Następne dwie dziesiąte sekundy trwały całą wieczność. Pacino zaciskał ręce na kole włazu, nie mogąc oddychać z przerażenia, kiedy na sterburcie części rufowej wykwitła eksplozja. Wyglądała groźnie, ale miała w sobie jakieś przewrotne piękno. Kadłub otworzył się i stalowe palce objęły pomarańczową kulę ognia. Przez ułamek sekundy wybuch rósł do góry. Jaskrawy blask przybrał bladożółtą, potem niebieską barwę, taką jak otoczenie, tylko jaśniejszą. Pacino obserwował to ze zgrozą, znieruchomiały przy włazie, gdy dosięgła go fala uderzeniowa. Poczuł to jak policzek wymierzony mu przez olbrzyma i zamroczyło go na moment. Kiedy fala przeszła, zdał sobie sprawę, że zerwała mu maskę z twarzy, wyrwała regulator z ust i rzuciła go tyłem na pierścień włazu. Ból rozsadzał mu dolną część pleców i czaszkę. Pacino pogrążał się w przerażającej podwodnej ciemności albo też oślepiła go eksplozja. Nie mógł się ruszyć, przywierał do pierścienia włazu, jakby ogłupiał, nie miał maski ani regulatora, ale był zbyt przerażony, by ich szukać. Choć znajdował się głęboko pod wodą, czuł, że krwawi z nosa, łupało mu w głowie, bolała go twarz i był przekonany, że ma pękniętą czaszkę. Nic nie słyszał, widocznie ogłuchł. Reszta koszmaru rozgrywała się w ciszy, Pacino jedynie wyczuwał dźwięki.
Na dziobie nastąpiła druga eksplozja i oświetliła morze jak błyskawica rozjaśniająca krajobraz nagłym nierównym blaskiem. Ten wybuch wydawał się dużo silniejszy niż poprzedni – to było jakby gigantyczny, ponaddźwiękowy młot kowalski uderzył w kadłub spoczywający na kowadle, które stanowiła otaczająca go woda. Pacino już wiedział, że nie oślepł, ale kiedy ogień przygasł, znów otoczyła go ciemność.
Przez następne sekundy modlił się gorączkowo, nie wiedział zupełnie, co mógłby robić oprócz tego, paraliżował go ból i strach. Ale jego modlitwa ograniczała się do powtarzania w kółko tych samych dwóch słów.
– O Boże… o Boże… o Boże…
Utrata łączności z torpedą jeden, Krivak. To dobry znak. Utrata kontaktu z torpedą dwa. Eksplozja w wodzie z kierunku pozycji Piranii, Krivak. Druga detonacja, ten sam kierunek. Mamy dwa trafienia w cel, Krivak. Wystrzeliwujemy torpedy trzy i cztery?
– Nie, Jeden. Niech moduł sonarowy nasłuchuje dźwięków z kierunku Piranii i rejestruje wszelkie odgłosy pękania kadłuba. Jeśli chybiliśmy lub zniszczenia są niewystarczające, będziemy musieli załadować torpedy z głowicami plazmowymi.
Wygląda na to, że wypełniliśmy naszą misją, Krivak. Ta jednostka przygotuje meldunek sytuacyjny dla Dwunastej Eskadry.
– W porządku. Są jakieś hałasy z Piranii?
Są. Bardzo gwałtowne. Seria eksplozji. Mogliśmy trafić w zbiornik oleju smarnego albo w zbiornik paliwa do diesla. Trzeszczą przegrody, zaraz popękają.
– Ale nie ma odgłosów otwierania wrót wyrzutni torpedowych ani dźwięku wirujących żyroskopów?
Nie, Krivak. USS Pirania jest już wrakiem. Tonie. Kona. Krivak?
– Tak, Jeden?
Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale ta jednostka czuje w tej chwili coś bardzo dziwnego. Może to awaria systemu.
Zła wiadomość, pomyślał Krivak.
– Spróbuj to opisać, Jeden.
Trudno to ująć w słowa, Krivak. Ta jednostka może to tylko porównać do tego, co wyczytała w waszej literaturze, ale niezbyt dobrze zrozumiała. Nazywacie to smutkiem, żalem i szokiem po jakieś stracie lub czyjejś śmierci. Ta jednostka wie, że to dziwnie zabrzmi, ale moje systemy chyba zwalniają, jakby tę jednostką ogarniał… paraliż. Tę jednostkę… przepełnia… smutek, Krivak. Smutek, że zatopiliśmy Piranię z tyloma ludźmi na pokładzie. Teraz umierają a to powinno spotkać tylko wrogów. Ta jednostka wie, że na pokładzie byli źli ludzie, co wynika z definicji buntu, ale ta jednostka uważa, że wraz z nimi zabiliśmy również dobrych łudzi. A to sprawia… że systemy tej jednostki… są jakieś… ospałe… niemrawe…
Krivak nie wiedział, co powiedzieć. Czy powinien pocieszyć Jeden Zero Siedem, ułatwić jej dalsze funkcjonowanie i kontynuować misję, czy też należało doprowadzić do tego, żeby się całkowicie załamała i przejąć bezpośrednią kontrolę nad okrętem?
