Выбрать главу

– Jest pani dość twarda dla tego chłopaka.

– Owszem, sir. Mam mu trochę odpuścić?

Catardi spojrzał gdzieś w przestrzeń.

– Nie. Zobaczymy, ile jest wart.

Alameda poczuła ulgę i odchrząknęła.

– Tak jest, sir. Coś jeszcze, panie kapitanie?

– To wszystko, pani inżynier.

Zamknęła za sobą drzwi. Catardi przez chwilę patrzył w przestrzeń i myślał o tych minionych dniach, kiedy najbardziej przerażającym zdaniem w języku angielskim było dlań osiem słów: „Kapitan Pacino chce pana widzieć w swojej kajucie”. Jeśli ten chłopak ma chociaż dziesięć procent charakteru ojca, pomyślał, to będzie cholernie dobrym podwodniakiem.

9

Słońce dawno zniknęło za horyzontem i suchy dok oświetlały mocne reflektory. Ich blask przenikał przez przymknięte do połowy żaluzje w stoczniowym biurze Michaela Pacina. W pokoju paliła się lampa do czytania, jej żółte światło padało na rysunki techniczne rozłożone na dębowym stole. W notebooku stojącym obok było otwartych pięć programów. Komputer obliczał funkcje tarcia hydrodynamicznego i krzywe ciągu. Program graficzny pokazywał obracający się trójwymiarowy diagram rufy okrętu podwodnego SSNX.

Pacino przyjechał do biura przed świtem. Od rana był pochłonięty swoim pomysłem zwiększenia szybkości okrętu. Nie miał po co wracać do domu. Colleen nadal pracowała w Waszyngtonie i składała wyjaśnienia w Kongresie. Pacino odchylił się do tyłu w swym fotelu i przez chwilę myślał o niej. Czuł się winny, uświadomił sobie teraz wyraźnie, że od zatopienia Princess Dragon poświęcał żonie zbyt mało czasu. Od tamtej nocy, kiedy odwiedził miejsce zatonięcia statku, był bardziej sobą, ale musiał wynagrodzić Colleen ten rok. Jeszcze nie teraz, pomyślał, kiedy usłyszał, że komputer sygnalizuje zakończenie obliczeń. Pochylił się nad ekranem i ledwo zauważył, że ktoś otworzył drzwi pokoju. Sądząc, że to któryś z inżynierów stoczniowych, Pacino nadal wpatrywał się w ekran notebooka. Naraz od progu dobiegł go kobiecy głos:

– Powiedzieli mi, że znajdę cię tutaj. Pracujesz na nocnej zmianie, czy po prostu masz nadgodziny?

Oszołomiony Pacino utkwił wzrok w swojej żonie. Błysnęło mu w głowie, że to może jakaś magia, że pojawiła się, bo myślał o niej. Była w ciemnym kostiumie, który podkreślał jej szczupłą figurę i długie nogi. Oprócz naszyjnika z pereł i obrączki ślubnej nie miała na sobie żadnej biżuterii. Jak zawsze po kilkutygodniowym rozstaniu, Pacino był zaskoczony jej urodą. Kruczoczarne opadające na ramiona włosy okalały piękną twarz z wydatnymi kośćmi policzkowymi, piwnymi oczami, nosem o doskonałym kształcie i czerwonymi wargami, odsłaniającymi w uśmiechu zęby gwiazdy filmowej. Po raz tysięczny uświadomił sobie, że nie zasługuje na taką żonę. Ale dręczące go przed chwilą poczucie winy znikło i zastąpiło je podniecenie wywołane jej widokiem. Pacino wstał tak gwałtownie, że przewrócił krzesło, podbiegł do Colleen i objął ją. Roześmiała się zaskoczona, ale odwzajemniła jego pocałunek, potem jednak go odepchnęła.

– Chyba czujesz się lepiej – powiedziała, oddychając z trudem. – Pomyślałam, że może uda mi się porwać cię na kolację i opowiesz mi, nad czym pracujesz.

– Sądziłem, że będziesz w Waszyngtonie jeszcze miesiąc.

– Będę. Ale dziś jest piątek. Muszę tam wrócić dopiero w niedzielę wieczorem.

Znaleźli przytulną restaurację pół godziny jazdy od stoczni i usiedli w odosobnionej loży. Pacino opowiedział żonie o rejsie żaglówką, okręcie podwodnym Pattona i rozkazach, żeby pokierował programem zwiększenia szybkości SSNX i projektem Tigershark. Colleen położyła palec na ustach.

– Porozmawiamy o tym po powrocie do twojego biura – powiedziała. – Opowiedz mi o telefonie od Janice i Anthonym.

