– Halo? – warknął McKee do słuchawki.
Komandor Peter Collingsworth z Królewskiej Marynarki Wojennej patrzył przez bulaj pojazdu głębinowego Berkshire na przegrodę ładowni parowca City of Cairo. Był w okularach spawalniczych i przyglądał się, jak palnik w wygiętym w dół ramieniu manipulatora topi zardzewiałą stal. Podczas poziomego przecinania dolnej części ładowni odezwał się interkom.
– Komandorze Collingsworth? – zabrzmiał głos kapitana Explorera II.
– Tu Collingsworth, odbiór – odpowiedział poirytowanym tonem komandor, próbując skupić się na cięciu.
– Komandorze, mam dla pana dość niezwykły meldunek. Właśnie dostaliśmy telefon przez satelitę. Od Amerykanów, niech pan sobie wyobrazi.
Collingsworth ciął dalej, w końcu powiedział już znacznie spokojniejszym głosem:
– To ciekawe… Trudno uwierzyć, że do nas zadzwonili.
– Połączyli się z nami z Atlantyku, z ich okrętu podwodnego Hammerhead klasy Virginia. Na linii jest admirał nazwiskiem McKee, dowódca Sił Podwodnych Stanów Zjednoczonych.
– Niech pan mówi dalej, Knowles.
Palnik dotarł już do punktu leżącego w jednej czwartej wytyczonej linii poziomej. Do zakończenia cięcia zostało kilka minut. Potem Collingsworth miał wyciągnąć płytę, żeby dostać się do srebra.
– Chce z panem rozmawiać, komandorze.
– Przyjąłem, Knowles, ale o co chodzi? Mamy w tej sprawie jakieś wytyczne z Londynu?
– Kapitan Baines wraca z urlopu pojutrze, sir.
Collingsworth postanowił pogadać z jankesem i dowiedzieć się, czego chce ten skurwiel.
– Niech tamten zaczeka, Knowles. Za chwilę przełączy go pan do mnie. Mam płytę, Jenson. Odłącz dźwig. Cholera, za dużo pyłu. Nic nie widzę, sam osad. Nie wystarczy nam amperogodzin na czekanie, aż opadnie. Będziemy musieli tu wrócić.
– Chce pan zrobić szybki chwyt i zobaczyć, czy uda się złapać skrzynię ze srebrem?
– Nie. Możemy rozwalić skrzynię i monety diabli wezmą. Jutro też jest dzień. Wrócimy tutaj. Na górze będzie czuwał Explorer II, więc nikt nam skarbu nie zgarnie. Wynurzam się, Knowles. Przełącz do mnie tego admirała.
– Na trzy, dwa, jeden. Jest. Admirale McKee, słyszy mnie pan?
– Słyszę, komandorze Collingsworth. Czy mam teraz przyjemność rozmawiać z panem bezpośrednio? Tu admirał Kyle McKee, ale może mi pan mówić Kelly. Miło mi poznać pana przez radio. Jak idzie akcja ratownicza? Odbiór.
Collingsworth znowu się zirytował.
– Tu komandor Peter Collingsworth, admirale. Może mi pan mówić „komandorze”. Czym mogę służyć? Tylko proszę się streszczać. Odbiór.
– Oczywiście, komandorze. Domyślam się, że jest pan bardzo zajęty. Chodzi o to, że mamy drobną sytuację alarmową kawałek na północ od was i potrzebujemy waszej pomocy. I to natychmiast, odbiór.
– Przyjąłem, admirale, ale co to za sytuacja?
– Komandorze – odrzekł McKee – wiemy z dobrego źródła, że macie na Explorerze II pojazd głębinowy i samodzielną kapsułę ratunkową. Są nam potrzebne na pozycji dwanaście stopni szerokości geograficznej północnej i dwadzieścia trzy stopnie długości geograficznej zachodniej, trochę ponad tysiąc dziewięćset mil morskich od miejsca waszej akcji ratowniczej. Jeśli zaraz wyruszycie, będziecie tu za dwa dni. Spotka się tutaj z wami kontyngent amerykański. Odbiór.
– Admirale, nadal nie wiem, o czym pan mówi. Proszę wyjaśnić, co to za sytuacja alarmowa. Odbiór.
– Komandorze, ten pojazd głębinowy, w którym pan teraz się znajduje, zbudowano do ratowania załóg zatopionych okrętów podwodnych, zgadza się?
– Owszem, admirale, to podstawowe zadanie Explorera II. Ale używamy go również do innych celów, kiedy nie musimy ratować okrętu podwodnego.