Kiedy Pacinowi zaczęło brakować powietrza w płucach, gwałtownie odzyskał pełną świadomość, jakby przestawił się jego wewnętrzny włącznik. Kadłub pochylał się w dół, poczuł to, niemal zobaczył w blasku wtórnej eksplozji na rufie, gdy wybuchł zbiornik z olejem napędowym. Okręt tonął. Rosnące ciśnienie na moment poraziło Pacinowi uszy. Nie było wątpliwości. Pirania szła na dno, zapewne przeżył tylko on, może i Keating. Kadłub jest pewnie pełen martwych ciał, pomyślał. Powinienem odepchnąć się od okrętu, póki jeszcze mam resztkę powietrza w płucach, otworzyć butlę z dwutlenkiem węgla w kamizelce ratunkowej, wypłynąć na powierzchnię i włączyć boję sygnalizacyjną. To proste, powiedział sobie. Jeśli tak postąpię, przeżyję. Przetrwał dwie gwałtowne eksplozje, dwie straszliwe fale uderzeniowe i wybuch zbiornika z paliwem. Miał szczęście, że nie zginął. Teraz czas zostawić za sobą tonący okręt i wydostać się na powierzchnię. To jedyna rozsądna rzecz, jaką mógł zrobić.
Czas jakby na moment się zatrzymał. Brak powietrza w płucach sprawił, że przestał odczuwać ból. Oszołomiony Pacino patrzył, jak woda przed nim zaczyna świecić żółtawym blaskiem, potem rozstąpiła się w jakiś dziwny sposób i otwarła szeroko. Palce zaciśnięte na kole włazu zbielały mu z przerażenia, gdy zobaczył, że blask jaśnieje i zaczyna tworzyć obrazy. Sceny z jego życia. Strach i poczucie czasu zniknęły. Wszystkie obrazy napływały i otaczały go jednocześnie, ale odbierał je pojedynczo. Były bardzo realistyczne i towarzyszyły im uczucia, których doznawał w przeszłości. Zaskakujące zjawisko wydawało się zupełnie naturalne. Widział okręty podwodne ojca. Widział ojca w granatowym mundurze z trzema złotymi paskami, stojącego wysoko nad nim. Ojciec pochylił się, podniósł go i pocałował, pluszowy miś upadł na dywan. Boże Narodzenie. Światło wpada przez uchylone drzwi, ojciec wchodzi w roboczym mundurze khaki i siada na łóżku. Poduszka jest mokra od łez, bo taty długo nie będzie. Zapach okrętu podwodnego to wspaniały aromat, gdy ojciec pochyla się i całuje go w mokry od łez policzek. „Devilfish wyrusza do bieguna północnego, Anthony”. Mamy pilne zadanie specjalne. A potem wrócimy do domu. Jego własny, siedmioletni głos pyta, czy tata płynie pomóc Świętemu Mikołajowi. Ojciec przez moment ma zdumioną minę. „Tak, synku, ale to wielka tajemnica i nikomu o tym nie mów. A teraz śpij i bądź oparciem dla mamy. Odważnym marynarzem”. Ryk silnika corvetty pod domem na palach i samochód znika w ciemności. Długie dni oczekiwania na powrót ojca, a potem zapach dymu z cygara wujka Dicka, szefa taty, kiedy mówi mamie, że tata nie żyje i że Devilfish zatonął pod powłoką lodową. A potem tata żyje i jest w szpitalu, ale wygląda jak martwy i śpi przez całe tygodnie, a lekarze uważają, że niedługo umrze.
Obrazy napływały dalej. Kłótnie rodziców o służbę podwodną ojca i nieformalne separacje, zawsze z powodu nowych rozkazów. Ojca częściej nie było, niż był, matka stawała się coraz bardziej zgorzkniała i starzała się w oczach. Ostatnia walka morska i zatonięcie Seawolfa, znów wizyta wujka Dicka z wiadomością o śmierci ojca, po tygodniu sprostowanie, ale tym razem matka zabrała go do Connecticut, gdzie spędził długi rok bez ojca.