– Pozwólcie, że przeczytam inskrypcję: „Pomyślnych wiatrów i spokojnych mórz naszemu koledze i kwalifikowanemu oficerowi pokładowemu, aspirantowi pierwszej klasy Anthony’emu Michaelowi Pacinowi, życzą oficerowie i załoga USS»Pirania«, wierząc w Twój szybki powrót do Sił Podwodnych Stanów Zjednoczonych”.
Znów rozległy się oklaski. Catardi mocno uścisnął mu dłoń, Phelps zrobił zdjęcie. Pacino poczuł ucisk w gardle.
– To nie wszystko, Patch. Pani inżynier, drugi pakunek. – Alameda wręczyła Catardiemu oprawioną książkę. – To twoja książka kwalifikacji podwodnych z wszystkimi podpisami. Zaświadcza, że jesteś w pełni kwalifikowanym podwodnym oficerem pokładowym. Jest tam list polecający dla ciebie i drugi list ode mnie do twojego przyszłego dowódcy z sugestią przyspieszenia twojego programu kwalifikacyjnego na okręcie. Od otrzymania złotych delfinów dzieli cię już tylko kilka podpisów potwierdzających twoje kwalifikacje dyżurnego oficera portowego i nawodnego oficera pokładowego. Gratuluję, synu. Będzie nam ciebie brakowało.
– To wielka sprawa, Patch – powiedziała z uśmiechem Alameda, bijąc brawo. – Jesteś OOD zatwierdzonym przez komisję kwalifikacyjną. Na tym okręcie to się liczy.
– Dziękuję, panie kapitanie – odrzekł Pacino zduszonym głosem. – Dziękuję, pani inżynier. – Żałował, że nie może zwrócić się do Alamedy po imieniu. – Dziękuję wszystkim. Nigdy nie zapomnę tego okrętu i tej załogi.
Wracając na swoje miejsce, pociągał nosem i mrugał. Z szacunkiem położył obok siebie tabliczkę pamiątkową i książkę kwalifikacyjną.
– Jedzmy – zaproponował Catardi. – Lunch stygnie.
Alameda wciąż promieniała. Pacino spojrzał na nią i tym razem ich oczy się spotkały. Uśmiech rozjaśnił jej twarz.
Michael Pacino był pochłonięty obserwacją wnętrza mózgu torpedy Tigershark, śledził przebieg wystrzelenia testowego numer 45. Broń znajdowała się w stanie półświadomości wywołanej środkiem farmakologicznym, a komputer Pacina dostarczał jej doznań w wirtualnej rzeczywistości. Pacino zrobił torpedzie symulację, że właśnie została odpalona. Miał nadzieję, że tym razem pocisk podąży do odległego celu daleko za horyzontem. Ale kilka sekund po wystrzeleniu Tigershark wykrył okręt, który właśnie opuścił, i wydał rozkaz sterowi, żeby ustawił się do powrotu. Parę sekund później torpeda rozkazała swojej głowicy bojowej, żeby zdetonowała i zatopiła macierzysty okręt.
Pacino zaklął i cisnął notebook przez pokój. Komputer roztrzaskał się o ciężkie drewniane drzwi, które właśnie się otwierały. Zatrzasnęły się, potem wolno uchyliły. W szparze ukazała się twarz wiceadmirała Emmita Stephensa.
– Jezu, Patch! Cokolwiek zrobiłem, przepraszam!
– To nie ty, Emmit – odrzekł Pacino. – Wejdź. Daj mi moment na zamknięcie tego i uśpienie Tigersharka z powrotem. Cholerne, bezużyteczne torpedy.
Stephens przyglądał się czynnościom Pacina. Wiceadmirał był dowódcą stoczni i genialnym budowniczym okrętów. Dokonał kilku cudów na okrętach podwodnych Pacina i wysłał je w morze w rekordowym czasie. Teraz, po latach zaangażował się osobiście w przebudowę okrętu pod wodnego SSNX i działał ręka w rękę ze stocznią w Newport News, żeby szybko ukończyć prace.
Wreszcie Pacino skończył. Obrócił się na krześle twarzą do inżyniera okrętowego.
– Czym mogę ci służyć, Emmit?
– Chodź ze mną do suchego doku. Chcę ci coś pokazać.
Pacino chwycił kask ochronny i zszedł za Stephensem na dno suchego doku SSNX-t.
– O co chodzi? – zapytał.
Stephens wskazał w górę. Poszycie okrętu, płyta gołej stali HY-130, wyginająca się do punktu, gdzie kadłub zwężał się ku sterowi kierunkowemu i rufowym sterom głębokości, była przedziurawiona w dwudziestu czterech miejscach. Robotnicy na rusztowaniu kończyli ostatni otwór i spawali kratownicę, która miała wzmocnić kadłub osłabiony ubytkiem materiału.
