– To była moja wina, najdroższa – odrzekł i rozejrzał się dokoła zmieszany. – Ja też cię kocham. Pozwól mi pożegnać się z dziewczynkami.
Pochylił się nad ich oknem i pocałował dwie twarzyczki zroszone deszczem. Dotknął włosów córeczek i przyciągnął obie do siebie. Ich zapach przypominał mu dom, bezpieczeństwo i szczęście.
– Tato, mama mówi, że idziesz na wojnę. Naprawdę?
– Mama nie powinna mówić takich rzeczy – odrzekł i zerknął z rozbawieniem na żonę. – Wypływamy w morze na następne ćwiczenia. Niedługo wrócę do domu. A kiedy mnie nie będzie, musicie słuchać mamy.
– Dobrze, tatusiu – odpowiedziały chórem.
Dotknął palcami ich nosków i znów je przytulił.
– Admirał Czu dał wam swój samochód służbowy? – To był pomysł jego żony.
Lien skinął głową.
– Dziękuję, że przyjechałaś, księżniczko, ale muszę iść.
– Popatrzymy stąd, jak odpływasz. Bądź ostrożny, kochanie. Wróć do nas.
Schylił się i pocałował ją, potem odwrócił się i odszedł nabrzeżem. Po drodze postawił kołnierz. Gdy zbliżył się do atomowego okrętu podwodnego szybkiego ataku, starł z twarzy szminkę żony.
Okręt klasy Julang był zupełnie nową konstrukcją. Zaprojektowali go chińscy inżynierowie, zbudowali chińscy stoczniowcy. Powstał w bazie morskiej w Huludao na północy Bo Hai w czerwonych Chinach. Teraz stacjonował w bazie okrętów podwodnych w Cianggeczuang, gdzie żaden zachodni szpieg nie mógł odkryć jego tajemnic. Nawet w ten deszczowy mroczny dzień smukła, czarna sylwetka wyglądała pięknie. W wynurzeniu okręt był ledwo widoczny. Górną krzywiznę kadłuba w kształcie cygara omywały fale, ze śródokręcia wyrastał kiosk z pionową krawędzią czołową, zakrzywioną powierzchnią szczytową i zniżającą się ku rufie tylną częścią. Kadłub za kioskiem opadał łagodnie, z czarnej wody wystawał ster, jakby oderwany od reszty. Okręt nazywał się Nung Jatsu, co zachodni barbarzyńcy tłumaczyli jako Zęby Smoka. Nazwę wymyślił sam Lien Hua, kiedy okręt był jeszcze bezradnym stalowym szkieletem w odludnym suchym doku. Groźna nazwa symbolizowała przeznaczenie okrętu. Dziś miał opuścić swą bazę, wypłynąć daleko w morze i zatopić zęby w ciałach barbarzyńców.
Kiedy Lien zbliżył się do trapu, wyszedł mu naprzeciw jego zastępca, Czou Ping. Ich ojcowie przyjaźnili się, służąc razem przed laty w rakietowych siłach strategicznych Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Ojciec Czou zmarł na rozedmę płuc. Na łożu śmierci poprosił przyjaciela o opiekę nad synem. Kiedy zmarł ojciec Liena, obowiązek przeszedł na niego. Lien początkowo uważał dotrzymanie tej obietnicy za jeszcze jedno z wielu zobowiązań wobec ojca, ale szybko dostrzegł zdolności młodszego kolegi i czuwał nad nim przez pięć tur morskich, aż w końcu Czou został jego pierwszym oficerem.
– To dla mnie zaszczyt powitać was w ten deszczowy poranek, kapitanie Lien – powiedział Czou z głębokim ukłonem. Lien Hua też się ukłonił. Przez chwilę stał w milczeniu, krople deszczu spływały mu za kołnierz, czarny mundur sił podwodnych nasiąkał wodą.
– Status naszego okrętu, komisarzu Czou?
– Nung Jatsu jest gotowy do rejsu, kapitanie. Załadunek uzbrojenia przebiegł bez zakłóceń. W pięciu wyrzutniach są torpedy Dong Feng, w wyrzutni sześć broń specjalna Tsunami, pozostałe trzydzieści torped na stojakach. Reaktor czynny, para doprowadzona do maszynowni, okręt na własnym zasilaniu, przewody odłączone od lądowego źródła energii. Silniki główne pracują na biegu jałowym, moc z rezystorów pięć procent, silnik elektryczny przetestowany. Załoga na stanowiskach manewrowych. Urządzenia nawigacyjne wskazują prawidłową pozycję okrętu przy nabrzeżu, radio odebrało pozwolenie na wyjście w morze.
– Bardzo dobrze, kolego pierwszy. Są jakieś problemy?
– Żadnych, kapitanie.
