Выбрать главу

Oliwkowe dno i różowa ściana niecki tworzyły obraz działań przeciwnawodnych. Współdziałał z nim obraz działań przeciwpodwodnych, lustrzane odbicie niecki ze ścianą skierowaną w dół. Kiedy Dixon powiedział „ASW”, dno niecki przeciwnawodnej podniosło się do poziomu jego twarzy i znalazł się jakby pod wodą. Nad jego głową pojawiła się nowa płaszczyzna w kolorze niebieskim. Wskazywała pułap dla ASW – broni przeciwpodwodnej – wyznaczony przez komputer tuż pod powierzchnią morza. Obraz przeciwpodwodny miał takie same kręgi zasięgu ognia, linie kierunkowe rozchodzące się w dal – jak oliwkowy obraz przeciwnawodny, miał również jak tamten zakrzywioną ścianę niecki, zaczynającą się w odległości wirtualnych piętnastu metrów, tyle tylko, że zwróconą w dół, a nie do góry. Kolor niebieski zmienił się na zielony, pokazując maksymalny zasięg torpedy Mark 58 Alert/Acute. Ściana w dole niecki zmieniła się z zielonej na żółtą, wskazując granicę zasięgu pocisku kawitującego Vortex Mod Echo, podwodnej rakiety na paliwo stałe z laserowym naprowadzaniem na cel i plazmową głowicą bojową.

Zadowolony Dixon powrócił do obrazu przeciwnawodnego. Gdyby pojawił się kontakt podwodny, oliwkowe dno obrazu przeciwnawodnego stałoby się przezroczyste. Kapitan widziałby wtedy w dole obraz przeciwpodwodny i mógłby prowadzić walkę w obu środowiskach jednocześnie. Dowódcy starej daty, tacy jak Dixon, potrzebowali trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do nowego systemu kierowania ogniem. Dziwna, trójwymiarowa rzeczywistość powodowała początkowo chorobę lokomocyjną. Ale młodsi oficerowie nie mieli z tym żadnych problemów. Większość z nich spędzała całe godziny przy grach wideo, które stanowiły znacznie trudniejsze wyzwanie niż ten wirtualny świat. Dixon postanowił zapełnić puste miejsca na obrazie i polecił Cyclopsowi wyświetlić meldunki o statusach systemów okrętu, nałożyć siatkę nawigacyjną na ściany niecki i pokazać przestrzeń powietrzną – pułap nad obrazem przeciwnawodnym, umożliwiający określenie kierunku położenia samolotu w górze i dystansu dzielącego okręt od niego. Pułap zetknął się ze ścianą niecki w odległości dziesięciu mil morskich. W oddali ukazał się samolot. Był na tej samej płaszczyźnie niecki co okręt nawodny. Pojawił się status uzbrojenia i Dixona otoczyły cztery załadowane wyrzutnie torpedowe, dwie ciemne i dwie oświetlone, co oznaczało, że są zasilane. Ale żadna nie miała wprowadzonego namiaru celu. Wrota zewnętrzne górnych wyrzutni były otwarte, przygotowane do ataku. Wyświetliło się również dwanaście pionowych wyrzutni z czterema przeciwokrętowymi pociskami manewrującymi Javelin i ośmioma pociskami Vortex Mod Delta. Potem ukazał się status torpedowni z liczbą torped na stojakach i statusem każdej z nich.

Po następnych rozkazach Dixona pojawiły się twarze zespołu kierowania ogniem. Soczewki „rybie oko” zamontowane w hełmach zniekształcały widok, ale wyraz twarzy mówił więcej niż same głosy. Za pomocą rękawicy kursorowej Dixon mógł wybrać jedną z osób i rozmawiać na zamkniętym obwodzie tylko z nią; kiedy musiał zwymyślać kogoś z zespołu kierowania ogniem, nikt inny tego nie słyszał. Załoga nazywała ten obwód skrótem KITA, od słów „kopniak w tyłek”. Zanim Dixon skończył aranżowanie obrazu, jego wirtualny świat był pełen symboli i wskaźników.

– Pozycja Predatora – powiedział do Cyclopsa.

W oddali, wysoko na ścianie niecki, na promieniu wskazującym północ, poruszał się słabo pulsujący, niebieski punkt. Znajdował się w odległości sześćdziesięciu mil morskich od Leoparda. Minęła trzecia zero zero czasu lokalnego i wystrzelony godzinę wcześniej samolocik bezzałogowy leciał w zupełnej ciemności. Szukał w podczerwieni celów, chińskiej grupy bojowej numer jeden. Powinna się znaleźć w jego zasięgu lada chwila.

