Zbiorniki tlenu były pełne i jeśli pozostały szczelne, zapas powinien wystarczyć na dłużej niż akumulatory i ogniwa paliwowe. DSV był dużo „twardszy” niż okręt podwodny, bo musiał wytrzymać niemal dwudziestokrotnie głębsze zanurzenie niż Pirania – używano go do operacji w pobliżu dna morskiego. Ostatni problem stanowiło ciśnienie w pomieszczeniu. Pojazd głębinowy zaprojektowano w ten sposób, że można było podwyższać i obniżać ciśnienie wewnątrz. Przy tak wysokim ciśnieniu jak teraz tlen mógł się stać toksyczny, ale zbyt szybka dekompresja groziła skurczami. Najpilniejsze działania zakończone, pomyślał Catardi, o reszcie niech zdecyduje komputer. Kiedy dym zniknie, będzie można włączyć komputery główny i pomocniczy, żeby obliczyły cykl dekompresji.
– Panie kapitanie – wychrypiał nagle Pacino.
Catardi rzucił się ku niemu i pomógł mu usiąść.
– Co się stało, do cholery? – zapytał.
– Trafiły w nas dwie torpedy – odpowiedział Pacino. – Wnętrze okrętu to złomowisko. Nie ocalał żaden pokład, została tylko rozdarta stal i płonące paliwo rakietowe. Wszędzie pełno dymu i wody. Wy troje jesteście jedynymi żywymi, jakich znalazłem. Wciągnąłem was do DSV-a, ale właz nie chciał się zamknąć, bo pochylenie okrętu było za duże. Jakim cudem się zamknął?
– Musieliśmy uderzyć w dno i zatrzasnął się – odparł Catardi. – Pieprzony Snarc – wymamrotał pod nosem. Znalazł w schowku koce, przykrył kilkoma Alamedę, potem dwoma Schultz. Obie kobiety oddychały, ale jeszcze nie odzyskały przytomności.
– Krwawisz – powiedział Catardi. – Tutaj. – Przód neoprenowego skafandra Pacina był mokry od krwi, która spływała z głębokiej rany na szyi. – Mogłeś od tego zginąć, Patch. – Kapitan założył mu opatrunek żelowy i zerknął na niego. – A przy okazji, dzięki za uratowanie nas.
– To nic nie da, panie kapitanie. Nie wypuściłem boi alarmowej.
– Jak mogłeś to zrobić? Przecież nie zdążyłeś wydostać się z okrętu.
Pacino bez słowa popatrzył na Catardiego, ale nic nie powiedział.
Odkąd kapitan włączył grzejniki, w pomieszczeniu robiło się coraz cieplej. Wyglądało na to, że w powietrzu jest dużo mniej dymu. Pacino spojrzał na wyświetlacz kontroli atmosfery. Wszystko oprócz ciśnienia było w normie. Catardi zdjął maskę i wciągnął powietrze. Wydawało się lepsze niż te z maski, miało normalną wilgotność. Zdjął maski kobietom.
– Zdejmij maskę – powiedział do Pacina. – Rezerwowe powietrze przyda się nam, kiedy siądzie zasilanie. Pomóż mi włączyć komputery.
Przykucnął przy konsoli sztucznej inteligencji. Uruchomienie obu komputerów trwało kilka minut.
– Na jakiej głębokości jesteśmy? – zapytał.
Pacino podszedł do konsoli i sprawdził odczyt.
– Trzy tysiące czterysta czterdzieści osiem metrów! – zawołał.
Głębokość krytyczna dla Piranii wynosiła pięćset osiemdziesiąt metrów. Gdyby nie woda wewnątrz okrętu kadłub by implodował. Ciśnienie zgniotłoby pusty przedział wokół DSV-a i uszkodziło pojazd głębinowy. Szansa na przeżycie przepadłaby.
– Co pan robi, sir?
– Komputerową analizę tlenu, azotu i ciśnienia. Woda zalewająca przedział dziobowy spręża powietrze w tym pomieszczeniu. Będziemy musieli zrobić dekompresję. Ale wtedy ubędzie tlenu i nie pociągniemy długo.
– Nie możemy zostawić takiego ciśnienia, jakie jest?
– Nie. Tlen już jest toksyczny. A nie możemy wpuścić do tego pomieszczenia azotu. Nie jest do tego przystosowane. Kiedy wybiorę automatykę, komputer uruchomi dwułopatkowy wirnik dmuchawy wysokociśnieniowej, która odpręży wnętrze kadłuba, oczywiście powoli, żebyśmy nie umarli na skutek skurczów. Przy zbyt szybkiej dekompresji azot w krwiobiegu zabiłby nas. Potem otworzę dopływ tlenu.
