Выбрать главу

Michael DiMercurio

Faza Ataku

Terminal Run

Przekład Marcin Pintara

Miłości mojego życia, Patricii DiMercurio, która jest dla mnie tym, czym ląd dla okrętu – pragnieniem i tęsknotą moim początkiem i przeznaczeniem, moim celem i nadzieją moją przyszłością i przeszłością

Panowie, na morzu nauczyłem się jednej rzeczy – procedury regulaminowe układają ludzie, którzy nigdy nie byli pod ostrzałem torpedowym – gdy rozwala się reaktor, kapitan krzyczy, że potrzebuje mocy, a sekunda opóźnienia może oznaczać śmierć. Oficer naszej marynarki wojennej musi wiedzieć więcej, niż jest w instrukcjach operacyjnych. Musi wiedzieć, jak działać, kiedy jest ranny, okręt idzie na dno, a mimo to nadal trzeba strzelać. O to właśnie chodzi, panowie. O umiejętność działania w niebezpieczeństwie. To jedyny sposób na wygranie wojny. I jedyny sposób na przeżycie. Zróbcie to dla mnie, panowie. Nauczcie się działać w niebezpieczeństwie.

Z przemówienia admirała Kinnairda R. McKee, dyrektora Programu Napędu Nuklearnego Marynarki Wojennej i byłego dyrektora Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, do oficerów okrętów podwodnych Floty Atlantyckiej w Norfolk w Wirginii.

Siły Podwodne Stanów Zjednoczonych pozostaną dominującą flotą podwodną świata. Będziemy konsekwentnie wdrażali nowe, innowacyjne technologie, by utrzymać przewagę we wszystkich rejonach walk morskich. Będziemy promowali wielorakie możliwości okrętów podwodnych i rozwijali taktykę zabezpieczania interesów narodowych poprzez przygotowania rejonów walk, kontrolę mórz, wspieranie działań lądowych i stosowanie strategii odstraszania. Będziemy odgrywali rolę niewidzialnej, wielozadaniowej platformy ekspedycyjnej Połączonego Dowództwa.

Przyszłość Sił Podwodnych

Stanów Zjednoczonych

Faza ataku – Termin, który w języku konstruktorów uzbrojenia oznacza końcowy odcinek drogi torpedy wystrzelonej z okrętu podwodnego, kiedy broń naprowadza się na cel i przyśpiesza do szybkości bojowej.

1

Minął miesiąc od dnia, kiedy poleciał do Waszyngtonu i zażądał, żeby przesunięto go na niższe stanowisko służbowe.

Szef oczywiście zaprotestował. Nie miał kim go zastąpić, wszyscy ci, którzy mogliby ewentualnie objąć tę funkcję, nie żyli. Zginęli ostatniego lata w wyniku przerażającego ataku terrorystycznego – padło jego ofiarą ponad tysiąc starszych rangą oficerów. Ale gdyby nie otrzymał zgody na powrót do dawnej pracy, nie miałby innego wyjścia, musiałby złożyć rezygnację, a wtedy powstałyby dwa wakaty. Udało się, przeniesiono go na niższe stanowisko, wrócił do domu i wszystko powróciło do normy. Sztab funkcjonował lepiej, personel operacyjny robił postępy, sprzęt spisywał się doskonale.

Tej słonecznej, majowej soboty zaliczył przed lunchem osiemnaście dołków na polu golfowym i przebiegł sześć kilometrów. Wziął szybki prysznic w klubie, włożył luźne spodnie, golf i wsiadł do swojego kabrioletu porsche, żeby pokonać dwudziestokilometrową trasę do biura. Personel miał wolne, telefony powinny milczeć, więc pojawiła się szansa, że przez trzy godziny zrobi więcej, niż był w stanie dokonać przez ubiegły tydzień. Opuścił dach, wyjechał z parkingu na drogę biegnącą wzdłuż wybrzeża i wcisnął gaz. Pędząc samochodem, który gładko przyspieszał i łatwo brał zakręty, myślał o obecnej sytuacji politycznej. Przez ostatni rok na świecie panował względny spokój. Ale ostatnio zaczęły krążyć pogłoski o nasilających się konfliktach między Chińską Republiką Ludową i Hinduską Republiką Indii. Podczas pierwszej i drugiej wojny domowej w Chinach Indie uzyskały znaczne zdobycze terytorialne i od tej pory te dwa kraje były zaciekłymi wrogami. Jednakże wszelkie napięcia, jakie spowodować może ów konflikt, będą już problemem kogoś innego. Bo upłyną zapewne lata, a nawet dziesięciolecia, zanim dojdzie do wybuchu nowej wojny światowej.

