Выбрать главу

Choć przez większość rejsu myślał o ludziach, którzy zginęli na Princess Dragon, od dwóch dni tamta tragedia wydawała mu się jakoś bardzo odległa. Być może, powiedział sobie, odeszli tam, gdzie każdy trafia po śmierci, i znaleźli spokój lub po prostu przestali istnieć i żyją tylko w moim udręczonym umyśle. Ogarnęło go nagłe uczucie spokoju.

Tymczasem pogoda poprawiła się wyraźnie. Zachmurzenie ustąpiło, wiatr przybrał na sile, zrobiło się cieplej. Pacino przez kilka minut nie myślał o niczym, po prostu rozkoszował się wiatrem, morzem i pobytem na łodzi. Minęła godzina, potem druga. W końcu zdał sobie sprawę, że jest popołudnie, a on nie spojrzał przez sekstans na słońce, żeby sprawdzić działanie urządzeń nawigacyjnych, co zawsze robił o dwunastej. Wzruszył ramionami i pomyślał, że jutro nastawi budzik, żeby nie przegapić pory, w której należało ustalić pozycję łodzi. Nagle jego uwagę zwrócił ryk dobiegający z lewej burty.

Przez chwilę wpatrywał się w morze. Pomyślał, że śni, kiedy na powierzchni utworzyła się biała fala, a niżej za nią pojawił się czarny obiekt, który gwałtownie wypychał wodę do góry i usuwał ze swojej drogi. Nie, powiedział sobie Pacino, to niemożliwe. Czarny kształt wyłaniający się z morza wciąż płynął dokładnie z tą samą prędkością, co Colleen. Biała, spieniona fala przetaczała się po obu stronach czarnego obelisku, wynurzającego się z głębi nieprzeniknionego, niebieskiego oceanu. Pochłonięty jego obserwacją zapomniał o sterowaniu, jacht zboczył z kursu, grot wyluzował się lekko i częściowo stracił wiatr. Pacino ocknął się, poprawił żagiel, włączył autopilota i stanąwszy przy lewym relingu, przyglądał się czarnemu obiektowi, który coraz bardziej wyłaniał się z wody. Fala poniżej omywała teraz większy, poziomy kształt, oddalony o niecałą długość łodzi.

Górna część obiektu była prostym, pionowym kioskiem okrętu podwodnego, z pokładem cylindrycznego kadłuba łączył ją lekko wygięty kołnierz. Wyglądała identycznie jak kiosk dawnego Seawolfa Pacina, ale wynurzający się teraz kadłub miał za małą średnicę jak na klasę Seawolf. Pacino nie odrywał wzroku od okrętu podwodnego, który nadal płynął równo z Colleen z szybkością dwunastu węzłów. Z kiosku wysunął się peryskop. Dopiero teraz, pomyślał Pacino, to jasne, gdyż wcześniej przy prędkości powyżej siedmiu czy ośmiu węzłów złamałby się mimo opływowej osłony w szare i czarne plamy. Wysunął się drugi peryskop, potem maszt radiowy BRA-38 w tyle kiosku. Wokół dziobu w kształcie pocisku utworzyła się fala dziobowa. To klasa Virginia, pomyślał Pacino. Na szczycie kiosku pojawili się dwaj członkowie załogi, zapewne oficer pokładowy i obserwator. Kiedy Pacino gapił się na okręt, jeden z oficerów uniósł do ust radio i na konsoli sterowniczej Colleen rozległy się trzaski zakłóceń. Żeglarskie radio VHF Pacina do łączności mostek-mostek stojące na ładowarce i okryte osłoną wodoszczelną było ustawione na częstotliwość międzynarodową.

Pacino wyciągnął je z osłony. Znów zatrzeszczały zakłócenia, potem czyjś głos warknął:

– Łódź żaglowa Colleen, tu okręt podwodny Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, odbiór.

Nie może się zidentyfikować na otwartej linii, pomyślał Pacino. Dlatego załoga nie podała nazwy okrętu.

– Okręt podwodny Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, tu kapitan Colleen, odbiór. – Pacino miał ochrypły głos po kilkudniowym milczeniu.

– Dzień dobry panu. Prosimy o pozwolenie na wysłanie do pana łodzi.

Jak mógłbym odmówić, pomyślał Pacino. Zżerała go ciekawość.

– Przyjąłem, marynarka wojenna. Zezwalam na przysłanie łodzi. Zalecam zmianę waszego kursu na południowo-wschodni, żebym mógł zrobić zwrot i wyluzować żagle do łopotu.

