Выбрать главу

– Ale nasze matryce tkankowe nie spełniały pokładanych w nich nadziei. Początkowo miniaturyzowaliśmy komputery węglowe, żeby funkcjonowały jak głupie komputery krzemowe. Następnym krokiem było wykorzystanie naszej nowej wiedzy o technikach konstrukcyjnych chromosomów do budowania tkanek obwodowych, które bardziej przypominałyby tkanki mózgowe, łącznie z fabrykowaniem synaps neuronowych i matryc komórek mózgowych. Zabraliśmy się za kopiowanie mózgów stworzonych przez naturę. Zaczęliśmy od dołu drabiny, czyli od owadów. Kiedy przebrnęliśmy przez trzy tysiące porażek, wzięliśmy się za ptaki. Powiem panom, że mózg ptaka to zadziwiająca maszyneria. Układ sterowania ruchami potrzebny do latania jest bardzo rozbudowany. Kilka miesięcy później przeszliśmy do konstruowania mózgów kotów, potem psów i w końcu niższych naczelnych. Im bardziej chromosomy przypominały ludzki genom, tym wyraźniej rosła moc obliczeniowa systemów tkankowych. Nasze osiągnięcia zapewne rozpętałyby dyskusję na temat kwestii, czy używanie sztucznych chromosomów ludzkich do budowy matrycy obwodu wzorowanego na ludzkim mózgu jest zgodne z etyką, ale nikt o nich nie wiedział. Niektóre prace były tajne, inne tak bardzo skomplikowane, że media nie potrafiły zrozumieć, o co chodzi. Robiliśmy duże postępy. Zaledwie rok po CSi udało nam się skonstruować kopię mózgu ludzkiego. Po tym sukcesie zaczęliśmy oczekiwać dnia, kiedy superkomputery bazujące na tkance przewyższą poziomem inteligencji człowieka. Ten dzień nazwano AI›HI – sztuczna inteligencja przewyższa ludzką.

– Byliśmy tak upojeni naszym sukcesem, że pierwsza porażka była dla nas szokiem. Okres użytkowania komputerów tkankowych na bazie węglowej kurczył się, aż zmalał do tego stopnia, że najbardziej wyrafinowane jednostki bazowane na ludzkich włóknach chromosomowych nie wytrzymywały nawet kilku tygodni.

– Co się stało? – zapytał Victor Krivak.

– Natknęliśmy się na ten sam problem, co Bóg – odrzekł Wang i zajrzał do pustego kieliszka. Sergio nalał mu szampana z nowej butelki. – Najpierw komputery organiczne cierpiały na choroby i infekcje. Uporaliśmy się z tym, konstruując specjalne pomieszczenia sterylne, które ograniczały użyteczność komputerów – jak można korzystać z komputera, skoro trzeba zbudować w domu sterylny pokój? Rozwiązanie było kiepskie – procesor komputera z matrycą tkankową przechowywałoby się w warunkach szpitalnych w jakimś centralnym punkcie, a klient miałby tylko terminal sterowany przez mały komputer bezprzewodowy. Staliśmy w miejscu, dopóki nie sprowadziliśmy do naszej pracowni lekarzy immunologów. Kiedy pokonaliśmy problem zakażeń, uratowane komputery okazały się podatne na inny rodzaj chorób. Można by je nazwać psychozami.

Rzecz w tym, że programiści komputerów bazowanych na węglu spędzali więcej czasu na uczeniu ich niż na rzeczywistym programowaniu. W miarę jak wzrósł poziom inteligencji tych jednostek, proces ich nauczania stawał się coraz bardziej skomplikowany. Psycholodzy sztucznej inteligencji, obserwujący wzajemne oddziaływanie na siebie programistów i komputerów węglowych oraz interakcje między samymi komputerami, doszli do wniosku, że komputery węglowe stają się sensytywne, a ich świadomość niesie swoje konsekwencje. Cierpienie w różnych odmianach. Poczucie samotności. Smutek. Gniew. Żądzę władzy. Tęsknotę. Znudzenie. Po roku programiści stali się bardziej rodzicami i nauczycielami niż technikami.

Najgorsze nadeszło wtedy, gdy najbardziej zaawansowane komputery węglowe zestarzały się. W przeciwieństwie do swoich krzemowych odpowiedników, które funkcjonują na jednym poziomie, dopóki nie wyjdą z użycia, najnowsze komputery węglowe rozwijały się w granicach tego samego modelu fizycznego, zyskując inteligencję i dokonując samoprzezwojenia swoich obwodów – tak samo jak mózg ludzki poddany kształceniu. Ale jednostki węglowe przestawały działać po dwóch latach, nie czyniły dalszych postępów. Dochodziły do momentu będącego biologicznym odpowiednikiem wyłączenia się komputera krzemowego. Popadały w stan katatonii, z którego już nie wychodziły, a potem umierały.