– Więc mogę powiedzieć moim przełożonym, że jest pan w drodze?
Twarz Collingswortha pokrywała się purpurą.
– Admirale, jeszcze mi pan nie wyjaśnił, o co chodzi. Jestem zmuszony zakończyć tę rozmowę. Odbiór.
– Komandorze, chyba się pan domyśla, jaka jest sytuacja.
Collingsworth zawahał się.
– Mam rozumieć, że zatonął wasz okręt podwodny?
– Peter, ujmę to w ten sposób. Gdybyś był na pozycji, którą ci podałem, na głębokości trzech tysięcy trzystu pięćdziesięciu metrów, zobaczyłbyś duży metalowy obiekt i porozrzucane szczątki i usłyszałbyś walenie młotkiem dobiegające z wnętrza tego obiektu. Rozumiesz, o czym mówię?
Collingsworth potarł brodę. Dobry Boże, pomyślał. Jankesi stracili na Atlantyku okręt podwodny i proszą o pomoc. Ocalała część załogi czeka na ratunek. Nie ma czasu do stracenia. Zerknął na swój panel i wywołał Jensona.
– Jenson, wynurzenie alarmowe. Trzy metry na sekundę. Za osiemnaście minut mamy być na powierzchni. Knowles, tu Collingsworth na częstotliwości drugiej.
– Niech pan mówi, komandorze. Jesteśmy sami na tej częstotliwości.
– Knowles, rozkaz do natychmiastowego wykonania. Przygotować się do opuszczenia obecnej pozycji z maksymalną szybkością. Uruchomić turbiny i być gotowym do odpowiedzi na wszystkie dzwonki za dwadzieścia minut. Obsadzić wachtowe stanowiska rejsowe i wyznaczyć kurs dwanaście stopni szerokości północnej i dwadzieścia trzy stopnie długości zachodniej. Cała naprzód, pełna szybkość. Natychmiast zawiadomić oficera dyżurnego admiralicji na częstotliwości taktycznej. Wykonuję wynurzenie alarmowe. Kiedy będę na pokładzie, zrobię odprawę. Wszystko jasne?
– Tak jest, sir. Zrozumiałem. Przygotować się do wyruszenia w drogę.
– Admirale McKee, tu Collingsworth. Mam nadzieję, że pan rozumie, że nie możemy natychmiast przyjść wam z pomocą bez rozkazów naszej admiralicji. Wiem z mediów, że premier nie jest zachwycony waszym ostatnim wyczynem. Prawdę mówiąc, mógłbym mieć kłopoty tylko dlatego, że w ogóle z panem rozmawiam w to piękne popołudnie.
– Komandorze Collingsworth, pani prezydent zamierza osobiście zwrócić się w tej sprawie do premiera.
– Admirale, porozumiem się z moimi przełożonymi, ale niczego nie gwarantuję.
– Pete, możesz przynajmniej ruszyć Explorerem w drogę? Najwyżej zawrócisz, jeśli twoi szefowie ci każą. – W głosie admirała zabrzmiała błagalna nuta.
Collingsworth skinął głową.
– W porządku, admirale, to mogę zrobić. Oczywiście rozumie pan, że admiralicja w każdej chwili może mnie wezwać z powrotem. Skontaktujemy się z panem za godzinę, admirale. Collingsworth, bez odbioru.
Komandor usiadł z powrotem pod przegrodą pojazdu głębinowego i pokręcił głową. Jeszcze przed chwilą interesowały go tylko skrzynie ze srebrem na dnie morza, a teraz okazało się, że trzeba ratować ludzi, którzy mogą zginąć, jeśli będzie się wahał. Trzymajcie się, jankesi, pomyślał.
– Komandorze, oficer dyżurny admiralicji na linii.
– Niech pan go przełączy.
20
O piątej rano limuzyna admirała Czu Hua-Fenga zatrzymała się przed gmachem Zgromadzenia Ludowego w Pekinie. Admirał przełknął z trudem ślinę i wysiadł z samochodu. Wędrówka do sali konferencyjnej sekretarza partii wydawała się trwać wieczność.
W wielkim, bogato zdobionym pokoju czekali na niego członkowie politbiura. Usiadł przy końcu stołu między generałem Fang Szuiem, naczelnym dowódcą Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, i admirałem Dong Nietem, dowódcą marynarki wojennej.
– Towarzysze komisarze znają admirała Czu Hua-Fenga, dowódcę sił podwodnych – zaczął Fang.
– Wygodnie wam? – zapytał uprzejmie premier Baolin Nanhok.