Przeciwpodwodny samolot patrolowy P-5 Pegasus dostał przez radio rozkaz, żeby sprawdził sygnał alarmowy wysłany z boi lokalizacyjnej, który wykryła w rejonie eksplozji głowica nasłuchowa Mark 12. Na rozkaz admirała McKee samoloty trzymały się poza zasięgiem pocisków przeciwlotniczych Snarca. Ale po wszystkich podwodnych detonacjach – ostatnia zniszczyła zapewne również głowicę Mark 12 – McKee ocenił, że morze jest bezpieczne i kazał skierować na miejsce maszynę P-5.
Daleko na zachodzie, pięćdziesiąt mil morskich od Waszyngtonu, Nowego Jorku i Filadelfii, nad Atlantykiem krążyło kilka eskadr myśliwców przechwytujących Scorpion. Wszystkie miały kontakt z samolotem radarowym KC-10 AWACS, który zataczał kręgi na wysokości dwunastu tysięcy metrów i szukał nadlatujących pocisków manewrujących. Gdyby Snarcowi udało się wystrzelić je potajemnie, leciałyby poniżej zasięgu radarów przeciwlotniczych i znalezienie ich graniczyłoby z cudem. Ale po ostrzeżeniu z Devilfisha, zawierającym dokładny czas i pozycję ich odpalenia, lotnictwo wysłało w powietrze wszystko, co miało skrzydła. Zamiast gorączkowo szukać pocisków załogi samolotów mogły sobie pozwolić na luksus spierania się o to, kto dostąpi przywileju strącenia javelinów. We wszystkich przypadkach dokonali tego dowódcy eskadr. Naprowadzane ciepłem pociski Mongoose rozerwały Javeliny IV na strzępy i szczątki głowic plazmowych opadły do morza. Kiedy wiadomość o ich zniszczeniu dotarła do prezydenckiego bunkra ewakuacyjnego, wezwano Air Force One i pani prezydent oraz jej sztab wrócili do bazy lotniczej Andrews. Admirał Patton pojechał służbową limuzyną do Pentagonu, żeby czekać na wiadomości o Devilfishu.
Michael Pacino dopłynął wolno w pobliże tratwy ratunkowej, zanurkował i dotarł do niej pod wodą. Wynurzył się i starał oddychać bez żadnego dźwięku. Wyciągnął nóż z pochwy i spojrzał w górę na głowę pasażera pontonu. Wiedział, że to Victor Krivak, choć wolał go pamiętać jako Aleksieja Nowskoja. Wstrzymał oddech, wyrzucił ramię z wody, chwycił swojego wroga za gardło i ściągnął z tratwy. Zdążył dostrzec twarz czterdziestoletniego mężczyzny, przystojnego jak gwiazdor filmowy. Żadna operacja plastyczna nie mogła jednak zmienić paskudnych oczu, w które Pacino patrzył wiele lat temu na polarnej powłoce lodowej. Ten mężczyzna storpedował i zatopił pierwszego Devilfisha, a teraz wystrzelił pociski manewrujące w dom Pacina i posłał na dno drugiego Devilfisha, ale przede wszystkim doprowadził do tego, że syn Pacina był o krok od śmierci. Pacino dźgnął mocno i krew z przebitej szyi Nowskoja trysnęła mu w oczy.
Ledwo zdążył ją strząsnąć powiekami, gdy Rosjanin wybił mu ramieniem nóż z ręki. Był dużo silniejszy, zdzielił Pacina pięścią w twarz i złamał mu nos. Pacino chciał chwycić Nowskoja za szyję, ale zbrodniarz wojenny sięgnął do pasa i uderzył bykiem. Siła ciosu odrzuciła Pacina do tyłu. Udało mu się znów zbliżyć do Rosjanina i nagle zobaczył przed sobą wylot lufy pistoletu. Zamarł na moment, potem dał nura pod wodę, myśląc teraz tylko o tym, czy mokra broń wypali.
Victor Krivak drzemał błogo, oczekując na pomoc, gdy nagle ktoś chwycił go za gardło i ściągnął z tratwy. Nie zdążył dostrzec twarzy napastnika, błysnęło mu w głowie, że to Wang i na myśl, że doktor powrócił, żeby się zemścić, poczuł przypływ adrenaliny. Kiedy spróbował zadać przeciwnikowi cios, dostał nożem w szyję. W pierwszej chwili nawet nie poczuł bólu, zakręciło mu się tylko w głowie od upływu krwi. Woda wokół zrobiła się czerwona i przeląkł się, że rana jest śmiertelna. To dodało mu sił do walki. Zdołał trafić przeciwnika w nos i tamten zalał się krwią. O dziwo, siwowłosy napastnik wydał mu się znajomy. Krivak sięgnął do pasa, licząc na to, że posrebrzany colt jest na swoim miejscu. Wtem pociemniało mu w oczach. Wyciągnął pistolet prawą ręką i uniósł go wysoko nad wodę, lewą ręką chwycił przeciwnika za kołnierz i kiedy w niego celował, dostrzegł naszywkę z nazwiskiem Pacino. Wiedział, że zna to nazwisko, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd – było mu zimno i miał zawroty głowy, z pewnością od rany na szyi.
