Выбрать главу

Dopiero później dowiedział się, że jednym z uratowanych pasażerów zatopionego statku amerykańskiego jest ten sam człowiek, który groził mu pobiciem w arktycznym schronie, kapitan okrętu podwodnego, który posłał na dno Kaliningrad, facet awansowany na admirała dowodzącego Marynarką Wojenną Stanów Zjednoczonych, skurwiel nazwiskiem Pacino. Nowskojowi na moment pociemniało w oczach, gdy przeczytał, że ten facet będzie żył. Zaczął snuć marzenia, że zakradnie się do szpitala i udusi drania. Amerykanin wyglądał teraz dużo starzej, były admirał miał zapadłą twarz pacjenta oddziału psychiatrycznego. Nowskoj wciąż bawił się myślą, że go wytropi i zabije, ale od czasu operacji saudyjskiej był stale zajęty interesami.

On i jego wspólnik otrzymali od Indii miliardy dolarów, ale Rafael obawiał się zemsty Amerykanów za zatopienie statku pasażerskiego. Przelał pieniądze na konta numerowe, potem pozbył się dyrektorów da Vinci Maritime – wszyscy zginęli w zaaranżowanych wypadkach. Po zlikwidowaniu całego zarządu firmy Rafael postanowił upozorować śmierć swoją i Nowskoja. Zapłacił astronomiczną sumę dwóm mężczyznom, którzy zgodzili się poddać operacji plastycznej i upodobnić do obu wspólników. Kiedy roztrzaskał się pierwszy falcon, on i Nowskoj zmienili nazwiska. Aleksiej Nowskoj odszedł na zawsze i jego miejsce zajął Victor Krivak. Rafael stał się po prostu Sergiem.

Sergio czy Rafael pozostawał dla Krivaka tajemnicą. Z pochodzenia był Amerykaninem, ale całe życie mieszkał w Europie i rozbudowywał swoją korporację, dopóki nie stała się światowym koncernem morskim i organizacją konsultingową specjalizującą się w zbieraniu informacji środkami elektronicznymi. Krivak zdawał sobie sprawę, że jest wiele rzeczy, których powinien się dowiedzieć o swoim znakomitym wspólniku, ale był cierpliwym człowiekiem.

Obaj zeszli głęboko do podziemia i wymykali się Interpolowi i FBI. Teraz, kiedy po ich rzekomej śmierci poszukiwania ustały, Sergio poczuł się na tyle pewnie, że założył nową organizację konsultingową. Firmę nazwali United Electrics, żeby nazwa retro nie wzbudzała zainteresowania. Zatrudnili spory sztab zdolnych elektroników, którzy zostali uzbrojeni w kody dostępu i spenetrowali dogłębnie systemy dowodzenia. Wkrótce amerykańska marynarka wojenna została ubezwłasnowolniona. Krivak mógł kierować jej okrętami jak zabawkami.

Żałował, że czegoś takiego nie skonstruowano piętnaście lat wcześniej, ale z drugiej Strony Amerykanie dopiero niedawno zaczęli opierać się w tak wielkim stopniu na cyfrowym systemie dowodzenia. Krivak próbował sobie wmówić, że dokonawszy operacji penetracyjnej, zemścił się za zatopienie Kaliningradu, ale wiedział, że to mu nie wystarczy. Chciał zobaczyć twarz Pacina w momencie, kiedy będzie wyciskał życie z tego skurwiela, który zniweczył jego marzenia.

Dziewczyna skończyła masaż w wannie i wytarła go. Położyli się na atłasowej pościeli i nakryła Krivaka swoim jedwabistym ciałem. Zamknął oczy, czuł ją na sobie i rozkoszował się nią, a kiedy skończył, zepchnął ją z łóżka i odprawił. Zostawszy sam, wrócił do świata między jawą i snem. Stał na betonowym nabrzeżu, wiał wiatr, śnieg padał na jego wysokie buty, admiralskie epolety i postawiony futrzany kołnierz. Patrzył na zapierające dech piękno okrętu podwodnego Kaliningrad. Śnił, dopóki nie poczuł na powiekach porannego azjatyckiego słońca.

Wstał szybko, pobudzony myślą, że niedługo znów będzie mógł działać. Rok życia w ukryciu wreszcie się skończył. Ubrał się i wszedł do salonu, gdzie zastał swojego wspólnika. Sergio stał przy oknie i uśmiechał się do niego, po raz pierwszy od tygodni wydawał się tak odprężony. Usiedli do stołu i zjedli razem śniadanie, przeczytali wiadomości z Hongkongu i wypili kawę. Potem przeszli do wyłożonej wiśniową boazerią sali konferencyjnej, na środku której stał masywny, indonezyjski stół. Krivak zagłębił się w fotelu z miękkiej skóry i spojrzał na wspólnika.

