Czou pokręcił głową. Wiedział, że wąskopasmowe procesory sonarowe to jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo. Potrzebowałyby dużo więcej czasu niż dziesięć minut, żeby zintegrować dane sonarowe z wąskiego wycinka oceanu przed okrętem. Musiałoby to trwać około osiemnastu minut. Za długo. Przy przyspieszaniu i zwalnianiu można było korzystać tylko z sonaru szerokopasmowego. Kilka minut ograniczonego hałasu na zewnątrz i wewnątrz okrętu dawało wtedy efekty. Dlatego kapitan Lien wydał rozkaz, żeby co godzinę zwalniać na pięć minut do pięciu węzłów. Przez pozostałe pięćdziesiąt pięć minut okręt miał płynąć z szybkością trzydziestu ośmiu węzłów, żeby utrzymać przeciętną prędkość trzydziestu pięciu. Następne zmniejszenie szybkości wypadło punkt trzecia, gdy wskazówka pięknego chronometru podarowanego przez Liena okrętowi znalazła się na godzinie dwunastej.
– Oficer sterowania, minimalna naprzód, szybkość pięć węzłów.
– Tak jest, komisarzu Czou. Minimalna naprzód, szybkość pięć węzłów.
Na konsoli sternika zabrzmiał dzwonek telegrafu maszynowni. Po zmniejszeniu prędkości okrętu do pięciu węzłów Czou, wachtowy oficer systemów taktycznych, wachtowy oficer sonarowy i komputer Drugi Kapitan mieli zbadać morze i poszukiwać zachodnich przeciwników, mimo iż wywiad donosił, że Amerykanie są daleko za horyzontem, a Brytyjczycy nadpływają z innej strony półkuli.
– Komisarzu Czou, maszynownia odpowiada minimalna naprzód, szybkość pięć węzłów – zameldował oficer sterowania.
Czou skinął głową.
– Przyjąłem. – Sięgnął po mikrofon na konsoli dowodzenia. – Wachtowy oficer sonarowy, pięć węzłów, przeprowadzić dokładne przeszukanie sonarowe i zameldować o wszystkich kontaktach.
– Tu oficer sonarowy. Przyjąłem. Wykonuję.
Czou wybrał na swoim lewym ekranie szerokie pasmo, na środkowym zakresy częstotliwości wąskopasmowych. Choć pięć minut nie wystarczało do zintegrowania danych wąskopasmowych z jednego sektora, mogli mieć szczęście. Na prawym panelu Czou wyświetlił analizator pogłosów, moduł komputerowy, który nasłuchiwał krótkotrwałych hałasów w morzu i potrafił rozpoznać dźwięk zamykanego włazu, upuszczonego klucza czy kroków i oddzielić to od dźwięku wydawanego przez krewetkę czy wieloryba wypuszczającego powietrze nozdrzami.
Po trzydziestu sekundach Czou wiedział, że morze jest puste. Na szerokim paśmie nie było nic. Poszukiwania wąskopasmowe mogły coś dać dopiero po pięciominutowym filtrowaniu danych, ale najwięcej mówił wyświetlacz pogłosów, który był pusty. Czou zgasił papierosa i wyjął następnego. Kiedy go zapalał, wyświetlacz pogłosów pokazał dziwny, głośny dźwięk w oddali, który nagle zamarł.
– Oficer dowodzący, tu sonar – zatrzeszczał głośnik.
– Tu oficer dowodzący – odpowiedział Czou do mikrofonu.
– Komisarzu, odebraliśmy daleki pogłos na kierunku jeden siedem trzy, na południu, trochę w lewo od naszej trasy. System go nie rozpoznał.
– Przyjąłem. – Czou włożył słuchawki i polecił swojej konsoli powtórzenie pogłosu. Usłyszał niewiele więcej niż szum, który szybko ucichł.
– Oficer dowodzący, tu sonar. Brak korelacji na tym kierunku z kontaktem szerokopasmowym czy zakresem wąskopasmowym. Pogłos prawdopodobnie pochodzenia biologicznego.
– Przyjąłem – odrzekł Czou.
Palił papierosa i nie odrywał wzroku od ekranu pogłosów. Był niemal rozczarowany. Pomyślał, że to zapewne wieloryb na powierzchni, wypuszczający nozdrzami powietrze. Aparatury sonarowej nie przystosowano do analizowania dźwięków wydawanych przez takie gatunki.
– Sonar, tu oficer dowodzący. Nie ma żadnej możliwości, że to pogłos mechaniczny?
– Taki dziwny szum? Nie mamy dźwięków pęcherzy powietrza, a na analizatorze częstotliwości brak oznak kontaktu metalu z metalem. Nie ma też pulsowania, więc to nie pompa.
