tylko na niektórych były także Neli i Jessie. Na jednej fotografii grupowej Jeffrey i Robert stali z całą uczelnianą drużyną futbolową pod wielkim transparentem z napisem „Mistrzostwa stanu”. Kiedy siedzieli wczoraj nad basenem, Opos nie omieszkał opowiedzieć Sarze o wygranym przez nich finałowym meczu tych mistrzostw z zespołem Comer High, tak wyolbrzymiając i upiększając ich sukces, że Jeffreyowi aż zrobiło się smutno z zakłopotania. Opos zawsze lubił przesadzać.
– Co tu się w nocy stało, do cholery? – zapytał Hoss.
– Przejdźmy lepiej do sypialni – rzekł Jeffrey, jak gdyby bał się odpowiedzieć na to pytanie. – Byłem z Sarą na ulicy, gdy usłyszeliśmy krzyk Jessie.
Przygryzł wargi i pospiesznie ruszył korytarzem, czując, że niedomówienia palą mu trzewia. Jak zwykle szeryf natychmiast się czegoś domyślił.
– Wszystko w porządku, synu?
– Jasne – mruknął Jeffrey. – To tylko efekt nadmiaru wrażeń.
Hoss grzmotnął go w plecy otwartą dłonią, omal nie odbijając mu płuc. Taki miał zwyczaj okazywania męskiej solidarności.
– Jesteś twardy. Poradzisz sobie. – Przystanął w wejściu do pokoju i jęknął: – Boże wszechmogący… Co za jatka.
– Owszem.
Jeffrey podjął próbę spojrzenia na ponurą scenerię świeżym wzrokiem szeryfa. I od razu go uderzyło, że choć wentylator pod sufitem wciąż wirował nierówno, nie ulegało wątpliwości, że został uruchomiony już po zabójstwie, bo między krwawymi śladami na suficie widać było podłużne obszary wolne od plam, osłonięte jego łopatkami. A obok kontaktu przy drzwiach widniały rozmazane czerwonawe smugi, zapewne ślady palców Roberta, który włączył wentylator. Miało to sens, bo ten model był wyposażony w lampę, zatem mimo odniesionej rany gospodarz w pierwszej kolejności chciał zapalić światło. Pasowało to również do dłuższej przerwy między kolejnymi strzałami. Robert miał do czynienia z bronią palną jeszcze w podstawówce, doskonale wiedział, że nie należy sięgać po pistolet w ciemności. Niewykluczone, że dał sobie nawet parę chwil, żeby wzrok przyzwyczaił się do świata, by dokładnie ustalić miejsce, gdzie znajdowała się Jessie. Znając ją, można było zakładać, że stała w kącie, sparaliżowana strachem. A i Robert nie miał w naturze zbędnego pośpiechu.
Hoss wyjrzał przez okno i mruknął:
– Okiennica jest oderwana.
Jeffrey zmełł w ustach uwagę, że przecież nie wiadomo, czy została oderwana z podwórka, czy może od wewnątrz. Niemniej sam diabeł nie nakłoniłby go do zrobienia choćby jednego kroku w głąb sypialni. Zanotował w myślach, żeby przyjrzeć się wyrwanej okiennicy, kiedy Hoss już odjedzie.
– Co Robert powiedział? – zapytał szeryf.
Jeffrey zbierał się jeszcze, żeby przytoczyć relację przyjaciela, gdy stróż prawa machnął lekceważąco ręką i rzucił:
– Zresztą, dowiem się od niego. – Dostrzegłszy zdumienie malujące się na twarzy Jeffreya, dodał: – Ty opowiesz mi swoją wersję jutro rano, gdy przyjdziesz do biura ze swoją dziewczyną.
Sądząc po minie, z jaką Sara stąd wychodziła, ani trochę nie był pewien, czy jutro rano jeszcze będzie miał dziewczynę, wolał jednak to zmilczeć. Przyglądając się, jak Hoss krąży po pokoju, wciąż nie mógł się uwolnić od ściskania w dołku, którego przyczyną była informacja zatajona przez Sarę. Takie rzeczy zaliczał do głównych powodów, dla których na dobre nigdy nie wkroczył na drogę przestępstwa. Tym się zasadniczo różnił od ojca, bo jemu poczucie winy nie dawało spać po nocach. Szybko nauczył się brzydzić kłamstwem, bo wypełniało one całe jego dzieciństwo. Matka nigdy nie potrafiła przyznać nawet sama przed sobą, że Jimmy Tolliver jest winny jakichkolwiek zarzucanych mu czynów, przez które lądował w więzieniu, on zaś ustawicznie zaprzeczał, jakoby jego żona miała problem alkoholowy. Zanim Jeffrey uświadomił to sobie z całą mocą, zdążył naopowiadać sporo wierutnych kłamstw każdemu, kto tylko chciał go słuchać. Wyjechał z Sylacaugi głównie dlatego, by raz na zawsze zerwać ze swoją przeszłością. Jednak zaledwie znów się tu pojawił, wszystko wróciło. Całkiem dosłownie znalazł się na starych śmieciach.
– Synu? – zagadnął Hoss, podchodząc znowu do okna. Jeffrey zwrócił uwagę, że rozmazał przy tym jeden z krwawych śladów bosych stóp Jessie i rozgniótł kilka tabletek, które rozsypały się ze stłuczonej fiolki.
– Słucham – odparł, świadomy, że i szeryf najwidoczniej ma wątpliwości. Po prostu każdy przejawiał je po swojemu.
– Powiedziałbym, że sprawa jest dość prosta.
Hoss trącił czubkiem buta wyciągniętą w jego kierunku stopę zabitego, a Jeffrey na ten widok poczuł, jakby dostał silny cios w brzuch. Wytłumaczył sobie szybko, że przecież szeryf zawsze zachowywał się w ten sposób. Ostro rozgraniczał ludzi dobrych od złych i w celu ochrony tych pierwszych, z drugimi postępował tak, jak uznawał za konieczne. Jego i Roberta zawsze traktował bezkompromisowo, a mimo to był jedynym człowiekiem w mieście, któremu wolno było o nich powiedzieć coś złego.