– Co było powodem? – zapytał Krivak.

– Bariera dwóch lat – odrzekł Wang. – Komputer węglowy rozwijał się jak mózg dziecka. Programowanie i własny rozwój doprowadzały jednostkę do etapu samoświadomości lub może tylko świadomości tego, gdzie kończy się własne ja i zaczyna świat zewnętrzny. Jednostka zdawała sobie sprawę ze swojej zależności i bezsilności. Miała napady złego humoru, podobnie jak małe dziecko, tylko dużo bardziej destrukcyjne. Można by to określić jako formę schizofrenii. Uznaliśmy, że jednostkom brakuje stymulacji. Pomagało tylko jedno – dawanie im przedmiotów, którymi się bawiły albo je psuły. Fizyczna manifestacja własnego ja, którą mogły kontrolować.

– Daliście im ciała – powiedział Krivak.

– Właśnie – przytaknął z powagą Wang. – Montowaliśmy nasze jednostki w traktorach, samochodach i robotach i dawaliśmy im ramiona manipulatorów, żeby mogły wyładowywać swoją złość w sposób fizyczny. Skłonność do destrukcji pozostała, ale po uzyskaniu fizycznej kontroli nad przedmiotami, które mogły niszczyć, jednostki były w stanie przetrwać i rozwijały się bez popadania w stan katatonii. Inaczej nie mogłyby istnieć.

– I na tym etapie jesteśmy teraz? – zapytał Krivak.

– Nie, to było cztery lata temu. Niestety krzywa progresu dramatycznie spadła. Dalszy postęp technologiczny hamuje teraz czas potrzebny poszczególnym jednostkom na dorastanie, świadczenie różnych emocji i naukę. Odkąd komputery węglowe stały się kuzynami naszych własnych mózgów, rozwijają się w tej samej skali czasowej, co my. Przechodzą od niemowlęctwa do dzieciństwa, po dwóch latach zyskują świadomość, a potem inteligencję, która rośnie w postępie geometrycznym. A później mamy jeszcze jeden problem, który napotkał nasz stwórca.

Ten problem to różnorodność „samomontujących się”, sterowanych chromosomami procesorów węglowych, różnorodność wręcz zdumiewająca. Ich ilorazy inteligencji różniły się tak bardzo, że masowa produkcja okazała się niemożliwa. Na każdą wysoce inteligentną jednostkę przypadało dwadzieścia głupich, niezrównoważonych emocjonalnie lub chorych. Brak produktywności był zaskakujący i przez rok wydawało się, że nigdy nie będziemy mieli jednostki, której moglibyśmy powierzyć system wojskowy. Ale w końcu jednej z nich udało się przekroczyć fatalną barierę dwóch lat i wkroczyła szczęśliwie w piąty rok istnienia. Jednostka 2015-107, nazywana przez nas po prostu Jeden Zero Siedem, była naszą dumą i radością. Zrozumieliśmy, że jedynym sposobem zapewnienia postępu osiągniętego dzięki niej jest zachowanie planów jej tkanki przez jej replikację w formie łańcuchów DNA jej własnego chromosomu. Niestety potomstwo Jeden Zero Siedem okazało się dużo głupsze. Przekonaliśmy się, że nie możemy po prostu zachowywać DNA jednej z naszych udanych jednostek – nie możemy ich tylko klonować – przez wiele pokoleń, zanim wykażą błędy i przestaną się zachowywać oraz przetwarzać jak rodzic. Trzeba połączyć DNA dwóch udanych jednostek, doprowadzić do swoistej reprodukcji płciowej procesorów węglowych. Można powiedzieć, że zdobyliśmy wiedzę Boga. I na tym właśnie etapie jesteśmy obecnie. Jednostka Jeden Zero Siedem spotkała się z jednostką Dwa Cztery Trzy i poczęły Dwa Sześć Siedem, która przekroczyła ostatnio barierę dwóch lat. Udało nam się zabrać Jeden Zero Siedem z laboratorium i umieścić ją w pierwszym urządzeniu wojskowym przystosowanym do całkowitego sterowania przez procesor węglowy.

– Więc powierzyliście system wojskowy pięcioletniemu dziecku – zauważył Krivak.

– To prawda, ale bardzo inteligentnemu pięcioletniemu dziecku – odparł naukowiec.

Wszyscy trzej wybuchnęli śmiechem. Od tej chwili już do końca lunchu rozmawiano tylko o mało istotnych sprawach. Dopiero gdy służba Sergia posprzątała ze stołu, Krivak zapytał Wanga: