Выбрать главу

W końcu woda sięgnęła mu do twarzy, poczuł chwilowy ucisk w piersiach, jego organizm zareagował odruchowo na zalanie nosa, ale powietrze płynęło swobodnie przez regulator i Pacino uspokoił się. Woda przykryła mu głowę, lecz pas balastowy trzymał go na dnie komory. Keating podpłynął do góry, gdzie po jednej stronie stalowej przegrody został uwięziony pęcherz powietrza. Druga strona była dokładnie pod włazem. Woda przesłoniła lampę i blask przebijał teraz przez ciemną toń. Pacino słyszał dźwięki dobiegające z głośnika w pęcherzu powietrza nad sobą, ale nie mógł rozróżnić słów. Poziom wody podniósł się do górnego włazu. Ciśnienie poraziło Pacinowi uszy. Chwycił się przez maskę za nos i dmuchnął przez ściśnięte nozdrza, żeby wyrównać ucisk na błony bębenkowe.

Keating wrócił na dół z pęcherza powietrza i znów pokazał Pacinowi uniesiony kciuk. Tym razem nie wydawało się to takie śmieszne. Pacino też uniósł kciuk i Keating skinął głową, po czym pociągnął go pod właz i przytrzymał, żeby Pacino nie popłynął do góry. Pacino został w płetwach na dnie komory. Rozległ się metaliczny dźwięk – Keating otworzył górny właz, wystawił głowę na zewnątrz, potem zanurkował z powrotem po Pacina. Z otworu w górze docierało przyćmione światło. Pacino czuł, jak Keating poprawia mu kamizelkę ratunkową, potem poczuł, że unosi się w kierunku pierścienia włazu. Wyjrzał na zewnątrz i zobaczył inny świat. Na moment zamarł z przerażenia. Jego głowa wystawała z okrętu podwodnego, przez czystą wodę Atlantyku przeświecało popołudniowe słońce i widział całą Piranię w niebieskich odcieniach tak wyraźnie, jakby znajdowali się na powierzchni, a nawet lepiej; patrząc w stronę rufy mógł zobaczyć ster kierunku, stabilizatory poziome, pędnik i inne szczegóły, z powierzchni morza niewidoczne. Okręt otaczało niebieskie światło, ciemniejące po obu stronach do czerni. Pacino miał upiorne wrażenie, że gdyby wypadł z kadłuba, utonąłby w przerażającej czarnej głębi. Spojrzał w górę i zobaczył nad sobą spody fal, zobaczył też wznoszący się nad nim kiosk. Peryskop wysuwał się jak słup telefoniczny biegnący ku niebu, w końcu przebił sklepienie z fal. Byli około jedenastu metrów pod powierzchnią.

Pacino zdał sobie sprawę, że oddycha zbyt ciężko i Keating znów pokazał mu uniesiony kciuk. Pacino skinął głową i odwzajemnił gest. Keating położył rękę na jego kamizelce ratunkowej i wskazał fale w górze.

Pacino przytaknął ponownie i dwukrotnie stuknął sygnetem Akademii w kadłub, jak mu radził Keating. Dźwięk zabrzmiał dziwnie w tym świecie niebieskiego światła.

Pacino uśmiechnął się pod maską. Pomyślał, że będzie miał co opowiadać w gronie przyjaciół. Czy ktoś inny mógł się pochwalić, że opuścił zanurzony okręt podwodny, by nie została ujawniona tajna misja? Może nawet zaimponuje ojcu, który prawdopodobnie nigdy nie przeżył takiej przygody. Dobre zakończenie aspiranckiego rejsu, choć niechętnie się godził z tym, że ów rejs się skończył.

Keating wolno wyciągał go z kadłuba, tors Pacina mijał pierścień włazu. Butle akwalungu zawadziły o mechanizm otwierający. Bosman oswobodził go i Pacino uniósł się nad właz. Trzymał jeszcze rękę na kole ryglującym, gdy nagle rozległ się dźwięk, który zmroził mu krew w żyłach.

Ultracicha torpeda maksymalnie dalekiego zasięgu Mark 58 miała mniej więcej taki poziom inteligencji jak pies rasy labrador retriever i prawdopodobnie taki sam instynkt myśliwski. Wszystko mieściło się w korpusie średnicy pięćdziesięciu trzech i długości sześciuset czterdziestu centymetrów. Cała torpeda pomalowana była lśniącą, niebieską farbą, z wyjątkiem spłaszczonego stożka dziobowego, gdzie czarna, gumowa pokrywa chroniła hydrofon sonaru. W miejscu gdzie korpus zwężał się z tyłu ku osłonie pędnika, wyrastało osiem stateczników, które sprawiały, że pocisk poruszał się po prostym torze. W strumieniu wody za pędnikiem obracały się dwa łopatkowe stabilizatory przepływu. Ustawiały się tak, żeby moment napędowy wirującego pędnika nie wprowadził torpedy w korkociąg. Dwa stery nadawały jej kierunek, dwa inne zapewniały wznoszenie i nurkowanie. W tylnej części korpusu umieszczono komory spalania i turbinę, przed nimi ulokowano zbiornik paliwa; silnik i zbiornik zajmowały jedną trzecią długości torpedy. Część środkową wypełniała głowica bojowa z ultragęstego molekularnego materiału wybuchowego o zastrzeżonej nazwie PlasticPak. Materiał był ciężki i miał dużą większą gęstość niż ołów, toteż torpeda tonęła natychmiast po utracie napędu. W przedniej części długości niespełna metra mieścił się komputer pokładowy i przetwornik hydrofonu sonaru.

