– BRA-44 Bigmouth idzie do góry, sir! – zawołał. – Dwadzieścia cztery metry!
– Podnoś nas – rozkazał Pacino i włożył hełm peryskopowy Type 23. – Uzbroić baterię pocisków Mark 80 SLAAM – powiedział głosem zniekształconym przez hełm.
Mark 80 SLAMM, pociski przeciwlotnicze wystrzeliwane spod wody, mogły dogonić javeliny, gdyby zostały odpalone dostatecznie szybko. Pacino gorączkowo przypinał do uda sterownik i przeklinał własną bezmyślność – nie pomyślał, że może być mu potrzebny peryskop.
– Dwadzieścia trzy metry, sir!
Zanim Pacino włączył obraz optyczny, pociski zniknęły z widoku. Pacino skierował peryskop na niebo i natychmiast zobaczył na tle chmur cztery smugi dymu wznoszące się łukiem zza horyzontu.
– Panel SLAAM uzbrojony, panie kapitanie! – krzyknął Vermeers.
– Odpalam Mark 80! – zawołał Pacino i uderzył w joystick na udzie. Pocisk przeciwlotniczy naprowadzany ciepłem wystartował z kiosku okrętu i natychmiast ruszył w pościg za javelinami. Pacino wystrzelił pięć sztuk, potem jeszcze szóstą, gdy z morza uniósł się następny pocisk manewrujący i po zapłonie silnika rakietowego tuż nad falami wzbił się do góry.
– Nie mam żadnych trafień! – zawołał Pacino, ale w tym momencie jeden z javelinów eksplodował, rozerwany na kawałki przez Mark 80, który go dogonił.
Z morza wystartował kolejny javelin i Pacino wystrzelił siódmy Mark 80. Był tylko jeden problem – miał osiem pocisków, a Snarc dwanaście.
– XO! – warknął Pacino, kiedy trzeci javelin eksplodował w chmurach. – Zawiadom Pentagon o tych pociskach. Na UHF-ie, w trybie alarmowym. Powiedz, że w powietrzu są cztery javeliny nadlatujące z tej pozycji.
Vermeers na szczęście nie zadawał pytań. Rzucił swoją słuchawkę na pokład i wybiegł do kabiny radiowej. Mógł nadać meldunek ze sterowni, ale uzgodnienia z radiowcami zajęłyby trzydzieści sekund i nie było na to czasu.
Pacino wystrzelił ósmy i ostatni pocisk i patrzył, jak eksploduje ósmy javelin. Gdy z morza uniósł się dziewiąty, na twarzy Pacina pojawił się wyraz bezsilnej wściekłości. Cholerny Snarc był na horyzoncie w odległości dwudziestu mil, a dotąd nie zdetonował ani jeden Tigershark!
– Dowodzenie, tu sonar. Mamy eksplozję w wodzie.
– To nie Snarc, sonar – odparł ze złością Pacino. – On nadal strzela.
– Ta eksplozja jest na kierunku do jachtu motorowego, sir.
– W porządku, sonar. Obserwuj kierunek zero osiem osiem i szukaj Tigersharków.
– Dowodzenie, tu sonar. Tak jest. Ale na razie nic tam nie ma.
– Jasna cholera! – zaklął pod nosem Pacino.
– Dowodzenie, tu sonar. Mamy zapłon silnika rakietowego Tigersharka na prawej krawędzi stożka ciszy, kierunek zero osiem pięć.
– Nareszcie – powiedział Pacino, patrząc przez peryskop na dziesiątego javelina startującego na horyzoncie z morza. Gdyby Snarc teraz eksplodował, w powietrzu byłyby tylko dwa pociski manewrujące, które uniknęły zestrzelenia, a nie cztery.
– Dowodzenie, tu sonar! – zatrzeszczało w słuchawce, aż Pacina zabolało ucho. – Odchylenie kierunku do Tigersharka jest w lewo, nie w prawo! Nadaję meldunek: „Torpeda w wodzie”! Tigershark naprowadza się na własny okręt!
Pacino zerwał z głowy Type 23 tak gwałtownie, że hełm odbił się od pokładu.
– Alarmowa w dół! – krzyknął do oficera zanurzenia. – Zalewać zbiorniki z maksymalną szybkością! Głębokość czterysta metrów! Ale już! – Chwycił mikrofon do łączności z pomieszczeniami technicznymi. – Manewrowa, tu dowodzenie, wykonać szybki rozruch reaktora, procedury alarmowe! – Rzucił mikrofon i znalazł Vermeersa. – Uzbroić system TESA! Vermeers wytrzeszczył oczy i gwałtownie pokręcił głową.
– Sir, nie udało nam się podłączyć go do Cyclopsa! Jeśli pan go odpali, komputer nie będzie kontrolował dziobowych sterów głębokości! W ciągu sekundy opadniemy na głębokość krytyczną!
