– Przeciągnij go przez właz – rozkazała Phillips. – Idę poszukać innych żywych.
Komandor porucznik Donna Phillips objęła dowodzenie akcją ewakuacyjną. Osobiście przeszła przez wszystkie korytarze na okręcie, dostała się do zalanej maszynowni i przyciągnęła rannych do włazów. Młodsi oficerowie zabrali ich na wyższy pokład. Włazy torpedowni zamknięto i zaryglowano. W zalanym pomieszczeniu zostało dwunastu zabitych. Martwi członkowie załogi leżeli też na pokładzie przedziału operacyjnego. Kiedy ostatni żywi zostali wyniesieni przez właz, Phillips pobiegła do sterowni, mając nadzieję, że jeszcze działa akumulator. Po zatopieniu przedział akumulatorowy mógł eksplodować, ale niezależne źródło energii w sterowni powinno zasilać obwody okrętu, dopóki też nie znajdą się pod wodą.
Sterownia była zniszczona. Phillips znalazła boję alarmową i zakodowała w niej wezwanie o pomoc. Napisała szybko wiadomość, że zaatakowali siły nawodne, zostali trafieni torpedą, kapitan jest ranny, a ona zamierza uruchomić system samodestrukcji okrętu. Załadowała boję i uzbroiła. Uniosła osłonę ochronną i przestawiła dźwignię kolankową. Zapaliła się lampka kontrolna sygnalizująca wystrzelenie boi. Jej nadajnik miał zacząć wysyłać do serwera w górze informację o ich pozycji i gdyby mieli więcej szczęścia niż dotąd, powinni być uratowani.
Phillips pozostało już tylko jedno – znalazła zamknięty panel systemu samodestrukcji i wystukała na klawiaturze kod otwarcia pokrywy. Pod osłoną ochronną znajdowała się uzbrajająca dźwignia kolankowa, czerwony przycisk grzybkowy i dwa wyświetlacze. Jeden był zegarem sterującym, drugi wskazywał, ile czasu pozostało do eksplozji. Phillips ustawiła zegar na dziesięć minut, uzbroiła obwód i wcisnęła przycisk grzybkowy. Drugi wyświetlacz pokazał dziewięć minut pięćdziesiąt dziewięć sekund i odliczał dalej. Phillips zamknęła pokrywę i raz jeszcze rozejrzała się po sterowni, potem pobiegła do drabinki prowadzącej na górny poziom i wydostała się przez właz z okrętu. Stuknęła dwa razy w stalowy pierścień włazu, żeby pożegnać Leoparda, skoczyła z kadłuba do wody i popłynęła do najbliższej tratwy ratunkowej.
– Wiosłować, oddalić się od okrętu – rozkazała głośno. – Taussig, znalazłeś boję alarmową?
– Tak, pani komandor.
– Włącz ją i upewnij się, czy nadaje.
USS Leopard powoli pogrążał się w wodzie. Pięćdziesiąt metrów na wschód trzy czterometrowe tratwy ratunkowe unosiły się na metrowych falach Morza Wschodniochińskiego. W pontonach leżało czterdziestu jeden członków załogi, siedemnastu, łącznie z kapitanem Georgem Dixonem, było nieprzytomnych. Pozostali mogli tylko patrzeć, jak ich okręt tonie. Już tylko dziób i kiosk wystawały ponad powierzchnię. Pokład rufowy zakryły fale. Okręt ustawił się niemal pionowo i poszedł pod wodę rufą w dół. Morze zalało właz dziobowy, potem kiosk, w końcu dziób w kształcie pocisku i Leopard zniknął pod powierzchnią.
Po policzku Phillips spłynęła łza, gdy z głębi morza dobiegł przytłumiony huk eksplozji dwóch plazmowych ładunków wybuchowych. Dla nas wojna się skończyła, pomyślała.
19
Patch Pacino trząsł się z zimna w module dowodzenia pojazdu głębinowego Piranii. Grzejniki zużywały za dużo energii i kapitan Catardi wyłączył je kilka godzin temu. Uruchomiłby je, gdyby od tego zależało działanie urządzeń pokładowych, ale te funkcjonowały doskonale w niskich temperaturach. Ocalałą czwórkę miały ratować przed hipotermią ciepłe koce i gorące napoje.
Alameda i Schultz jeszcze nie odzyskały przytomności. Pacino opatulił je szczelnie razem i zostawił tylko po jednym cienkim kocu dla siebie i Catardiego. Kobiety miały zakryte twarze, tylko usta i nosy pozostały odsłonięte. Pacino widział obłoczki pary ich oddechów. Co godzinę sprawdzał stan kobiet, ale wyglądało na to, że mają normalną temperaturę. Można by sądzić, że zapadły w sen zimowy.