– Kiedy ma się tu zjawić? – zapytał.

Pozbył się już rosyjskiego akcentu. Dzięki branym systematycznie od dłuższego czasu lekcjom języka angielskiego mówił teraz niemal jak rodowity Brytyjczyk.

– Jego samolot ląduje za dziesięć minut. Powinniśmy się przygotować do tego spotkania, zanim go tu przywiozą.

Krivak skinął głową. Wiedział, że chiński admirał był najtrudniejszym klientem, jakiego dotąd mieli.

Admirał Czu Hua-Feng wyszedł z odrzutowca i zmrużył oczy od słońca. Zerknął na swoich podwładnych, młodych kretynów, którzy uważali, że Armia Ludowo-Wyzwoleńcza jest niezwyciężona. Żył dostatecznie długo, by móc poznać gorycz klęski i smak zwycięstwa. I choć jego przełożeni nie różnili się w poglądach na pewne sprawy od jego podwładnych, musiał znaleźć sposób, żeby ich chronić. Czu był admirałem dowodzącym raczkującymi siłami podwodnymi czerwonych Chin. Spędził jakiś czas w zanurzeniu, wściekle wystrzeliwując torpedy w amerykańskie cele, i dobrze wiedział, że zajadli Amerykanie będą walczyli, dopóki ich ostatni okręt nie pójdzie na dno. Myśląc o nadchodzącej wojnie z Indiami, najbardziej obawiał się amerykańskiej marynarki wojennej. Znakomici konsultanci z United Electrics pomogli mu cennymi, choć drogimi informacjami o uśpionej flocie amerykańskiej, ale teraz potrzebował od nich więcej.

Jazda samochodem do hotelu Oriental trwała długo, samochód powoli przedzierał się przez miasto. W godzinach porannego szczytu na ulicach Bangkoku tworzyły się korki, na skrzyżowaniach ruchem kierowali policjanci z drogówki w maskach chirurgicznych. Czu dotarł do celu bardzo zmęczony. Kiedy wkroczył do sali konferencyjnej w luksusowym apartamencie United Electrics, uczucie znużenia znikło natychmiast. Tęższy mężczyzna, Sergio, rozumiał jego obawy, a szczuplejszy, Victor Krivak, miał, jak się okazało, niezwykłe sprawny, przenikliwy umysł, który pozwalał mu rozwiązywać wszystkie problemy techniczne. Po godzinie, kiedy zakończyli już wymianę uprzejmości i zjedli wykwintny posiłek, Czu popatrzył twardo na konsultantów.

– Wasze dotychczasowe osiągnięcia sągodne podziwu, panowie, ale powinniście zrobić coś więcej. Sieć dowodzenia amerykańskiej marynarki wojennej jest w waszych rękach, lecz musicie przejąć kontrolę nad ich podwodnym automatem Snarc. Będzie mi potrzebny na Oceanie Indyjskim. I chcę, żeby reagował na moje rozkazy w czasie rzeczywistym.

Krivak i Sergio wymienili zakłopotane spojrzenia. Pierwszy odezwał się Krivak.

– Snarc? Jaki Snarc?

Sergio stanął przy oknie, przez chwilę patrzył na zadrzewiony dziedziniec daleko w dole, po czym pokręcił głową.

– Chyba nikt jeszcze mnie tak nie ochrzanił od czasów szkoły podstawowej – mruknął.

Krivak przytaknął ponuro.

– On miał rację, Sergio. Powinniśmy wiedzieć o tym okręcie Snarc.

– Wyjaśnij mi jeszcze raz, dlaczego penetracja systemu dowodzenia amerykańskiej marynarki wojennej nie zapewniła nam od razu kontroli nad tym Snarkiem.

Krivak zerknął na e-mail od swoich ludzi, którzy dostali zadanie wejścia do systemu bojowego Pentagonu i potajemnego wyciągnięcia tylu informacji o Snarcu ile się da.

– Ten okręt – odparł – to niezależny węzeł z pokładowym procesorem węglowym, komputerem molekularnym, który jest w zasadzie syntetycznym mózgiem ludzkim. Snarc został zaprogramowany – lub raczej wykształcony – i wysłany w morze. Reaguje na rozkazy jak żywy kapitan.

– Więc nie możemy mu po prostu rozkazać, żeby zrobił to, czego chce Czu?