– Dowodzenie, tu sonar! Nadpływa Tigershark! Mamy potwierdzenie na obrazie akustycznym! Zaraz odpali silnik rakietowy, panie kapitanie!
– Panie kapitanie, głębokość czterysta metrów! – zawołał oficer zanurzenia, wystraszony chłopak, który stał wewnątrz półkolistej konsoli sterowania okrętem. – Przerywam zalewanie zbiornika numer dwa i zatrzymuję okręt na głębokości testowej.
Pacino na moment zamarł. Potem coś mu przyszło do głowy. Pomysł wydawał się obcy, jakby podsunął mu go ktoś, kto znajdował się daleko, a jednocześnie stał tuż obok. Usłyszał gdzieś w sobie jakiś głos, który krzyknął: Włącz system TESA przy wzniosie na sterach dziobowych jedna czwarta stopnia! Pacino zmarszczył brwi, ale nie potrafił wymyślić niczego innego.
– Dowodzenie, tu sonar. Zapłon silnika rakietowego Tigersharka, mała odległość!
– Oficer zanurzenia! – krzyknął Pacino, pewien, że za moment wyda swój ostatni rozkaz w życiu. – Wznios ćwierć stopnia na dziobowych sterach głębokości i alarmowe opróżnienie dziobu, ale już!
– Tak… jest… – Głos oficera zanurzenia brzmiał basowo i docierał do Pacina w zwolnionym tempie, jakby czas rozciągnął się tak, że sekunda trwała godzinę. Pacino znalazł wzrokiem dwie stalowe dźwignie pokryte żółtym plastikiem, umieszczone nad konsolą dowodzenia.
– Wznios… – mówił dalej dziwnie zniekształcony i spowolniony głos oficera zanurzenia, gdy Pacino sięgał oburącz do góry i chwytał dwa włączniki sytemu przeciwtorpedowego TESA.
– Ćwierć… – usłyszał Pacino, kiedy poczuł w dłoniach uchwyty i z całej siły pociągnął dźwignie w dół.
– Stopnia… na…
Pacino przytrzymał opuszczone dźwignie i obrócił. Gdy czekał na odpalenie systemu, na jego twarzy malowała się wściekłość.
– Dziobowych… sterach… głębokości…
Nie było żadnego efektu. Ale Pacino powiedział sobie, że nie wolno mu puścić dźwigni.
– I… alarmowe… opróżnienie…
Para z generatorów reaktora powinna trafiać do zbiorników na poszyciu okrętu, wydostawać się przez gumową powłokę bezechową kadłuba i tworzyć pęcherz wokół Devilfisha. Na dziobie system wysokiego ciśnienia miał sprężać zbiorniki TESA na poszyciu okrętu i wypychać pęcherze powietrza, które powinny się gromadzić wokół kadłuba i utworzyć kawitacyjną osłonę parową wzdłuż całego Devilfisha, gdy odpalą silniki rakietowe.
– Dziobu…
Głos oficera zanurzenia zmienił się w prawie nieartykułowany coraz powolniejszy pomruk. Pacino zerknął na niego pomiędzy dwoma wyciągniętymi aktywatorami TESA i zobaczył, jak ręce chłopaka wznoszą się w górę ku dźwigni alarmowego usuwania balastu. Wydawało się, że nigdy ich nie dosięgną.
Vermeers miał otwarte usta, jego wargi poruszały się wolno i przypominały zasłony falujące łagodnie na wietrze.
– Paaanie kaaapitaaanie! – zawołał.
Pacino był myślami gdzie indziej – poza reaktorem, turbinami zasilającymi, turbogeneratorami napędowymi, kabiną manewrową, instalacją hydrauliczną, zbiornikiem balastowym numer trzy i umieszczonym tam głównym silnikiem elektrycznym w osłonie olejowej, poza zbiornikiem balastowym numer cztery, gdzie zamontowano silniki rakietowe systemu TESA, poza kadłubem, sterem kierunku i rufowymi sterami głębokości i za osłoną pędnika. Był w morzu i patrzył przed siebie na okręt, na silniki rakietowe systemu TESA. Widział, jak eksplodują ładunki wybuchowe i odrzucają wodoszczelne pokrywy ochronne. Obserwował, jak kolejno odpalają silniki rakietowe – najpierw dolny i górny, potem lewy i prawy, później para na pozycjach godzin pierwszej i siódmej, w końcu pozostałe pary. Wszystkie osiągają pełny ciąg i gazy wylotowe topią grubą stal sterów kierunku i głębokości i przegrody zbiornika balastowego numer cztery. Nad poszyciem okrętu rośnie pęcherz powietrza i pary, Devilfish przyspiesza, wytwarza wokół siebie osłonę kawitacyjną, osiąga szybkość pięćdziesięciu węzłów, potem stu, wreszcie dwustu.