– Jest jakaś inna aktywność na tym kierunku?
– Żadnej, komisarzu. Morze jest puste. Oznaczam pogłos jako biologiczny.
Czou skinął głową.
– Zachowajcie ten ślad w pamięci komputera, wprowadźcie długość i szerokość geograficzną oraz czas.
– Tu sonar. Przyjąłem.
Czou zerknął na telefon do łączności z kajutą kapitańską. Lien wydał rozkaz, żeby meldować mu o każdym niezidentyfikowanym pogłosie. Czou zastanawiał się, czy zawiadomić kapitana teraz, czy zaczekać z tym, aż się obudzi. W końcu podniósł słuchawkę i zadzwonił. Lien Hua zgłosił się dopiero po kilku minutach. Miał niewyraźny, zaspany głos.
– Kapitanie, tu oficer dowodzący. Melduję, że pojawił się niezidentyfikowany pogłos. – Czou Ping zdał dokładną relację, niczego nie pominął.
– Co proponujecie? – zapytał sennie kapitan Lien.
– Skatalogowanie dźwięku i kontynuowanie nasłuchu – odparł Czou.
– W porządku. Zróbcie to. – Lien ziewnął. – I zmieńcie moją porę budzenia na osiem dzwonków porannej wachty.
– Przyjąłem, kapitanie. – Czou wyłączył się i też ziewnął.
Wskazówka chronometru minęła znak pięciu minut. Nadszedł czas, żeby znów przyspieszyć, bo inaczej dogoniłyby ich okręty nawodne. Skoro odbiór sonaru był kiepski dwadzieścia mil przed grupą bojową, Czou wolał sobie nawet nie wyobrażać hałasu, jaki docierałby do nich, gdyby znalazła się w odległości dziesięciu mil.
– Oficer sterowania, cała naprzód, pełna szybkość.
Moc z powrotem zwiększono do pięćdziesięciu procent i okręt przyspieszył do trzydziestu ośmiu węzłów. Płynął w kierunku Cieśniny Tajwańskiej. Czou wyjął paczkę papierosów i zapalił po raz ostatni tej nocy. Znów ziewnął i przetarł oczy. Czekał na koniec wachty, żeby pospać kilka godzin.
Torpeda Mark 58 miała nazwę Alert/Acute, która symbolizowała jej „czujność i przenikliwość” i zastępowała długi opis: ultracicha torpeda maksymalnie dalekiego zasięgu. Początkowo używano skrótu ELRT/UQT, ale już we wczesnej fazie projektowania personel firmy DynaCorp, będącej kontrahentem resortu obrony, wymyślił określenie „Alert/Acute”, które się przyjęło i trafiło nawet do literatury technicznej. Wszystkie torpedy Alert/Acute wystrzelone z okrętu podwodnego Leopard wykryły swoje cele nawodne w minutowych odstępach i przyspieszyły do szybkości bojowej pięćdziesięciu dziewięciu węzłów.
Chińska grupa bojowa nie spodziewała się ataku. Lotniskowiec klasy Kuzniecow Kaoling, dwa krążowniki klasy Pekin, trzy niszczyciele z ciężkimi pociskami manewrującymi, cztery niszczyciele przeciwpodwodne, pięć niszczycieli przeciwlotniczych, cztery szybkie fregaty oraz cysterny i transportowce płynęły na południe. Dowódca floty, jego sztab i kapitanowie okrętów spali. Zegary wskazywały kilka minut po trzeciej nad ranem.
Sonar pierwszej torpedy Mark 58 Alert/Acute nie musiał nawet przejść na tryb aktywny. Masywny kadłub Kuzniecowa został wykryty z odległości kilkudziesięciu mil i prowadził torpedę przez całą drogę. Lotniskowiec był takim gigantem, że sygnał sonarowy nasilał się coraz bardziej, aż wreszcie cały świat zniknął dla torpedy – pozostała tylko ona i cel. Wkrótce czujniki odległości kadłuba przekroczyły skalę i torpeda uderzyła w okręt. Włączyły się elektroniczne obwody kontaktu bezpośredniego i procesor przesłał sygnał do obwodów detonacyjnych głowicy plazmowej.
Torpeda eksplodowała na sterburcie lotniskowca, w jednej czwartej jego długości, licząc od dziobu. Wybuch plazmy wyrwał w kadłubie okrągłą dziurę i zmiótł wszystko w promieniu piętnastu metrów. Stal, plastik, farba, paliwo lotnicze, koje i obsługa wyparowały. W ciągu następnych milisekund siła eksplozji rozeszła się do góry i na zewnątrz. Jedna trzecia okrętu rozpadła się, dużą część ogarnął pożar. Fala uderzeniowa na powierzchni trafiła w nadbudowę wyspową jak pięść boga.