Stephens wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Nazywamy twój pomysł włącznikiem ratunkowym Pacina. Jeśli na dupie siedzi ci torpeda, pociągasz dźwignię nad głową, sprężone powietrze wali wokół kadłuba, dopóki zbiorniki pary nie włączą obu kotłów do systemu, i z tyłu odpalają dwadzieścia cztery silniki pocisków Vortex. Wszystko, co tu widzisz – stery, śruba i zbiornik balastowy – wszystko, z wyjątkiem dysz wydechowych pocisków, roztapia się i znika za rufą w gazach wylotowych. Ale kogo to obchodzi? Jesteś bezpieczny.
Pacino uśmiechnął się.
– Jaka jest szybkość, Emmit?
– Uważamy, że możesz prześcignąć vorteksa.
– Trzysta węzłów? – zapytał Pacino. – Naprawdę tak myślisz?
– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać, Patch – uśmiechnął się z przymusem Stephens. – Ale to system jednorazowego użytku. Nazywamy to testowaniem destrukcyjnym.
Pacino patrzył w górę. Jego dziwny sen stawał się rzeczywistością. Speszył się trochę.
– Emmit – powiedział – odwaliłeś tu kawał dobrej roboty, przyjacielu.
– Przekroczenie kosztów i opóźnienie zwalimy na ciebie – odrzekł Stephens i odprowadził Pacina do schodów. – Cała stocznia będzie cię przeklinała za niedotrzymanie terminu. Ale pewnego dnia ktoś zapuka do twoich drzwi i zobaczysz kapitana okrętu, któremu twój pomysł uratował życie. Facet będzie cię chciał pocałować w usta.
– Bleee… – skrzywił się Pacino. – Uścisk dłoni wystarczy. Jeszcze jedno, Emmit. Nie chcę mojego nazwiska w nazwie tego systemu. Nazwijcie go TESA, od „przeciwtorpedowej modernizacji okrętu”.
Stephens poklepał Pacina po ramieniu.
– Masz to załatwione, Patch.
– Kiedy skończycie?
– Za sześć zmian, Patch. – Stephens zmarszczył brwi. – Ale to nie będzie wszystko. Jeszcze nie zmodyfikowaliśmy obwodów sterowania okrętem ani programu Cyclopsa.
– Będą z tym problemy? Colleen wciąż uważa, że to niemożliwe.
– Nie ma racji. Najdalej za dwa tygodnie wszystko będzie działało. Nie przejmuj się tym.
Pacino uśmiechnął się.
– Chodź, postawię ci piwo – zaproponował.
– To będzie pierwsze – roześmiał się Stephens. – Jesteś mi winien chyba około trzydziestu.
– Otworzyć wrota w przegrodzie torpedowni. Wysunąć torpedę przy lewej i prawej burcie.
Snarc nie miał wyrzutni torpedowych, gdyż te urządzenia zajmowały miejsce i nie spisywały się zbyt dobrze przy wystrzeliwaniu torped z kadłuba wewnętrznego do wody morskiej pod ciśnieniem. Ponieważ torpedownia stanowiła przestrzeń swobodnego zalewu – było tu takie samo ciśnienie jak w otaczającym okręt morzu – konstruktorzy uznali, że lepiej będzie upakować ciasno torpedy aż do poszycia kadłuba zewnętrznego. Bez wyrzutni mieściło się więcej broni. Torpedy spoczywały w bębnie i obracały się jak lufy karabinu maszynowego Gatlinga. Okręt wystrzeliwał torpedy będące w pozycji godziny trzeciej i dziewiątej. Wózek wyrzutnika wysuwał torpedę z kadłuba przez otwór podobny do wrót luku bombowego. Mechanizm składał się z dwóch wsporników zakończonych kolistymi kołnierzami. Jeden pierścień znajdował się z przodu, drugi blisko tyłu torpedy. Kołnierze stabilizowały torpedę w wodzie opływającej kadłub. W momencie wystrzeliwania broń odłączała się od zasilania okrętowego i uruchamiała silnik spalania zewnętrznego. Najpierw poruszała się w kołnierzach wyrzutnika, ale pół sekundy później pierścienie otwierały się szeroko i mechanizm cofał się szybko do wnętrza kadłuba okrętu, uwalniając pędnik torpedy. Broń odrywała się od okrętu jak pocisk wystrzelony spod skrzydła myśliwca odrzutowego. Wyrzutnik torpedowy mógł również wypuszczać podwodne pociski Vortex wersji Mod Charlie na stałe paliwo rakietowe; zapłon paliwa następował natychmiast po sygnale wystrzelenia. W tym rejsie Snarc nie miał na pokładzie vortexów, lecz wyłącznie torpedy Mark 58 Alert/Acute.