16
– Już jestem z powrotem, Jeden – powiedział Krivak. Znów miał na głowie hełm interfejsowy, który zdjął parę godzin temu, żeby się trochę przespać.
Cieszę się, że wróciłeś, Krivak. Długo byłeś wyłączony.
– Teraz czuję się lepiej. Wydarzyło się coś nowego?
Krivak musiał nakłonić Jeden Zero Siedem do podejścia okrętem na głębokość peryskopową. Ale nie wiedział, jaki logiczny powód mógłby podać komputerowi, skoro nie wchodziło w grę nawiązanie oficjalnej łączności z eskadrą.
Ta jednostka bada hałas na szerokim paśmie z kierunku wschodniego. Ta jednostka ma nastawiony procesor wąskopasmowy na ten ślad. Z całą pewnością nie jest biologiczny. Nie ma pogłosów tego hałasu ani liczby obrotów śruby. Ta jednostka odbiera słabe tony harmoniczne o częstotliwości pięćdziesięciu ośmiu herców i słaby falujący odgłos przepływu. To może być pompa recyrkulacyjna reaktora.
– Tony i odgłos przepływu przez pompę bez liczby obrotów śruby? To bez sensu. Chyba że… chyba że to okręt podwodny z wirnikiem kanałowym zamiast śruby. Sprawdź w swojej pamięci, czy jest jakaś korelacja z europejskimi okrętami podwodnymi.
To nie jest okręt francuski, niemiecki ani brytyjski. Również nie rosyjski ani chiński. Jest dziewięćdziesięciosześcioprocentowe prawdopodobieństwo, że to amerykański okręt podwodny klasy Seawolf.
– Pokaż.
Przez następne dziesięć minut Krivak porównywał dźwięki ze wschodu z katalogiem tonów emitowanych przez klasę Seawolf, załadowanym do procesora przez eskadrę. Wyglądało to przekonująco. Co więcej, hałas korelował z konkretnym okrętem klasy Seawolf. Ostatnim, który jeszcze pływał.
To USS Pirania. Klasa Seawolf, ale z wydłużonym kadłubem.
– To dobrze. Jest pewnie wolniejsza niż zwykła klasa Seawolf. Musimy zrobić manewr, żeby określić jej odległość, kurs i szybkość.
Przecinamy teraz linię wzroku.
Krivak czekał. Wydawało mu się, że minęły godziny, ale wkrótce procesor kierowania ogniem ustalił, że ślad na wschodzie jest w odległości trzydziestu ośmiu mil i płynie kursem południowo-wschodnim z szybkością czterdziestu pięciu węzłów. Krivak zastanawiał się przez chwilę. Pirania pruła przed siebie na pełnych obrotach. Dziwne, bo na mapie nie było niczego takiego, dokąd mogłaby zmierzać – tutaj, u wybrzeży Senegalu w Afryce. Krivak poczuł niepokój, intuicja podpowiadała mu, że Pirania próbuje go przechwycić i nie wykryła go dotąd tylko dlatego, że płynie zbyt szybko. Bóg jeden wie, kto będzie miał przewagę akustyczną, kiedy Pirania zwolni. Wbrew jego oczekiwaniom Amerykanie musieli się jakoś dowiedzieć o przejęciu. Musiał teraz zdecydować, czy uciekać, by go nie wykryli, czy posłać przeciwnika na dno. Wiedział, że powinien raczej zaatakować, ale nagle ogarnęło go przeczucie, że przegra walkę z amerykańskim okrętem podwodnym. Uznał, że lepiej będzie zrobić unik.
– Jeden, skręć na zachód z szybkością piętnastu węzłów.
Podgrzać torpedy przygotowane na stojaku, Krivak?
– Nie. Musimy go przepuścić, żeby nas nie wykrył. Wycofamy się pod kątem prostym do jego trasy z taką prędkością, żeby jak najszybciej oddalić się od niego, ale jednocześnie zbytnio nie hałasować. Będziemy się wycofywali, dopóki Pirania nie przestanie zbliżać się do nas. Kiedy minie najbliższy punkt podejścia i odległość między nią a nami zacznie się zwiększać, zwolnimy i zrobimy zwrot, żeby znaleźć się w jej stożku ciszy, gdzie jest najmniejsze ryzyko detekcji. Sprawdzimy ostrożnie, kiedy jej stosunek sygnału do szumów spadnie do poziomu progowego, i popłyniemy za nią. W pewnym momencie Pirania zwolni, więc trzymając się za jej rufą w maksymalnej odległości zasięgu sonaru, nie wpadniemy na nią. Możemy czasowo zgubić sygnał, dopóki nie zbliżymy się do jej pozycji. Pirania może też skręcić na południe wzdłuż wybrzeża Afryki, jeśli jest w drodze na Ocean Indyjski. Będziemy kontynuowali pościg. W końcu będzie musiała podejść na głębokość peryskopową, a kiedy zwolni i wykona ten manewr, zaatakujemy ją.