– Doskonale, komisarzu Czou. – Lien Hua spojrzał w niebo i deszcz zalał mu oczy. – Kiepski dzień dla marynarza, mój przyjacielu, ale ta pogoda zasłoni nas przed orbitującymi oczami barbarzyńców.
– Podobno mamy szczęście, że dziś pada – odrzekł Czou. – Ale byłbym tak samo zadowolony ze słońca i łagodnej bryzy.
Lien Hua roześmiał się i poklepał podwładnego po ramieniu.
– Przygotujcie się do manewru – rozkazał.
Rozejrzał się po raz ostatni po bazie okrętów podwodnych i wszedł na trap. Postawił stopę na gumowej powłoce kadłuba i mocne światło z wnętrza okrętu rozjaśniło mrok ponurego dnia. To będzie dobry rejs, pomyślał Lien, schodząc po drabince ze stali nierdzewnej na płyty pokładu poniżej.
Dziesięć minut później Nung Jatsu odcumował i wypłynął na głęboki farwater. Lien Hua stał na wieżyczce manewrowej kiosku i ledwo mógł dostrzec samochód służbowy admirała z jego żoną i dziećmi w środku. Za dziesięć dwunasta okręt skręcił przy boi numer dwa i rodzina Liena zniknęła za rufą.
– Kolego pierwszy, schodzę na dół – oznajmił Lien.
Pół godziny później okręt się zanurzył, silniki przyspieszyły do maksymalnych obrotów i Nung Jatsu popłynął ku pierwszej grupie bojowej lotniskowca. Miał ją wprzedzić przed Morzem Wschodniochińskim i chronić przed wrogimi okrętami podwodnymi. A zanim grupa bojowa dotrze pod jego eskortą na pozycje ogniowe, miał nawiązać walkę z przeciwnikiem i zwyciężyć.
6
Michael Pacino wysiadł z samochodu służbowego, który przywiózł go z Pentagonu do strefy bezpieczeństwa wokół suchych doków w Stoczni Marynarki Wojennej w Newport News. Wciąż głowił się nad tym, dlaczego projekt, nad którym ma pracować na prośbę Pattona, jest taki pilny. Co się dzieje, że Patton porwał go z żaglówki? I dlaczego potrzebuje właśnie jego, skoro ma tutaj tuziny inżynierów z dyplomami Instytutu Technologicznego Massachusetts?
Nie otrzymał odpowiedzi na te pytania w gabinecie szefa operacji morskich. Może tutaj coś się wyjaśni? – pomyślał. Patton poprosił go, żeby objął stanowisko dyrektora programu przebudowy SSNX-a. Okręt miał dysponować taką mocą, żeby mógł uciec przed najszybszymi torpedami, jakimi dysponowały floty wojenne świata.
– To niemożliwe – odpowiedział Pattonowi Pacino. – Żądasz ode mnie, żeby autobus Greyhounda był szybszy od motocykla. Tego się nie da zrobić.
Patton uśmiechnął się.
– Dałoby się, gdybyś przymocował do autobusu kilka rakiet, Patch – zażartował.
Pacino obiecał, że spróbuje, ale nie bardzo wierzył w sukces. Zanim wyszedł, Patton zapytał go, czy mógłby również pokierować programem konstrukcyjnym nowej, tajnej broni. Chodziło o torpedę Tigershark. Jak dotąd, zawodziła.
– To coś w rodzaju projektu Snarc, okrętu podwodnego, w którym zastosowaliśmy procesor węglowy. Nie wiedziałeś, że to zrobiliśmy, prawda?
Przez następne kilka minut Patton udzielał Pacinowi niezbędnych wyjaśnień, w końcu oznajmił:
– Projekt Tigershark jest trudniejszy. Próbowaliśmy zastosować w tej torpedzie procesor węglowy, ale to cholerstwo stale atakowało własny okręt. A komputery węglowe nie akceptują blokad ani zaprogramowanych instrukcji. Ta torpeda to zabójca, ale dopóki nie zapewnimy bezpieczeństwa wystrzeliwującemu okrętowi, jest do niczego.
Pacino zgodził się pokierować również programem Tigershark. Spędził wieczór nad planami przebudowy okrętu podwodnego SSNX i poznawał szczegóły obu projektów, dopóki nie zaczęło mu się kręcić w głowie od nowej wiedzy. Wiele godzin później, długo już po północy, stał na betonowym pomoście suchego doku numer dwa w Stoczni Marynarki Wojennej w Newport News i patrzył w górę na oświetlony kadłub okrętu podwodnego spoczywającego wysoko nad jego głową. Okręt był piękny i Pacino poczuł nagle smutek, że już nigdy nie wypłynie w morze. Ale postanowił dać załodze tego okrętu taki system bojowy, żeby mogła wypełniać swoje zadania i wracać do domu żywa.