– Cyclops, wyświetlić namiar celu – rozkazał Dixon. Zażądał informacji o szybkości, kursie i odległości grupy bojowej – zebranych, kiedy zwolnili po raz ostatni – i naniesienia ich na wirtualne pole walki. W oddali, wysoko na różowej ścianie niecki, na promieniu wskazującym północ, pojawił się pulsujący czerwony diament. Był w odległości osiemdziesięciu mil morskich. Dixon miał wielką ochotę nakazać Predatorowi, by poleciał dalej na północ i ustalił dokładną pozycję zbliżającej się grupy bojowej, ale byłoby to ryzykowne. Żeby wydać rozkaz Predatorowi, musiałby podejść na głębokość peryskopową i wysunąć antenę BRA-44. Ten cholerny maszt radiowy o wymiarach słupa telefonicznego, machający na wietrze do chińskich polaryzacyjnych radarów przeciwperyskopowych, jakby chciał im powiedzieć „złap mnie i wydymaj”, mógłby zdradzić pozycję okrętu. Czerwoni rozproszyliby wówczas swój szyk, zygzakując w różnych kierunkach, nie trafiłaby w nich ani jedna torpeda, a co gorsza, ściągnęliby Dixonowi na kark swój pieprzony atomowy okręt podwodny klasy Julang. Choć zapewne hałasował jak pociąg wypadający z szyn, to znając pozycję Leoparda, mógłby wystrzelić tyle torped Wschodni Wiatr, że bardzo utrudniłby Dixonowi życie. A gdyby nawet Chińczycy nie wykryli peryskopu ani anteny BRA-44, zauważyliby Predatora nadlatującego prosto nad konwój. Natomiast samolocik wykonujący długie przeloty ze wschodu na zachód i z powrotem byłby w ocenie radarów poszukiwawczych grupy bojowej minimalnym zagrożeniem. Gdyby szczęście dopisało, powłoka antyradarowa Predatora nie odbijałaby sygnałów na tyle wyraźnie, żeby Czerwoni mogli je zobaczyć.

Podejście Leopardem na głębokość peryskopową byłoby niemądrym krokiem jeszcze z innego powodu. Przy letniej pogodzie sześćdziesięciometrową warstwę wody pod powierzchnią Morza Wschodniochińskiego burzyły fale i ogrzewało gorące słońce. Cztery metry niżej woda stawała się lodowata. Warstwa tworzyła płytki kanał dźwiękowy, który pozwoliłby Dixonowi wykryć chińskie okręty nawodne z większej odległości, ale uniemożliwiłby detekcję nadpływającego Julanga. Zbliżający się chiński okręt podwodny zmusiłby go do zaatakowania sił nawodnych z dużej głębokości. Dixon pomyślał, że jego broń i tak trafi tamtych daleko za horyzontem. Nie ma czego szukać na głębokości peryskopowej, nie zobaczy się nawet odległych dymów eksplozji. Telemetria z Predatora docierała do okrętu przez pływającą antenę przewodową, która nadawała się tylko do odbioru danych, nie do transmisji. Grupa nawodna była pomiędzy Predatorem i sonarami okrętu i powinni mieć ją w celownikach lada chwila. Ale Dixona niepokoiło to, że Predator jeszcze jej nie widzi.

– Kapitanie, Predator ma detekcję w podczerwieni – zameldował skomputeryzowany głos systemu Cyclops. – Kierunek na północ od Predatora. Odległość nieznana, ale Predator prowadzi powietrzną analizę ruchu celu, żeby uzyskać paralaksę. Cel powinien być na przewidywanej granicy naszego zasięgu za dziesięć minut.

– Przyjąłem, Cyclops – odpowiedział Dixon. Na obrazie w wizjerze hełmu zobaczył, że zespół kierowania ogniem przybrał bojowe miny. – Uwaga, zespół kierowania ogniem – zaczął. – Mamy daleką pasywną detekcję powietrzną zbliżającej się grupy bojowej. Zaatakujemy konwój najpierw torpedami Mark 58 Alert/Acute Mod Plasma, potem pociskami Vortex, na końcu pociskami manewrującymi Javelin. Możemy zużyć połowę stanu uzbrojenia, to znaczy trzynaście torped, cztery pociski Vortex i dwa pociski manewrujące. Pozostała część pozostanie w rezerwie – trzeba się liczyć z możliwością kontrataku i walki z okrętem podwodnym klasy Julang. Kiedy poślemy tę grupę na dno, zgodnie z rozkazami zawrócimy na północ, żeby zaatakować grupę bojową numer dwa. Zużyjemy na to resztę uzbrojenia. Po zatopieniu drugiego konwoju nie będziemy się musieli martwić o trzeci, bo zapewne da nogę do portu z podwiniętym ogonem.