– Przyjęliśmy, wykonujemy manewr.

Okręt podwodny skręcił delikatnie i zwiększył odległość. Pacino ujął ster i ustawił Colleen – żagle straciły wiatr i zaczęły głośno łopotać. Najpierw zrzucił foka. Kiedy żagiel opadał, Pacino wskoczył na przedni pokład i zamocował go tam. Odwrócił się, zluzował fał grota i ściągnął żagiel, następnie ułożył go na bomie. Colleen zwolniła i kołysała się na falach, bom przesuwał się niebezpiecznie nad kokpitem, dopóki Pacino nie wybrał obciągacza. Zanim ustabilizował Colleen, przy sterburcie okrętu podwodnego pojawił się ponton zodiac. Teraz, kiedy okręt zatrzymał się na morzu i fala dziobowa opadła, załoga mogła działać. Zaskoczył pięciokonny silnik doczepny i do łodzi pneumatycznej wsiadła jedna tylko osoba – wysoka, szczupła kobieta w neoprenowym skafandrze płetwonurka. Wspinając się na grzywy fal i opadając w dół, ponton po kilku minutach zbliżył się do żaglówki. Gdy kobieta znalazła się w zasięgu głosu, zawołała do Pacina:

– Proszę o pozwolenie na podejście do pańskiej burty!

– Zezwalam, niech pani podpłynie! – odkrzyknął i chwycił linkę cumowniczą, rzuconą z pontonu.

Przesunął ją pod relingiem, zacumował do knagi na pokładzie i wyciągnął rękę do kobiety. Wspięła się na pokład, przeszła nad relingiem, strząsnęła wodę z długich, ciemnych włosów i uśmiechnęła się do niego. Pacino odwzajemnił uśmiech i nagle uświadomił sobie, że od tygodnia jest na morzu bez Colleen. Przypomniał sobie też, że ostatni raz kochał się z kobietą jeszcze przed zatonięciem Princess Dragon. Kiedy przyjrzał się pasażerce pontonu, stało się dlań jasne, czemu wzbudziła w nim takie myśli. Próbował nie gapić się na nią.

– Witam na pokładzie Colleen – powiedział, starając się nie wypaść śmiesznie. – Michael Pacino – przedstawił się i wyciągnął rękę.

Kobieta miała miękką, ciepłą dłoń. Poczuł, że się zaczerwienił.

– Porucznik Dayne Valker, Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych.

– Co to za okręt? Należy pani do załogi?

– Nie, panie admirale.

Więc wie, kim jestem, pomyślał Pacino.

– To okręt klasy Virginia, USS Hammerhead – wyjaśniła. – Jestem z jednostki SEAL, tymczasowo na pokładzie.

Hammerhead, pomyślał Pacino. Ten okręt pomścił Princess Dragon. Tyle że nie dopadł zamachowców, którzy zabili moich towarzyszy broni i zrujnowali mi życie.

– Proszę mi wybaczyć, pani porucznik. Czy mogę zaproponować pani coś do picia? Kawę czy herbatę?

Pacino nie przypuszczał, żeby chciała czegoś mocniejszego. Zachowywała się oficjalnie, może nawet starała się być czujna w rozmowie z nim.

– Nie, dziękuję, panie admirale. Na pewno domyśla się pan, że jestem tu służbowo. – Rzuciła okiem na Hammerheada, dryfującego kilkaset metrów na wschód od Colleen.

– A w jakiej sprawie, pani porucznik? I czy to takie pilne, że nie możemy usiąść tu w kokpicie?

Wskazał jej miejsce. Usiadła. Była wyraźnie spięta.

– Wzywa pana admirał Patton. Przysyła to…

Wyjęła coś z wodoszczelnej kieszeni na udzie i wręczyła mu lśniącą kopertę. Pacino przez chwilę wpatrywał się w list, zanim go otworzył. W środku znalazł złożoną kartkę drogiego papieru z godłem Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych na górze, pokrytą pochyłym pismem Johna „Bebecha” Pattona. Pacino i Patton znali się od dziesięciu lat i prowadzili razem dwie wojny. Tylko jeden człowiek mógł wezwać Pacina do powrotu z rejsu – właśnie John Patton. Pacino zaczął czytać list. Od czasu do czasu zerkał na Hammerheada, raz spojrzał na panią porucznik.