Pacino powtórzył jej rozmowę ze swoją byłą żoną słowo w słowo. Opisał nawet miny Janice. Colleen miała tajemniczą zdolność odgadywania myśli Janice na odległość.

– Więc niepokoisz się o Anthony’ego Michaela? – zapytała.

Pacino ponownie napełnił kieliszki winem i zastanawiał się przez chwilę.

– Nigdy nie chciałem, żeby służył w siłach podwodnych – przyznał. – Ale ten jednorazowy przydział może mu wyjść na dobre.

Colleen skinęła potwierdzająco głową.

– Z nim jest wszystko w porządku. Ma stale kłopoty tylko dlatego, że jest nowatorem, jak jego ojciec.

Pacino potarł dłonią czoło.

– Nie chcę, żeby marnował życie, naśladując mnie, próbując być młodszą wersją swojego ojca. Chcę, żeby znalazł własną drogę. Jeśli robi to dlatego, że zawsze tego pragnął, dam mu moje błogosławieństwo. Ale nie jestem przekonany, że akurat to jest jego przeznaczeniem.

– Powiedziałeś, że jego dowódcą jest Rob Catardi, którego sam szkoliłeś na Devilfishu. Czy to dobry kapitan?

Pacino, patrząc w przestrzeń, powrócił na chwilę myślami do przeszłości.

– Najlepszy, jakiego mamy – odrzekł w końcu.

– Więc nie masz się czym martwić – orzekła Colleen. – Anthony’emu nic się nie stanie i nauczy się czegoś.

Pacino zrobił sceptyczną minę.

– Odpręż się, Michael. Jestem jego macochą, więc wiem. Kiedy go poznałam, był chudym chłopakiem i uczył się jeszcze w szkole średniej. Obserwowałam go potem, gdy był młodszym kadetem na pierwszym roku Akademii. Widziałam, jak twardniał i przechodził wyżej. On jest sobą. Ma coś z ciebie, ale nie jest twoją kopią. Zostaw go w spokoju, Michael.

– Dziękuję ci, Colleen. Za to, że jesteś dla niego dobrą macochą. Ma szczęście, że jesteś obecna w jego życiu.

Przed dłuższą chwilę milcząc, wpatrywała się w stół.

Po powrocie do biura Colleen przyjrzała się jego rysunkom.

– Chcesz, żebym ci udzielił pełnych informacji? – zapytał Pacino.

– Mów wszystko.

– W teorii to proste. Przecinamy rufę SSNX-a i wstawiamy dwa tuziny silników rakietowych na paliwo stałe od vortexów.

Pocisk Vortex był podwodną rakietą na paliwo stałe, która rozwijała szybkość trzystu węzłów i sterowała sobą przez obracanie dyszy wylotowej. Choć vorteksa nazywano pociskiem, niektórzy fizycy określali go jako torpedę kawitującą, gdyż ogromną prędkość uzyskiwał dzięki temu, że jego stożek dziobowy doprowadzał wodę do wrzenia i zamieniał w pęcherz pary, który otaczał cały pocisk, a wówczas ciąg rakiety mógł ją nieść przez wodę z szybkością prywatnego odrzutowca.

– W sterowni – ciągnął Pacino – montujemy włącznik, który odpala dwadzieścia cztery silniki rakietowe o dużej średnicy i takim ciągu, że okręt rozpędza się do stu pięćdziesięciu węzłów.

– To za mało. Najnowsze torpedy kawitujące są dwukrotnie szybsze.

– Więc trzeba wyeliminować tarcie powierzchniowe okrętu. I tu sprawa zaczyna się komplikować. – Pacino przerzucił stertę papierów na swoim biurku i znalazł rysunek. – Wyprowadzamy na zewnątrz okrętu zbiorniki upustowej instalacji rurowej, połączonej z wysokociśnieniowym układem powietrznym i poprzez zawory z głównym układem parowym. Najpierw sprężone powietrze otwiera wyloty dysz na zewnętrznej powierzchni kadłuba. Powietrze wydostaje się z tych zbiorników pierścieniowych i pokrywa poszycie okrętu. Kiedy powietrze otacza kadłub, tarcie powierzchniowe okrętu zaczyna się zmniejszać. Gdy kończy się powietrze, do akcji wkracza główny układ parowy, powietrze zastępuje para i bojler opróżnia się do zbiorników. Trwa to do momentu utraty ciągu przez vortexy. Zgodnie z programem, kiedy kończy się powietrze, okręt ma prędkość dwustu dziewięćdziesięciu ośmiu węzłów. Gdy funkcję powietrza przejmuje para, zyskujemy dodatkowe osiem węzłów. Utrzymujemy tę szybkość przez ponad dwadzieścia sekund z przyspieszeniem…