Jeffrey huknął groźnie:
– Na miłość boską, lepiej przećwicz swoje zeznania, zanim ktoś zacznie je spisywać!
– Po prostu opowiedz krótko, co się stało – próbowała mu pomóc Sara.
– Bob! – ryknął Jeffrey, kipiąc z wściekłości.
Chcąc załagodzić atmosferę, Sara odezwała się miękko:
– Może będzie ci łatwiej, jeśli usiądziesz?
– Będzie lepiej, do cholery, jeśli wreszcie zaczniesz gadać! – wrzasnął Jeffrey.
Robert spojrzał na żonę, zagryzł wargi i pokręcił głową. Sara odniosła wrażenie, że dostrzega łzy w jego oczach. Jessie wciąż stała przy oknie i chwiała się rytmicznie, otulając się połami szlafroka, jakby było jej zimno. Pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, jak blisko śmierci byli oboje.
– Wskoczył przez otwarte okno – odezwał się w końcu Robert. – Wymierzył w Jess. Przystawił jej broń do głowy.
Jessie odebrała to z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Już na pierwszy rzut oka było widać, że słowa z trudem do niej docierają. U jej stóp leżało na podłodze kilka fiolek z lekarstwami; prawdopodobnie spadły z nocnej szafki. Jedna się stłukła i rozsypane trójkątne tabletki były również zabryzgane krwią. Krwawe odciski bosych stóp prowadziły od brzegu grubego dywanu. Najwyraźniej Jessie przebiegła obok zabitego, zmierzając do okna. Ciekawe, po co to zrobiła? Czyżby chciała wyskoczyć na dwór, gdy jej mąż walczył z rabusiem o życie?
– I co było dalej? – zapytał Jeffrey.
– Jessie krzyknęła, a ja go odepchnąłem… – Robert zerknął na zwłoki leżące na podłodze. – Odepchnąłem go i upadł… A potem strzelił do mnie… Strzelił do mnie… A ja… – Urwał, najwyraźniej jeszcze oszołomiony tym, co zaszło.
– Padły trzy strzały – przypomniała Sara, rozglądając się po pokoju i próbując skorelować jego relację z tym, co słyszała z ulicy.
Robert znowu zapatrzył się na zabitego.
– On na pewno nie żyje?
– Na pewno – odparła, zdając sobie sprawę, że kłamstwo nic tu nie da.
– Więc skąd ten ślad? – zapytał Jeffrey, wskazując dziurę w ścianie nad łóżkiem, jakby chciał wyrwać przyjaciela z szoku konfrontacją z brutalną rzeczywistością. – Nie trafił za pierwszym razem?
Robert z trudem przełknął ślinę. Po skroni stoczyła mu się gruba kropla potu.
– Tak.
– A zatem wskoczył przez otwarte okno i przystawił Jessie pistolet do głowy – podsumował Jeffrey, spoglądając na Jessie, by to potwierdziła. Kiedy szybko skinęła głową, ciągnął: – Zepchnąłeś go z łóżka, a on strzelił do ciebie. Wtedy sięgnąłeś po swoją broń. Zgadza się? – Robert przytaknął z ociąganiem, lecz Jeffrey jeszcze nie skończył. – Gdzie trzymałeś pistolet? W nocnej szafce? W szufladzie? – Przyglądał mu się wyczekująco, ale Robert wyraźnie się wahał. – Gdzie leżał twój pistolet? – powtórzył z naciskiem.
Jessie otworzyła już usta, ale natychmiast je zamknęła, gdy Robert wskazał zamkniętą szafkę kredensu stojącego naprzeciwko łóżka.
– Tam – mruknął, jakby z obawy, że przyjaciel znów podniesie na niego głos.
– Złapałeś więc swój pistolet – rzekł Jeffrey, otwierając drzwi szafki. Na podłogę wypadła zmięta koszula, toteż podniósł ją i wepchnął z powrotem do środka. Sara popatrzyła na niewielki, oblany plastikiem sejf stojący na najwyższej półce. – Zapasową broń także trzymasz tutaj?
Gospodarz pokręcił głową.
– Nie, w salonie.
– Jasne. – Jeffrey zamyślił się na krótko z ręką na otwartych drzwiczkach kredensu. – Więc wyciągnąłeś stąd swój pistolet. I od razu do niego strzeliłeś?
– Tak – przyznał Robert, lecz nie zabrzmiało to przekonująco. Po chwili dodał pewniejszym głosem: – Wtedy go zastrzeliłem.
Jeffrey odwrócił się od kredensu i obrzucił uważnym spojrzeniem cały pokój, kiwając głową do swoich myśli. Jeszcze raz podszedł do okna i wyjrzał na dwór. Sara obserwowała jego poczynania z rosnącym zdumieniem. W jej ocenie nie tylko ingerował w miejsce zbrodni, ale skutecznie pomagał Robertowi w stworzeniu przekonującego opisu wydarzeń.
Jessie odchrząknęła i zapytała cicho, roztrzęsionym głosem:
– Nic mu nie będzie?
Minęło parę sekund, zanim Sara uświadomiła sobie, że to pytanie jest skierowane do niej, tak bardzo była pochłonięta działaniami Jeffreya. Zastanawiała się, do czego jeszcze będzie zdolny się posunąć. W końcu przez jakiś czas był sam na sam z Robertem i Jessie, zanim wybiegł za nią z domu. Co wtedy robił? Co zdążyli wspólnie uknuć?
