Niemal natychmiast zgasły światła i zatrzymały się wentylatory. Na stanowisku dowodzenia zrobiło się dużo ciszej, choć bardziej gorąco i duszno. Wyłączenie zasilania na okręcie wydawało się czymś smutniejszym niż spodziewane zatonięcie po trafieniu torpedą. Sekundy ciągnęły się jak godziny. Wyglądało na to, że tsunami nigdy się nie rozgrzeje. Lien pomyślał, że stojąc tu bez ruchu jak idiota, może zginąć od nieprzyjacielskiej torpedy i nie zdążyć odpowiedzieć ogniem na jej wystrzelenie.
Pocisk Vortex Mod Echo numer jeden tkwił bezpiecznie w cieple swojej pionowej wyrzutni. Od dwóch minut był na zasilaniu. Autodiagnostyka wypadła satysfakcjonująco i zameldował sterowni o swojej całkowitej sprawności. Przewodem sygnałowym dotarł namiar ogniowy na cel i trafił do procesora, który wysłał do sterowni sygnał potwierdzający odbiór. Sterownia poinformowała procesor, że zbliża się moment wystrzelenia i vortex czekał.
O czasie zero uruchomił się generator gazu, mały silnik rakietowy z wylotem skierowanym do zbiornika wody destylowanej, która wytworzyła ogromną ilość sprężonej pary u podstawy pocisku. Ciśnienie na dnie wyrzutni wzrastało, dopóki z łatwością nie uniosło ciężaru vorteksa. Zanim pocisk przesunął się o więcej niż centymetr, miał już przyspieszenie równe pięciu g«Wyrzutnia zaczęła poruszać się wokół niego tak szybko, że mogło się wydawać, iż vortex pędził stalowym tunelem. Opuścił okręt i zanurzył się w zimnym morzu.
Kiedy pocisk całkowicie wydostał się poza kadłub, odpalił pierwszy stopień napędowy, mały silnik typu torpedowego z komorą spalania połączoną z silnikiem hydraulicznym. Wysokie ciśnienie uchodzących gazów spalinowych spowodowało wirowanie silnika hydraulicznego wraz z jego płytą wahliwą. Szybkość wału przekroczyła pięć tysięcy obrotów na minutę i doszła do dziesięciu tysięcy. Gdy powstał ciąg, dysza silnika przestawiła się i obróciła pocisk z pozycji pionowej do poziomej, a potem w dół. Vortex przyspieszał pod kątem trzydziestu stopni, aż znalazł się trzydzieści metrów głębiej niż Leopard. Wtedy wyszedł z nurkowania i wrócił do poziomu. Ładunki wybuchowe odstrzeliły pierwszy człon pocisku, który dostał się w kilwater vorteksa.
Siedemdziesiąt milisekund później iskrownik zapalił lotną substancję w małym pojemniku umieszczonym w zbiorniku stałego paliwa rakietowego. Kompozyt chemiczny w małym pojemniku był zadziwiająco inercyjny, dopóki nie osiągnął wysokiej temperatury. Wtedy eksplodował, wywołując zapłon otaczającego go paliwa rakietowego, które zaczęło spalać sąsiednią matrycę paliwową. W pobliżu zbiornika gromadziły się sprężone gazy spalinowe. Zbiornik znajdował się na końcu długiego tunelu biegnącego przez człon paliwowy i rozszerzającego się przy dyszy wylotowej pocisku. Gazy spalinowe sprężały wnętrze tunelu, dopóki nie wyrównało się ciśnienie w jego tylnej i przedniej części, a wtedy pokrywa ochronna dyszy wylotowej została odrzucona do morza. Dysza zaczęła odprowadzać wzrastającą ilość gazów spalinowych, aż zapłonęła cała tylna powierzchnia paliwa i ciśnienie wejściowe dyszy doszło do kilku ton na centymetr kwadratowy. U wylotu dyszy rósł płomień, dopóki przyspieszenie pocisku nie zwiększyło się z pięciu do dwudziestu g. Prędkość Vorteksa wzrosła z trzydziestu do osiemdziesięciu węzłów. Jego korpus wibrował gwałtownie przy przekraczaniu częstotliwości własnej, potem trochę się uspokoił i nagle pocisk wszedł w fazę kawitacji. Tarcie powierzchniowe zmalało niemal do zera, kiedy cząsteczki wody na poszyciu vorteksa zamieniły się w parę. Pęcherz pary rósł od ostrego stożka dziobowego z modułem czujnika poszukiwawczego, aż otoczył cały korpus wraz z dyszą wylotową. Pocisk przyspieszył wkrótce do stu węzłów, potem do stu pięćdziesięciu, wreszcie osiągnął końcową szybkość trzystu ośmiu węzłów.
Nad zachowaniem vorteksa czuwała dysza wylotowa. Silnik rakietowy obracał się, żeby utrzymać ciąg w jednej linii ze środkiem ciężkości pocisku i dostosowywał się do różnych kształtów pęcherza pary. System sterowniczy wymagał użycia jednego z najszybszych procesorów krzemowych na świecie, gdyż constans czasu potrzebny do kierowania vortexem musiał być liczony w dziesiątych częściach milisekundy. W ciągu jednej dziesięciotysięcznej sekundy tor pocisku mógł się zmienić z idealnego w katastrofalny i jedynie błyskawiczna reakcja dyszy wylotowej mogła go uchronić przed utratą stabilności.