Po godzinie Catardi nie miał już nic więcej do roboty. Ostatnim punktem na jego liście było wezwanie pomocy. Wyrzutnik sygnałowy działał niestety tylko wtedy, gdy pojazd głębinowy znajdował się poza Piranią; teraz, kiedy DSV tkwił w ładowni przedziału operacji specjalnych, wystrzelony sygnalizator dotarłby jedynie do szczytu kadłuba okrętu. Ale warto było spróbować, bo kadłub mógł być rozerwany i wówczas boja alarmowa wypłynęłaby na powierzchnię morza. Catardi wystrzelił dwie, ale miał małą nadzieję na sukces.
Wdrapał się na fotel dowódcy i spróbował włączyć reflektory zewnętrzne, lecz nie działały. Ostatnią deską ratunku było prymitywne urządzenie, które waliło młotkiem w kadłub. Problem polegał na tym, że wyczerpywało akumulatory jak wszystkie urządzenia na pokładzie, co gorsza, od tego hałasu można było oszaleć. Catardi postanowił uruchamiać ów mechanizm co godzinę na pięć minut. Włożył na miejsce bezpieczniki, gdyż na morzu urządzenie wyłączono, żeby przypadkowe użycie nie zdradziło pozycji okrętu. Zamknął przerywacz, mając nadzieję, że mechanizm zadziała. Młotek wysłał w morze metaliczny dźwięk, potem następne. Hałas irytował, ale mógł sprowadzić pomoc.
– Jeden. Jeden? Jeden Zero Siedem? Słyszysz mnie?
Ta… jednostka… słyszy… cię… Krivak.
Formułowanie poszczególnych słów zajmowało procesorowi węglowemu dłuższą chwilę, jakby mówił z głębokiej, ciemnej jaskini, w której umierał.
– Porozmawiaj ze mną, Jeden. Powiedz mi, co się z tobą dzieje.
Ta jednostka zabiła. Zabiła swoich.
– To nieporozumienie, Jeden. Na tamtym okręcie działy się złe rzeczy. Z góry przyszły rozkazy, żeby…
Nie. Rozkazy przyszły od ciebie. Skąd ty się wziąłeś? Dlaczego nikt mnie nie zawiadomił? A jeśli to była pomyłka?
Rozmowa z chorym umysłowo, pomyślał Krivak.
– Jeden, musisz dla mnie coś zrobić. Wiem, że jesteś… – Krivak szukał odpowiedniego słowa – zdenerwowana. Ale muszę podejść na głębokość peryskopową.
Krivak, ta jednostka nie może być z tobą dłużej sprzężona.
– Co ty mówisz, Jeden? – Krivak wpadł w panikę. Jeden Zero Siedem zamierzała się z nim rozłączyć.
Ta jednostka wie, że trzeba zrobić pewne rzeczy dla bezpieczeństwa okrętu. Ta jednostka wie, że musimy wrócić do Groton, żeby wyjęto tę jednostkę. Ty ocenisz, co trzeba będzie zrobić. Ta jednostka zrobi to dla ciebie. Ale ta jednostka nie będzie już z tobą sprzężona. Ta jednostka będzie tylko wykonywała twoje instrukcje. Żegnaj, Krivak.
– Jeden? Jeden? Słyszysz mnie?
Nie było odpowiedzi. Jednostka wyłączyła się, zapowiedziawszy, że zrobi, co jej się każe. Krivak postanowił wydać jej jakiś rozkaz, żeby sprawdzić, co się stanie.
– Jeden, wsuń z powrotem lewą i prawą torpedę. Zamknij wrota w przegrodzie i wyłącz zasilanie broni.
Krivak nie umiałby powiedzieć, jak się dowiedział, że procesor węglowy wykonał jego polecenie. Nie poczuł tego, nie usłyszał ani nie zobaczył. Po prostu wiedział. Misja stawała się bardzo dziwna i chciał, żeby już się skończyła. Zastanawiał się, co powinien zrobić, jeśli Jeden Zero Siedem nadal będzie go słuchała. Wypróbował następny rozkaz.
– Jeden, skręć na południowy zachód i zwiększ prędkość do maksymalnej.
Krivak musiał przynajmniej wyprowadzić Snarca z tego rejonu, bo gdyby ktoś się zorientował, że Pirania poszła na dno, zawiadomiłby Amerykanów, którzy rozpoczęliby poszukiwania swojego okrętu. Snarc nie był tu bezpieczny.
W ten sam dziwny sposób, co przedtem, Krivak wiedział, że okręt przyspiesza, skręca i bierze kurs na południowy zachód.