– Sara? – rzuciła Jessie.
Oderwała się od posępnych rozważań nad tym, na co nie miała żadnego wpływu. Popatrzyła z powrotem na Roberta.
– Pozwolisz mi wreszcie obejrzeć swoją ranę?
Odsunął rękę, którą przyciskał zakrwawiony podkoszulek do ciała, mogła więc na nowo podjąć przerwane oględziny. Tkanina rozmazała krew na większej powierzchni ciała, lecz mimo to wydało jej się, że dostrzega poniżej otworu wlotowego charakterystyczne zaczerwienienie w kształcie odwróconej litery V.
Chciała zetrzeć krew wokół rany, ale Robert znowu zakrył ją pospiesznie dłonią i burknął:
– Nic mi nie jest.
– Powinnam sprawdzić…
– Powiedziałem, że nic mi nie jest – odparł ostrzej. Kiedy popatrzyła mu w oczy, szybko odwrócił głowę.
– Chyba jednak będzie lepiej, gdy usiądziesz, dopóki nie przyjedzie karetka.
– Źle to wygląda? – zapytał Jeffrey.
– Wszystko w porządku – odparł Robert i oparł się z powrotem o ścianę. Spojrzał w dół na Sarę i dodał: – Dziękuję.
– Saro? – zagadnął Jeffrey.
Wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć. Z oddali doleciało przybierające na sile wycie syreny. Jessie wzdrygnęła się i skrzyżowała ręce na piersiach. Sara miała ochotę obejrzeć podkoszulek Roberta, żeby sprawdzić, czy są na nim ślady osmalenia, ale rozmyśliła się, gdyż wciąż nerwowo miął w palcach jego brzeg, dociskając tkaninę do krwawiącego miejsca.
Dopiero od dwóch lat pracowała w biurze koronera okręgowego, ale dostrzeżone przez nią ślady były dokładnie opisywane w podręcznikach patologii. Nawet policyjny żółtodziób zaledwie po paru dniach służby powinien natychmiast się zorientować, co one oznaczają.
Do Roberta strzelono z najbliższej odległości, a wylot lufy dotykał jego ciała.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Lena stała przed witryną pralni Burgessa i spoglądała na komisariat po drugiej stronie Main Street. Przyciemnione szyby w drzwiach nie pozwalały dostrzec, co się dzieje w środku, ale ona wpatrywała się tak, jakby chciała przeniknąć wzrokiem mury. Pół godziny temu padł kolejny pojedynczy strzał. Z dwójki policjantów, o których nic nie było wiadomo tuż po napadzie, zameldował się Mike Dugdale. Los Marilyn Edwards nadal był nieznany, a Frank utrzymywał, że młoda atrakcyjna blondynka prawdopodobnie znajdowała się w sali ogólnej w chwili wybuchu strzelaniny. Wszyscy funkcjonariusze z tutejszego posterunku snuli się wokół pralni niczym żywe trupy. Lena nie mogła się uwolnić od myśli, że gdyby wyszła z domu parę minut wcześniej, może zdołałaby jakoś zapobiec tragedii, chociażby ocalić życie Jeffreyowi. W tej chwili tak bardzo chciała się znaleźć w budynku po drugiej stronie ulicy, że nie mogła usiedzieć na miejscu.
Obejrzała się na Nicka i Franka, którzy wciąż obmyślali plan działania nad schematycznym planem komisariatu. Agenci GB1 stali gromadką przy ekspresie do kawy i naradzali się cicho w oczekiwaniu na rozkazy. Pat Morris rozmawiał z Molly Stoddard. Był na tyle młody, że mógł należeć do grona pacjentów Sary z przychodni dziecięcej.
– Nie chrzań głupot! – rzucił Frank na tyle głośno, że wszyscy obejrzeli się w jego stronę.
Nick wskazał kantorek właściciela pralni.
– Wejdźmy tam – zaproponował.
Weszli razem do maleńkiego, pozbawionego okien pomieszczenia i zamknęli za sobą drzwi. Atmosfera w rozległej sali zrobiła się jeszcze bardziej napięta, kilka osób wyszło na podwórko pewnie po to, by zapalić papierosa i wymienić uwagi.
Lena wyjęła telefon komórkowy i włączyła go, czekając niecierpliwie, aż się połączy z siecią. Po chwili pisnął dwukrotnie, sygnalizując wiadomości czekające w poczcie głosowej. Zaczęła się zastanawiać, do kogo zadzwonić, do Nan czy Ethana. Przemknęło jej nawet przez myśl, żeby porozmawiać z wujem Hankiem, ale wziąwszy pod uwagę jego poranny monolog, w trakcie którego niemal otwarcie błagał ją, by zacieśniła z nim kontakty, telefon do niego oznaczałby rezygnację z przyjętych zasad, a na to nie miała najmniejszej ochoty. Brzydziła się myślą, że potrzebuje kontaktów z innymi ludźmi, tym bardziej że to ona musi ich szukać. Ostatecznie wyłączyła telefon i schowała go do kieszeni, zachodząc w głowę, po co go w ogóle włączała.