Właśnie gdy doszedł do tego wniosku, spojrzał w lusterko wsteczne i natychmiast powrócił do rzeczywistości. Gliniarz stanowy znalazł się tak blisko, że nie widać było reflektorów radiowozu tylko kapelusz kierowcy i lampy błyskowe. Zaklął i zatrzymał porsche na poboczu. Wiedział, że przekroczył dozwoloną prędkość. Od dwóch lat jeździł tą trasą jak wariat i nigdy nie spotkał lokalnego patrolu, a tym bardziej stanowego. Zaniepokoił się jeszcze bardziej, kiedy przed nim zahamował drugi radiowóz. Mały samochód sportowy został uwięziony między dwoma wozami patrolowymi. Sięgając po portfel i dowód rejestracyjny, zaklął ponownie. Kiedy policjant zbliżył się do niego, z otwartego schowka wypadły na podłogę papiery.

– Obie ręce na kierownicę – rozkazał surowo gliniarz z dłonią na odpiętej kaburze.

Wykonał polecenie, spojrzał w górę na policjanta i otworzył usta, ale nie zdążył się odezwać.

– Proszę o dowód tożsamości.

Wręczył gliniarzowi prawo jazdy i legitymację wojskową. Policjant przez chwilę oglądał dokumenty i porównywał zdjęcia z twarzą kierowcy.

– Pan Egon Ericcson?

– Po prostu Vic – odpowiedział. – Proszę mi mówić Vic.

Gliniarz otworzył drzwi samochodu.

– Niech pan wysiądzie z pojazdu, panie Ericcson. Powoli. Niech pan nic nie mówi, ani słowa.

Co jest grane, do cholery? – pomyślał i wygramolił się na zewnątrz. Były as uniwersyteckiej drużyny futbolu amerykańskiego, Vic „Wiking” Ericcson, wyróżniał się zawsze wzrostem w swoim otoczeniu. Miał szerokie bary, jasne włosy ostrzyżone na rekruta, niebieskie oczy, złamany nos i kwadratową szczękę boksera amatora. Ogorzała cera świadczyła o tym, że całe lata spędził na powietrzu.

Z radiowozu, który stał za jego samochodem, wysiadł drugi policjant, wsiadł do porsche i zatrzasnął drzwi.

– Hej, to mój samochód, do cholery!

– Proszę zachować milczenie – powiedział pierwszy gliniarz. – Konfiskujemy pański pojazd. Proszę się wolno odwrócić i przejść do radiowozu.

– Panie władzo, niech pan posłucha. Wiem, że…

– Ani słowa.

Policjant wepchnął go na tylne siedzenie wozu patrolowego, zamknął drzwi i usiadł za kierownicą. Cofnął się, wyjechał na asfaltową szosę i pomknął jak rakieta w kierunku miasta. Z tyłu drugi radiowóz eskortował porsche, ale po chwili gliniarz przyspieszył i oba samochody zniknęły w oddali.

– Dokąd jedziemy? Do sądu? Do komendy policji stanowej?

Policjant nie odpowiedział. W końcu pojawił się przed nimi wjazd na lotnisko. Radiowóz zwolnił i zatrzymał się przed bramą w wysokim parkanie, która natychmiast się otworzyła. Ericcson pomyślał, że na terenie portu lotniczego musi się znajdować posterunek policji, ale wóz patrolowy przez kilka minut pędził po płycie lotniska, wreszcie zahamował z piskiem przy gigantycznym odrzutowcu pasażerskim Boeing-Airbus 808. Samolot stał daleko od terminalu, silniki pracowały na biegu jałowym.

Ericcson zaczął zadawać oczywiste pytanie, ale zanim zdążył je wypowiedzieć, tylne drzwi radiowozu otwarły się i dwaj inni gliniarze stanowi wyciągnęli go bezceremonialnie z samochodu, poprowadzili po staromodnych schodkach na kołach do otwartych drzwi odrzutowca, a potem szybko powiedli do chłodnego wnętrza maszyny. Kiedy jego wzrok oswoił się z bladym światłem rozjaśniającym wnętrze samolotu – na zewnątrz, gdzie był przed chwilą, świeciło ostre południowe słońce, więc w pierwszej chwili wydało mu się, że tu panuje mrok – w pustej kabinie pasażerskiej zobaczył dwóch facetów w garniturach. Wskazali mu miejsce siedzące w środkowej części pierwszej klasy.