Wymierzył broń w twarz napastnika, ale tamten zanurkował pod fale. Krivak wycelował niżej, oddał cztery strzały i czekał, aż przeciwnik wróci na powierzchnię. Mijały sekundy. Morze i niebo straciły błękitną barwę, przypominały pejzaż starego, czarnobiałego filmu. Szum fal i wiatru ucichł. Jasne światło przygasło, zaczęło się zmierzchać, choć było o wiele za wcześnie na zachód słońca.
Krivak czekał, aż na powierzchnię wypłynie ciało. Ale kiedy się wynurzyło, mężczyzna nazwiskiem Pacino zacisnął palce na jego piersi i pistolecie. Krivak był już za słaby, żeby się bronić. Broń wypaliła po raz ostatni i Krivak nie miał pewności, czy w końcu zabił napastnika. Powoli zdał sobie sprawę, że to już nie ma znaczenia. O dziwo, mimo przypływu adrenaliny spowodowanego walką, poczuł nagle senność i chłód.
To na pewno przez tę ciemność, pomyślał, wypuszczając pistolet z dłoni.
Pacino zanurkował głęboko, ale nie dość głęboko. Palący ból przeszył mu lewe ramię, potem prawe udo, a w końcu ucho. Otworzył oczy i spróbował się zorientować, gdzie jest Nowskoj. Zobaczył przed sobą tylko niewyraźny kształt miotający się w wodzie. Rosjanin trzymał jedną rękę nad powierzchnią, w górze lśniło coś srebrnego. Mimo bólu Pacino podpłynął bliżej i rzucił się na pistolet. Dosięgnął go, ale kiedy zaciskał na nim palce, lufa błysnęła ogniem, wydało mu się, że ten krótki blask zgasił światło dnia i pogrążył się w ciemności. Miał wrażenie, że jest w głębokim lochu, jego ciało odpływa od niego, a on nie może go zatrzymać.
Pomyślał o Anthonym Michaelu i spróbował wypowiedzieć jego imię, ale czuł się tak, jakby nie umiał mówić. Słowa już nic nie znaczyły, świat wirował wolno wokół niego. Pacino opadał i obracał się coraz szybciej, zapomniał imienia syna, Colleen i własnego. Przestał istnieć, cały świat zniknął i wszystko się skończyło.
Epilog
To było jak podchodzenie na głębokość peryskopową.
Najpierw zupełna ciemność i świadomość, że wkrótce pojawi się światło. Oczekiwanie. Potem mrok, zaledwie o jeden odcień jaśniejszy od czerni. Głęboki granat, błękit i wreszcie daleki świat bez kształtów. W końcu spody fal, jakby w odległości wielu mil. Coraz bliższe i wyraźniejsze. Później grzbiety i siodła fal. Przez moment inny świat i znów błękitna woda, gdy fala zalewa peryskop. Piana i nareszcie widok na powierzchni.
– Gdzie ja jestem? – chciał zapytać, ale tylko coś wyrzęził. Spróbował jeszcze raz, gdy zobaczył, że świat był zupełnie biały. Zbliżająca się osoba była również biała albo spowita w biel. Przez moment czuł paniczny strach – a więc umarł. Ale ta osoba miała bandaż na czole i jego oczy, choć inny nos. Zamrugał i zdał sobie sprawę, że widzi twarz syna, Anthony’ego Michaela. Znów spróbował wydobyć z siebie głos. Tym razem usłyszał, że wypowiada słowo „Anthony”.
Pojawiła się druga twarz, otoczona długimi, kruczoczarnymi włosami. Widział teraz duże, ciemne, błyszczące oczy, które po raz pierwszy zobaczył w stoczni, gdy pracował nad okrętem nazwanym SSNX. Szczątki tamtego okrętu spoczywały obecnie na dnie Atlantyku.
– Colleen – wychrypiał.
– Nic nie mów, Michael – odrzekła.
– Właśnie, tato – przytaknął Anthony Michael.
– Muszę wiedzieć – wyszeptał.
– Co, kochanie? – zapytała Colleen.
– Co się stało z Nowskojem?
– Masz na myśli Krivaka?