Выбрать главу

Air Force One oderwał się z hukiem od pasa startowego numer dwadzieścia siedem i skierował na północny zachód. Gdy klapy chowały się w skrzydła, za samolotem malała baza lotnicza Andrews, pod kadłubem przesuwała się wschodnia odnoga obwodnicy waszyngtońskiej.

Pani prezydent Warner wyłączyła wyświetlacz wideo w swojej kabinie biurowej i podniosła wzrok na admirała Johna Pattona.

– Czy Pacino jest w stanie to zrobić, admirale?

– Szczerze mówiąc, nie wiem, pani prezydent. Ale tylko jemu może się udać.

– Generale Everett? – zwróciła się Warner do szefa sztabu sił powietrznych, ogromnego mężczyzny z haczykowatym nosem i włosami w kolorze hydrantu przeciwpożarowego.

– Tak, pani prezydent? – odezwał się głosem zdradzającym, że wypala dwie paczki papierosów dziennie.

– Czy pańskie samoloty obserwacji radarowej i myśliwce przechwytujące są gotowe do zestrzelenia pocisków manewrujących nadlatujących z morza?

– Pani prezydent, w tej chwili nie mogłaby pani nawet rzucić na plażę piłki futbolowej. F-16 natychmiast trafiłby panią pociskiem Mongoose naprowadzanym ciepłem. Jesteśmy gotowi.

Patton zerknął na Warner, chcąc sprawdzić, czy pani prezydent wie, że generał jest zbytnim optymistą.

– A co ze wsparciem dla marynarki?

– Ładujemy właśnie ich… jak wyje nazywacie, admirale?

– Mark 12, generale. PLD-AD-SSA Mark 12, czyli dalekosiężne sensory sonaru pasywnego. Ważą dwie tony, opadają do morza na spadochronach i zanurzają się na głębokość ponad tysiąca pięciuset metrów. Wykrywają wszystko, co przepływa w odległości mniejszej niż pięćdziesiąt do siedemdziesięciu mil. Przesyłają dane przez boje antenowe.

– Rozumiem. Więc ładujemy teraz te Mark 12 i będziemy je zrzucali do morza przez następne dwanaście godzin.

– W porządku. A teraz, zechcą panowie mi wybaczyć, ale muszę zadzwonić do pewnego brytyjskiego premiera, który jest na mnie trochę zły.

– Na co czekamy, XO? – zapytał niecierpliwie Michael Pacino.

– Na napęd i holowniki, sir – odpowiedział komandor Jeff Vermeers.

Stali na lotnym mostku na szczycie kiosku SSNX-a, ochrzczonego właśnie imieniem Devilfish. Vermeers był dowódcą okrętu i Pacino zastąpił go na stanowisku kapitana. Niewysoki, szczupły oficer wyglądał bardzo młodo, miał jasne włosy zaczesane do tyłu, wąskie, niebieskie oczy i kwadratową szczękę. Jego zapał, sztuczna wesołość i taki nadmiar energii, że Vermeers wydawał się wręcz roztrzęsiony, działały Pacinowi na nerwy. Komandorowi drżały ręce, kiedy podniósł lornetkę do oczu i popatrzył na farwater.

– Dowodzenie, tu manewrowa – zatrzeszczał głośnik na mostku. – Napęd na głównym silniku elektrycznym, gotowość do odpowiedzi na wszystkie dzwonki.