Prawa torpeda pobierała z wystrzeliwującego okrętu pełne zasilanie, dopóki nie przełączyła się na własne. Żyroskop był rozgrzany, autodiagnostyka zakończona, torpeda gotowa do drogi. Na sygnał uruchomienia silnika do zbiornika paliwa zostało doprowadzone ciśnienie, otworzył się zawór i paliwo dotarło do komór spalania. Iskry elektryczne na świecach zapłonowych zapaliły paliwo, temperatura i ciśnienie w komorach rosły.

Sprężone gazy spalinowe naparły na tłoki w cylindrach turbiny hydraulicznej, połączone z tarczą wahliwą. Pod ciśnieniem gazów tłoki zaczęły się przesuwać i obracać tarczę. Gdy dotarły do skrajnego położenia, gazy spalinowe uszły przez kolektor wylotowy do morza. Kilka pierwszych porcji gazów wylotowych wypchnęło wodę z kolektora i utorowało drogę następnym. Obroty tarczy wahliwej powodowały dopływ gazów spalinowych do cylindrów o małej objętości. Gazy rozprężały się i napierały na tłoki, które przesuwały się i zwiększały energię obrotową tarczy. Silnik przyspieszał. Pierwszy obrót zajął pełne pół sekundy, następny jedną ósmą, w końcu trwało to mniej niż jedną sześćdziesiątą sekundy, gdy silnik osiągnął trzy tysiące sześćset obrotów na minutę. Wraz z tarczą turbiny wirowała turbina pędnika torpedy. Kiedy pędnik nabrał pełnej szybkości, pocisk zaczął się przesuwać w wysięgnikach wyrzutnika. Gdy ciąg doszedł do wymaganej wartości, torpeda została uwolniona z wysięgników i popłynęła przez morze.

Początkowo poruszała się tylko z prędkością wystrzeliwującego okrętu, ale potężny odrzut pędnika rozpędził ją do szybkości bojowej sześćdziesięciu węzłów. Prawa torpeda Mark 58 Alert/Acute wzniosła się ku głębokości peryskopowej. Nie wysyłała sygnałów sonarowych, nasłuchiwała tylko przetwornika szerokopasmowego w swoim stożku dziobowym. Za sobą ciągnęła przewód prowadzący, drut do przesyłania sygnałów elektrycznych średnicy nici dentystycznej, który odwijał się w jej korpusie. Na linii panowała cisza, z macierzystego okrętu nie nadchodziły żadne nowe rozkazy. Przy tej prędkości sonar pasywny słyszał tylko hałas wody opływającej stożek dziobowy.

Namiar ogniowy – zestaw teoretycznych „odpowiedzi”, gdzie jest cel, w którym kierunku płynie i z jaką szybkością – został wprowadzony do pamięci komputera torpedy tuż przed rozkazem uruchomienia silnika. Cel był oddalony o dziewiętnaście mil morskich i unosił się na głębokości peryskopowej z zerową prędkością. Torpeda pędziła naprzód i odliczała przebytą trasę, żeby określić odległość do celu i punktu gotowości.

Dystans do gotowości był drogą od macierzystego okrętu podwodnego do miejsca, w którym torpeda uzbrajała głowicę bojową, włączała sonar aktywny i zaczynała wężykować w poszukiwaniu celu. Dystans do gotowości wynosił szesnaście mil. Wszystkie systemy działały i torpeda beznamiętnie odliczała odległość od macierzystego okrętu.

Nagle przewodem prowadzącym dotarły nowe instrukcje. Macierzysty okręt zmienił plan ataku. Rozkaz osiągnięcia punktu gotowości, włączenia sonaru aktywnego i poszukiwań z dużą szybkością przestał obowiązywać. Torpeda miała teraz zwolnić w punkcie gotowości do trzydziestu węzłów i szukać celu tylko w trybie pasywnym. Dopiero po znalezieniu celu mogła znów przyspieszyć do prędkości bojowej. Torpeda wykonała elektroniczną wersję gestu wzruszenia ramionami, zaakceptowała rozkazy i odpowiedziała macierzystemu okrętowi, że je przyjęła.