Nie wiadomo było, czy ktoś ich odnajdzie i uratuje. Kapitan twierdził, że nie ma procedur postępowania w takich sytuacjach. DSV był tylko tymczasowym dodatkiem do przedziału operacji specjalnych, który pospiesznie przystosowano do transportu pojazdu głębinowego podczas pobytu okrętu w stoczni. DSV miał być usunięty przy następnej wizycie Piranii w suchym doku, gdzie miano ją przygotować do nowej misji i dokonać kolejnych przeróbek. Brak możliwości wystrzelenia boi alarmowej mógł przesądzić o losie ocalałej czwórki. Żałosne walenie automatycznego młotka w kadłub nie wystarczało, żeby zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Ktoś musiałby zawisnąć dokładnie nad zatopionym okrętem, żeby usłyszeć ten odgłos. Ale dźwięk mógł się odbijać od górnej warstwy wody nad Piranią i wracać w głąb morza. Byli uwięzieni w grobowcu ze stali HY-100 i otoczeni przez osiemdziesiąt trzy ciała martwych członków załogi.
– Patch.
– Tak, panie kapitanie?
– Co się stało z Keatingiem?
– Zginął wewnątrz komory ewakuacyjnej. Ja byłem w wodzie i trzymałem się koła ryglującego włazu. Powinienem właściwie dużo gorzej oberwać przy dwóch eksplozjach. Wybuch musiał rzucić bosmana na przegrodę. Catardi wlepił nagle wzrok w Pacino.
– Zaraz, zaraz… Byłeś na zewnątrz okrętu?
– Tak, sir. Słyszałem zbliżające się sonary. Widziałem uderzenie torpedy w maszynownię. Detonacja zerwała mi maskę i wyrwała regulator z ust.
– Więc skąd się tu… Jak się tu… Wróciłeś tutaj? Po jaką cholerę to zrobiłeś?
– Nie wiem, kapitanie. Wydawało mi się, że tak trzeba.
– O Boże… Twój stary mnie zabije. Dlaczego, do cholery, nie wypłynąłeś na powierzchnię? Czy zdajesz sobie sprawę, jak głupio postąpiłeś?
– Wiem, sir. Powinienem był wypuścić boję alarmową.
– Do diabła z boją. Powinieneś był ratować własną skórę. Niech to szlag… Teraz czuję się jeszcze gorzej. Przynajmniej ty mogłeś przeżyć. A teraz umrzesz razem z nami.
– Myśli pan, że nas nie uratują?
– Wątpię, Patch – odrzekł cicho Catardi. – Jesteśmy tu sami. Wszystkie okręty podwodne są albo na Oceanie Indyjskim, albo na Morzu Wschodniochińskim, albo tam płyną. Jesteśmy poza długą trasą okrężną z naszego Wschodniego Wybrzeża na Ocean Indyjski. Możemy mieć nadzieję, że jakiś statek handlowy usłyszy walenie w kadłub, ale mało prawdopodobne, żeby się zorientował, co to jest.
Pacino skinął głową.
– Na jak długo wystarczy nam powietrza?
– Przypuszczam, że na pięć dni. Jeśli wcześniej nie zabije nas zimno. Przykro mi, Patch. To nieprzyjemna śmierć. Ale czy istnieje przyjemna?
– Przynajmniej umrzemy w butach.
– Niech to szlag, nawet nie zdążyliśmy odpowiedzieć ogniem. Załatwił nas z zaskoczenia ten pieprzony robot podwodny. Na nic się nie przydaliśmy, cholera.
Nie było już właściwie o czym mówić. Pacino wpatrzył się w pokład, w końcu ogarnęła go senność i zamknął oczy.
– Panie admirale, pilna wiadomość dla pana. Zakodowana „Osobiście do admirała dowodzącego” – powiedział radiowiec, który obudził McKee i wręczył mu notebook.
McKee włączył komputer i zobaczył transmisję z Leoparda. Okręt przystępował do ataku na pierwszą chińską grupę bojową w Cieśninie Tajwańskiej, kiedy on i Petri kładli się wcześnie spać. McKee spodziewał się pooperacyjnego meldunku sytuacyjnego. Wydał kapitanowi Leoparda – komandorowi Dixonowi – rozkaz, żeby albo obserwował chińską grupę bojową, meldował o jej ruchach i czekał na posiłki, albo otworzył do niej ogień i zatopił tyle ważnych celów, ile zdoła. Znając Dixona, wiedział, że południowiec uzna za sprawę honoru wystrzelenie całej torpedowni w siły nawodne.