Laser poszukiwawczy w dziobie vorteksa włączył się w trybie testowym i oświetlił wąski stożek morza na wprost. Stożek rozszerzał się, gdy laser przeszukiwał spiralnie przestrzeń jak reflektor lokomotywy. Laser dostrzegł wielokrotne odbicia od fal sunących wysoko w górze, ale na razie nie znalazł żadnego odbicia od celu. Procesor porównywał widok morza na wprost ze swoim modelem morza z namiaru ogniowego dostarczonego przez macierzysty okręt. Spodziewał się, że wrogi obiekt zdążył już zmienić pozycję. Prawdopodobną lokalizację celu wyznaczał krąg wokół niego, rosnący wraz z jego maksymalną szybkością, którą określono na czterdzieści pięć węzłów. Pocisk miał rozkaz kierować się do środka kręgu, choć była minimalna szansa, że wrogi obiekt nadal tam jest. Przypuszczano, że kiedy vortex przetnie krąg prawdopodobnej lokalizacji celu, zwany TPC, będzie miał najwyżej dziesięć procent szans na wykrycie wrogiego obiektu. Plan ataku wymagał, żeby pocisk przepłynął przez średnicę TPC i zawrócił wzdłuż linii swojego tranzytu, ale z odchyleniem pięciuset metrów na zachód. Gdyby przy powrotnej podróży przez krąg nie znalazł celu, miał powtórzyć manewr z następnym odchyleniem o pięćset metrów na zachód. W ten sposób vortex przeszukałby cały TPC, mimo że krąg rósł z każdą sekundą, zwiększając swoją średnicę z prędkością czterdziestu pięciu węzłów. W końcu wrogi obiekt zostałby wykryty i pocisk naprowadziłby się na niego.
Na konsoli uzbrojenia rozbłysnął zielony sygnalizator. Tsunami miała pełne zasilanie, ale czerwone światełko oznaczało brak celu dla torpedy.
– Sonar, tu kapitan – powiedział Lien do mikrofonu interkomu. – Macie kontakt na południu?
– Kapitanie, tu sonar. Nie. Mamy zakłócenia od kierunku wystrzelenia torpedy do torpedy.
– Na jakim kierunku zaczyna się jej kilwater?
– Jeden siedem pięć, kapitanie.
Lien wprowadził cel widmo do komputera obsługi uzbrojenia na swojej konsoli.
– Mam linię kierunkową, kolego pierwszy – oznajmił. – Ale muszę zdecydować, czy nasza broń ma się wyłączyć i zatonąć, jeśli nie znajdzie celu, czy mimo jego braku zdetonować.
– Nie mamy nic do stracenia, kapitanie. Niech szuka, a jeśli go nie znajdzie, niech zawróci i zdetonuje.
– Zaproponujcie odległość do punktu detonacji.
– Dwadzieścia mil, kapitanie.
– Nie, bliżej.
– Piętnaście?
– Dziesięć – zdecydował Lien i wprowadził odległość do komputera.
– Kapitanie, nawet jeśli nieprzyjacielska torpeda chybi, to przy takiej odległości zatopi nas własna tsunami.
– Dobrze, niech będzie dwadzieścia mil. – Zapłonęły zielonym światłem wszystkie lampki kontrolne gotowości tsunami. – Autosekwencja za pięć sekund, kolego pierwszy.
Czou czekał i zagryzał wargi. Zastanawiał się, co robi nieprzyjacielska torpeda. Powinna już uderzyć. Pokład zatrząsł się, kiedy zdetonował generator gazowy wyrzutni torpedowej i wystrzelił tsunami.
– Wyrzutnia szósta odpaliła, kolego pierwszy. Tsunami jest w drodze. Szkoda, że nie mamy ich więcej.
– Może powinniśmy wystrzelić wzdłuż linii kierunkowej torpedy w wyrzutniach od pierwszej do piątej, kapitanie…
Czou nie zdążył dokończyć zdania.
Po czterech minutach podróży vortex dotarł do południowego krańca TPC i włączył się obwód uzbrajający w plazmowej głowicy bojowej. Głowica była bronią termojądrową – bombą wodorową – otoczoną materiałami, które miały zareagować podczas detonacji o temperaturze stu milionów stopni, żeby ograniczyć wybuch do wyrzucenia niewielkiej ilości plazmy, maleńkiej cząstki jądra Słońca, zdolnej zamienić jedną trzecią celu w parę, a resztę rozerwać na kawałki. Laser prowadził poszukiwania w szerokim i wąskim stożku, gdy pocisk pędził przez TPC, ale nie znajdował celu. Vortex opuścił TPC wzdłuż jego średnicy i zawrócił. Przez następne cztery minuty płynął z północy na południe, ale krąg okazał się pusty.