Выбрать главу

– Wygląda na to, że nie. To tak, jakbyś spróbował użyć naszego systemu do wydania żywemu dowódcy lotniskowca rozkazu, żeby wysłał samoloty i zbombardował miasto. Facet stałby się podejrzliwy i sprawdziłby to. Taką samą inteligencję mamy tutaj. Amerykanie najwyraźniej obawiali się powierzyć komputerowi krzemowemu reaktor jądrowy i broń plazmową i zaczekali, aż będą mieli w pełni sprawny procesor węglowy. Jestem zaskoczony, że skonstruowali go tak szybko, wydawało mi się, że odrzucono ten pomysł, bo uznano go za nierealny. Ale ważne jest to, że Snarc nie wykona rozkazu, który uzna za nieodpowiedni lub niezgodny z tym, czego go nauczono. A przekonywanie go na odległość wymagałoby transmisji tylu danych, że zostałoby wykryte. Nie, Sergio, musimy przejąć nad nim kontrolę fizycznie, dostać się do jego wnętrza i zrobić tak, żeby przyjmował od nas rozkazy. Ale potrzebny nam będzie do tego jego konstruktor.

– Naprawdę myślisz, że uda ci się przejąć ten okręt?

– Sergio, będę musiał zorganizować zespół. Bardzo drogi. Nie przesadziłeś, kiedy zażądałeś od Czu miliarda euro z góry. Cała ta forsa pójdzie na tych inżynierów. Skorzystam z twojej metody i wykupię z więzienia jakiegoś geniusza komputerowego. Wydam te wszystkie pieniądze na kaucję. Słyszałem też o pewnym Chińczyku, którego wywalili z DynaCorp. Nazywa się Wang, Amerykanin w drugim pokoleniu. Przypuszczalnie pracował nad tajnymi projektami okrętów podwodnych. To może być nasz człowiek.

– Kiedy wyjeżdżasz?

– Jutro rano. Powinniśmy się zabawić dziś wieczorem. O świcie wezmę falcona.

Sergio uśmiechnął się.

– Po kolacji zadzwonię do agencji, żeby przysłali nam dziewczyny.

8

Niewiele ponad pięćset mil morskich na północny wschód ku wschodowi od tego miejsca na oceanie, gdzie pod powierzchnią zniknęła Pirania, na Atlantyku szalał sztorm, który dwa dni wcześniej przetoczył się wzdłuż wybrzeża Ameryki Północnej. Ciemnoszare niebo miało kolor ołowiu, na granatowym morzu wyrastały białe grzywy smaganych wiatrem fal. Wokół, aż po horyzont, były tylko chmury w górze, woda w dole i wiatr między nimi. W oddali nie rysował się żaden ląd, przez mżawkę nie przenikały światła nawigacyjne żadnego statku handlowego. Ulewa zaczęła się gwałtownie, niebo pociemniało jeszcze bardziej, krople deszczu były ledwo widoczne na ogromnych falach.

Pod powierzchnią wzburzonego morza fale wydawały się mniej majestatyczne. Dobiegał tu huk, ale bez wiatru hałas był przytłumiony. Światło letniego dnia przebijało się przez ciepłą letnią wodę na głębokość piętnastu metrów. Docierałoby dużo niżej, gdyby nie ponura, sztormowa pogoda. Przez zmąconą wodę nie można było dostrzec fal w górze, ale wystarczało światła, by widoczność we wszystkich kierunkach sięgała dziesięciu metrów.

Na głębokości piętnastu metrów zaczynał się mrok, ale woda miała jeszcze wysoką temperaturę i w oceanie kwitło życie – marzenie rybaka. Niżej, trzydzieści metrów pod falami, dźwięki cichły, woda ciemniała, światło z góry przygasało, widoczność spadała do półtora metra. Na głębokości czterdziestu pięciu metrów ocean stawał się dużo ciemniejszy, lecz nadal tętniło życie i woda utrzymywała wysoką temperaturę. Ale piętnaście metrów niżej, w zupełnej ciemności, letnie ciepło zmieniało się nagle w lodowaty chłód głębin – fakt dobrze znany oceanografom od czasu, gdy do morza po raz pierwszy opuszczono termometr. Górną, sześćdziesięciometrową warstwę rozległego Atlantyku poruszają wiatry oraz fale i ogrzewa palące słońce. Woda jest wystarczająco ciepła, by pływać bez neoprenowego skafandra. Ale pod tą warstwą, gdzie nie dociera światło, temperatura spada do minus jednego stopnia Celsjusza, poniżej punktu zamarzania słodkiej wody. Zasolenie powoduje, że morze nie zamienia się w lód nawet w niższej temperaturze. Stąd, aż do dna oceanu leżącego trzy kilometry niżej, woda jest jednakowo zimna, chłód odstrasza wielu pływających mieszkańców morza, ale różnorodne formy życia potrafią przetrwać. Dziewięćdziesiąt metrów pod powierzchnią nie ma już światła i panują ciemności jak w trzykilometrowym szybie górniczym. Na tej głębokości nie słychać już fal, dźwięk odbija się od warstwy położonej wyżej. Ciszę zakłóca tylko sporadyczne, żałobne zawodzenie wielorybów, które mogą znajdować się w odległości pięćdziesięciu lub trzystu pięćdziesięciu mil. Jeszcze głębiej, sto osiemdziesiąt metrów pod powierzchnią, ciężar wody w górze wytwarza ogromne ciśnienie ponad dwóch ton na metr kwadratowy. Niewiele stworzeń morskich może wytrzymać napór takiej siły zgniatającej, więc poniżej tej granicy ocean jest stosunkowo pusty. Zimna, ciemna, cicha woda czeka.

