Daleko za horyzontem na zachodzie atomowy okręt podwodny Leopard podszedł na głębokość peryskopową i wysłał krótki meldunek sytuacyjny. Kopia trafiła do grupy bojowej Ericcsona. Admirała obudzono w nocy, żeby przeczytał wiadomość z Leoparda.
– Nie spałem, do cholery – warknął Ericcson do łącznika wachtowego.
Usiadł na swojej koi, wyciągnął ze skrzyneczki nowe cygaro Partagas i zapalił je w mroku kajuty admiralskiej, oświetlonej tylko słabym blaskiem lampy stojącej na biurku. Oddał komputer bezprzewodowy łącznikowi wachtowemu i burknął do niego, żeby przekazał wiadomość kapitanowi i oficerowi operacyjnemu grupy bojowej. Rozbudził się na tyle, że nie mógłby znów zasnąć, więc wstał, wyprostował swoje długie ciało i włożył mundur khaki. Na lewej kieszeni miał osiem rzędów baretek, nad nimi złote skrzydełka pilota myśliwskiego. Pod baretkami widniała odznaka sił nawodnych, a pod nią lśnił złoty emblemat dowódcy floty – sztylet skierowany ukośnie w dół i otoczony falami. Przesunął dłonią po krótkich blond włosach, ziewnął, co trochę złagodziło na moment jego marsową minę. Zakaszlał i po raz dziesiąty w ciągu tego rejsu poprzysiągł sobie, że rzuci palenie. Rzadko widywano go na morzu bez cygara w ręku – w miejscach, gdzie nie wolno było palić, trzymał je niezapalone w zębach. Zakaz obowiązywał między innymi w sterowni lotniskowca, gdyż dym szkodził najnowocześniejszej, delikatnej elektronice systemów radarowych. Wiking oskarżał elektroników, że są trzęsidupkami i tam jednak uparcie palił.
Tym razem zabrał do sterowni trzy cygara – postanowił tam przesiedzieć przez resztę nocy, odpoczywając w fotelu dowódcy floty. Spędzał w ten sposób co trzecią noc. Nikotyna i brzemię, jakim było dowodzenie flotą, powodowały u niego bezsenność. Pokład odchylał się stromo do góry, potem pochylał w dół, gdy okręt pokonywał nadciągającą falę, a później opadał z jej grzbietu, cały czas przechylając się mocno na lewą burtę i z powrotem na prawą. Ericcson zapalił pierwsze cygaro i wypuścił kłąb dymu. Słuchał dźwięku deszczu bijącego o szyby i wycia wiatru w takielunku, przyciszonych rozmów w sterowni i jęku szybkoobrotowych żyroskopów. Palił partagasa z przymkniętymi oczami, czuł przypominający jazdę kolejką górską ruch pokładu i przepełniało go głębokie zadowolenie – płynął ze swoją flotą, by wykonać niebezpieczne zadanie na okręcie ochrzczonym John Paul Jones od imion i nazwiska najwybitniejszego oficera w historii amerykańskiej marynarki wojennej.
Wypuścił dym z cygara i po raz kolejny wrócił myślami do odprawy z Pattonem w podziemnym bunkrze.
– Jesteśmy spóźnieni i mam rozkazy dla was obu. Najpierw ty, Vic, bo musimy cię wsadzić do samolotu do Pearl, zanim ci ucieknie. Przez następne sześć dni ładuj amunicję i rozpuszczaj plotki, że szykuje się seria ćwiczeń typu szybkie wyjście w morze. To trudne zadanie, bo musisz mieć okręty gotowe do drogi i nie wzbudzić podejrzeń, że to przygotowania do alarmowego przemieszczenia sił na dużą skalę. Zakończ wszystkie poważne naprawy, które są w toku. Zapnij wszystko na ostatni guzik. Powiedz swoim chłopakom z obsługi technicznej, że będzie inspekcja gotowości bojowej albo kontrola dokumentacji i procedur naprawczych. W następną sobotę wieczorem urządź wielką imprezę, jak to masz w zwyczaju. Zaproś wszystkich swoich oficerów dowodzących i ich oficerów wykonawczych, ich żony, dziewczyny, mężów i facetów. Dopilnuj, żeby wszyscy koniecznie przyszli, zorganizuj żarcie, otwórz bar, ale weź powolnego kelnera. Wczesnym wieczorem zbierz wszystkich kapitanów i XO w piwnicy, puść muzykę i daj każdemu po dwa z tych bezprzewodowych komputerów – główny i zapasowy. Zrób im odprawę na temat zamieszania Czerwoni-Hindusi. Nie zdradzaj, że nasza sieć przestała być bezpieczna. Możesz im powiedzieć, że przeprowadzamy ćwiczenia, żeby zobaczyć, co się stanie, jeśli użyjemy tego do celów dezinformacyjnych, ćwiczymy bezpieczeństwo. Potem, jako dalszy ciąg ćwiczeń, zabierz całą flotę na morze. Rób to powoli. Po kilka okrętów jednocześnie. Według typów. Najpierw niszczyciele, potem fregaty, później krążowniki, zamiast skoordynowanej grupy bojowej. Nikt nie może wiedzieć, że wypływa cała flota. To musi być kompletne zaskoczenie dla twoich ludzi. Masz dwa tygodnie. Chcę, żeby za czternaście dni Flota Sił Morskich Pacyfiku płynęła na maksymalnych obrotach na Ocean Indyjski z pełnym uzbrojeniem i zaopatrzeniem na długi rejs. Ale nie chcę, żeby satelity coś wykryły, żeby jakaś portowa prostytutka coś chlapnęła, żeby jakaś żona czy mąż coś wypaplali. Ani słowa. To po prostu kolejny dzień zabawy na Pacyfiku i musimy zobaczyć, czy nasze zabawki będą działały. Nic więcej. Wracamy w następny wtorek, kochanie, więc przygotuj kilka steków i dopilnuj, żeby dzieciaki poszły wcześnie spać. Chwytasz, o co chodzi?