W porządku, Krivak. Twoja taktyka jest rzeczywiście dobra, choć trochę ostrożna.
– Musimy bardzo uważać, Jeden. Pirania jest groźnym przeciwnikiem, przewyższa nawet nowocześniejszą klasę Virginia. To okręt zabójca.
Pirania zmierzała do punktu przechwycenia Snarca na jego przewidywanej trasie, pokład okrętu nadal wibrował. Zgodnie z rozkazem kapitana Roba Catardiego o 13.00 czasu zulu oficer pokładowy miał podejść na głębokość peryskopową, odebrać wiadomości i wypuścić aspiranta Pacina. Przez pierwszą godzinę Pacino powinien się unosić na powierzchni morza w skafandrze płetwonurka i kamizelce ratunkowej. Po sześćdziesięciu minutach wolno by mu było napełnić powietrzem tratwę ratunkową i wdrapać się do środka. Potem miał czekać przez kolejne trzy godziny, aż Pirania się oddali, żeby jego obecność na morzu nie zdradziła jej pozycji. Po czterech godzinach od opuszczenia okrętu włączyłby nadajnik boi lokacyjnej marynarki wojennej i sygnał zaalarmowałby małą placówkę U.S. Navy w Monrowii w Liberii, skąd przysłano by helikopter ratowniczy. Pacino miałby również przy sobie boję z międzynarodowym sygnałem SOS na wypadek kłopotów lub awarii boi wojskowej. Boja cywilna nadałaby wiadomość do satelity, zawiadamiając całą półkulę, że marynarz potrzebuje pomocy, i wtedy przyleciałby po niego najbliższy helikopter. Nie tak dawno Alameda przez dziesięć minut pouczała Pacina, żeby nawet nie myślał o dotykaniu międzynarodowej boi alarmowej.
Rozejrzał się ze smutkiem po kajucie Alamedy. Jego rzeczy były spakowane, bosman Keating umieścił je w wodoszczelnym pojemniku o neutralnej wyporności. Przy drzwiach wisiał neoprenowy skafander płetwonurka, Pacino miał go włożyć zaraz po lunchu. Ogarnęło go straszne przygnębienie? spojrzał na czystą kajutę, z której zniknęły jego rzeczy. Na składanym biurku leżały tylko papiery, książki i komputery Alamedy. Kiedy wziął głęboki oddech, poczuł jej zapach. Już za nią tęsknił.
Nie spodziewał się tak ponurego zakończenia swojego aspiranckiego rejsu. Zawsze wyobrażał sobie, że ten moment będzie radosny jak pierwszy dzień letnich wakacji po długim roku szkolnym. Cień ojca może i nie zniknął, ale odsunął się gdzieś tak daleko w tło, że Pacino mógłby żyć w tym świecie. Poczuł nagle, że pragnął jak najszybciej ukończyć Akademię, żeby móc wrócić do sił podwodnych, może nawet na Piranię. Obiecał sobie, że jakoś znajdzie Carrie Alamedę po jej powrocie z wojny i znów się z nią zobaczy. Poszedł wolno do mesy oficerskiej na swój ostatni posiłek na okręcie. Oficerowie stali za swoimi miejscami, czekając na kapitana. Catardi wszedł i zatrzymał się przy przedniej przegrodzie.
– Panie i panowie oficerowie – zaczął – zanim podadzą lunch, chcę dokonać pewnej ceremonii. Aspirancie Pacino, mógłby pan tu podejść?
Pacino zaczerwienił się i ruszył w jego stronę. Alameda wręczyła Catardiemu sporą paczkę, kapitan rozwinął ją i pokazał oficerom. Rozległy się oklaski. Trzymał dużą tabliczkę pamiątkową z mosiężnym emblematem i zdjęciem Piranii. Okręt na fotografii płynął na powierzchni z maksymalną szybkością, przed dziobem w kształcie pocisku wyrastała wysoka fala. Zdjęcie podpisali wszyscy oficerowie i starsi podoficerowie. Pod fotografią widniała mosiężna plakietka.