Ruch wyprzedził dźwięk. Woda rozstąpiła się przed ogromnym obiektem w kształcie pocisku, który cicho i szybko płynął naprzód. Za eliptycznym, zaokrąglonym dziobem pojawił się gigantyczny cylinder z płetwami wystającymi z obu stron i teraz dał się słyszeć cichy odgłos, jaki powodował on, sunąc przed siebie. Powłoka obiektu nie była sztywna, lecz przypominała skórę rekina.

Wewnątrz maszyny nic się nie poruszało, nie było żadnej formy życia, nie paliło się nawet światło. Dobiegał stamtąd tylko cichy szum obracających się mechanizmów i przepompowywanych płynów. Trylionem korytarzy wyrzeźbionych w krzemie przepływał strumień elektronów pędzących z szybkością światła. Metr sześcienny ludzkiej tkanki mózgowej zanurzonej w płynie mózgowo-rdzeniowym słuchał, śledził i wąchał otaczające go dane. Obserwował wąsko – i szerokopasmowe anteny sonarowe, które sięgały w nieskończoną dal morza, by wyławiać dźwięki maszyn stworzonych przez człowieka. Obserwował anteny obrazów akustycznych, które szukały bliskich i dalekich kontaktów, traktując odgłosy morza jako rodzaj światła. Zakłócenia dźwięku odpowiadały odchyleniom światła powodowanym przez cel. Zmiany wyczuwała nie siatkówka oka, lecz płaski sensor elektroniczny wokół obwodu kadłuba płynącego obiektu. Komputery, procesory i tkanka mózgowa monitorowały otoczenie zewnętrzne i wnętrze maszyny. Jedną z funkcji tkanki było rejestrowanie swojej „opowieści” o przebiegu rejsu w zabezpieczonym module pamięci komputera odtwarzanej później przez konstruktorów obiektu. Ten tok świadomego myślenia można by uznać za rozumowanie owego organizmu, ale jego twórcy nazwali to pokładowym zapisem dowodzenia i kontroli, w skrócie zapisem dowodzenia. Wykonująca tę funkcję część tkanki mózgowej była najbardziej aktywna wtedy, gdy metalowy obiekt szukał innego obiektu.

Numer kadłuba: SSNR-1

Jednostka: USS Snarc

Funkcja: pokładowy log dowodzenia i kontroli Zadanie: (1) Samodzielny, dziewięćdziesięciodniowy rejs w celu przetestowania systemów. (2) Przeprowadzanie symulowanych ataków torpedowych na okręty nawodne. (3) Wykrywanie bojowych okrętów podwodnych wszystkich bander. Jeśli są obce, klasyfikowanie ich i meldowanie o nich Połączonemu Dowództwu Podwodnemu. Jeśli amerykańskie, podejmowanie prób śledzenia ich, tak by nie zostać wykrytym.

Przebieg misji: Mija trzydziesty drugi dzień od wyjścia z Groton w Connecticut i trzydziesty pierwszy dzień od zanurzenia. Procesor sonaru tej jednostki jest wyjątkowo czujny, ale nie było kontaktu z żadnymi bojowymi okrętami podwodnymi. Ta jednostka sprawdza stożek ciszy za rufą cztery razy w ciągu każdej sześciogodzinnej wachty. Ta jednostka holuje wydłużoną antenę wąskozakresową i nasłuchuje uważnie sonaru wąskopasmowego. Ta jednostka używa filtrów szerokiej sieci na antenach obrazów akustycznych. Ale oprócz trzystu statków handlowych, dwunastu jachtów motorowych i trzech żaglówek – znajdujących się w drodze do lub z portu nowojorskiego – nie było innych kontaktów sonarowych. Przeciętnie co godzinę moduł sonarowy odzywa się, by zameldować o nowym kontakcie. Ta jednostka czeka niecierpliwie na klasyfikację. Za każdym razem moduł sonarowy słyszy liczbę obrotów śruby. Ale odgłos pędnika o trzech łopatach – bardzo rzadko o czterech – pracującego blisko powierzchni morza to zawsze sygnatura dźwiękowa statku handlowego lub rybackiego.