– Tak, sir.
– Vic, twoje okręty nie popłyną w zwartym szyku. Wszyscy będziecie daleko od siebie, za horyzontem, żeby satelity szpiegowskie nie mogły zobaczyć jednocześnie kilku z was. Ja tymczasem zmobilizuję zrobotyzowaną flotę, używając elektroniki NSA zamiast sieci dowodzenia. Okręty wabiki pożeglują we wszystkich kierunkach kompasu, żeby dla każdego na orbicie wyglądało to na ćwiczenia. Po drodze będziecie zygzakowali, żeby zdjęcia nie pokazywały, że stale płyniecie w tym samym kierunku.
– Satelity zorientują się, że większość okrętów kieruje się na Ocean Indyjski, sir, po ich kursie bazowym.
– Nic na to nie poradzimy. Dowodzisz okrętami nawodnymi. Nigdy nie będą niewidoczne jak jednostki McKee, ale ocean jest duży. To wszystko, co do ciebie mam, Vic. Wracaj do Pearl Harbor. Na górze czeka na ciebie odrzutowiec. Wystartuj przed świtem i wróć na pole golfowe, zanim Czerwoni lub Hindusi połapią się, że zniknąłeś.
Ericcson wstał. Odprawa najwyraźniej się skończyła.
– Udanych łowów, przyjacielu – pożegnał go Patton. – Będziesz miał w czym wybierać, celów ci nie zabraknie.
– Jeszcze jedno, sir – powiedział Ericcson. – Niech pan sobie nie zawraca głowy obniżaniem mi stanowiska. Ta misja jest tak ważna, że mój tytuł nie ma znaczenia. Będę miał inne problemy.
Cygaro zamieniło się w wilgotny niedopałek. Ericcson zapalił następne i wrócił myślami do teraźniejszości. Zmrużył oczy, zerknął na zegarek i zmarszczył brwi, gdy zdał sobie sprawę, że nie widzi tarczy. Rozejrzał się po pogrążonej w półmroku sterowni, upewnił, że nikt na niego nie patrzy, po czym ukradkiem wyjął z kieszeni koszuli okulary do czytania bez oprawki, włożył je na nos i spojrzał na swojego rolexa. Była dwudziesta trzecia pięćdziesiąt czasu lokalnego, czyli siedemnasta pięćdziesiąt czasu Greenwich. Szybko schował okulary i zawołał oficera pokładowego.
– Zawiadom oficera operacyjnego i kapitana, żeby za dziesięć minut przyszli do kabiny sztabowej – polecił cicho.
– Tak jest, sir.
Dziesięć minut później partagas był do połowy wypalony i Ericcson wyszedł ze sterowni przez właz na schodki prowadzące w dół. Minął kabinę operacji lotniczych i wszedł do kabiny sztabowej. Pomieszczenie ciągnęło się przez całą szerokość wyspy lotniskowca. Wypełniały je wyświetlacze i mapy lądowe i morskie. Centralny stół zajmowała mapa plastyczna całego Oceanu Indyjskiego. Z lewej strony na górze widniał Kanał Sueski, pod nim Morze Czerwone, poniżej Zatoka Adeńska, na prawo powyżej Morze Arabskie. Oznacznik pokazywał flotę Królewskiej Marynarki Wojennej płynącą przez wschodnie Morze Śródziemne w kierunku Kanału Sueskiego. We wczesnych godzinach porannych czasu wschodnioeuropejskiego flota powinna dotrzeć do kanału, a pięćdziesiąt godzin później wpłynąć na Morze Arabskie, gdyby posuwała się dalej z szybkością trzydziestu pięciu węzłów. Ale Ericcson dodał jej osiem węzłów, biorąc pod uwagę ograniczenie szybkości przy wejściu do kanału. Co oznaczało, że Angole będą w rejonie działań wojennych za sześćdziesiąt dwie godziny.