– Oficer pokładowy! – zawołał Pacino w dół kokpitu, do kobiety podporucznika o nazwisku Vickerson. Jeśli były kapitan i obecny XO, Vermeers, wyglądał młodo, to Vickerson pasowała bardziej do przedszkola niż do okrętu podwodnego. Miała krótkie, rudoblond włosy, schowane pod czapką baseballową SSNX-a, piegi na twarzy i mały nosek, który wydawał się nie na miejscu pod okularami podwodniackimi w drucianej oprawce. I co najważniejsze, była kobietą. Kiedy Pacino odchodził ze służby, załogi okrętów podwodnych składały się z samych mężczyzn. Gdy obudził się dziś, miał zdrowego syna i był konstruktorem uzbrojenia. O zachodzie słońca jego synowi groziło śmiertelne niebezpieczeństwo, a on znów był kapitanem marynarki wojennej i dowodził okrętem podwodnym o takiej samej nazwie jak tamten, który stracił kiedyś pod polarną powłoką lodową. W dodatku na tym okręcie służyły dzieciaki obu płci.

– Tak, panie admirale? – warknęła Vickerson, jakby odpowiadała dyktatorowi.

– Zwracaj się do mnie „panie kapitanie” – odparł oschle Pacino. – Ruszamy.

– A holowniki, sir?

Pacino popatrzył na nią z góry. Nie zrozumiała, pomyślał.

– OOD, masz dwa wyjścia. Albo dowodzić tak, jak się dowodzi okrętem, który wyrusza w misję bojową, a nie traktować tego jak test morski, albo zostawić dowodzenie mnie.

Vickerson przełknęła ślinę.

– Tak jest, sir – odpowiedziała drżącym głosem, zerknęła na Vermeersa, jakby szukając pomocy, potem wzięła do ręki mikrofon. – Sternik, tu mostek – odezwała się cicho. – Cała naprzód jedna trzecia.

– Maksymalna – poprawił ją Pacino i uniósł lornetkę do oczu.

– Ależ, sir…

– Masz ostatnią szansę, OOD – ostrzegł Pacino.

Vickerson znów przełknęła ślinę.

– Sternik, tu mostek. Cała naprzód maksymalna, kurs jeden sześć zero. Panie kapitanie, limit szybkości na rzece to piętnaście węzłów.

– Zanotowane, OOD – odrzekł Pacino i zagryzł wargi, żeby się nie uśmiechnąć, wiedział, że jego groźna mina przeraża tych zielonych podwodniaków.

Przed dziobem w kształcie pocisku wyrosła z rykiem wysoka fala. Huraganowy wiatr zerwał Pacinowi z głowy czapkę baseballową z emblematem SSNX-a i złotymi liśćmi dębowymi. Pacino nie zwrócił na to w ogóle uwagi i nachylił się do komandora Vermeersa.

– XO, jaki jest status systemów okrętu?

– Sir, na dziobie mamy tabliczki ostrzegawcze na czterdziestu systemach, łącznie z zamkami i mechanizmami ogniowymi wyrzutni torpedowych. Ukończyliśmy prace na rufie, więc reaktor i instalacje parowe są sprawne, ale to wszystko. Ledwo utrzymujemy szczelność, sir. Nasz limit zanurzenia to czterdzieści pięć metrów. Większość spawów w systemie wody morskiej nie została nawet prześwietlona rentgenem. Najgorzej jest z systemem Cyclops.

– Mamy sonar?

– Tak, szerokie i wąskie pasmo, antenę holowaną i głowicową, anteny przystosowawcze i obraz akustyczny. Wszystko działa. Ale moduły kierowania ogniem są nieczynne. Nie możemy używać komputera do tropienia kontaktu, trójwymiarowe wyświetlacze wirtualne nie działają i nie możemy przesyłać informacji kierowania ogniem do wyrzutni torpedowych. Właściwie nie potrzebujemy ich, bo mamy koordynować akcję bombowców sił powietrznych i one załatwią sprawę, ale moduły bezpiecznej łączności UHF też są nieczynne.

Pacino badał przez lornetkę horyzont. Wpływali na Thimble Shoal Channel, długi farwater z rzędami boi po obu stronach.

– Czy ktoś pracuje przy wyrzutniach torpedowych?

– Nie, panie kapitanie – odrzekł Vermeers. Po raz pierwszy nazwał Pacina kapitanem.

– Zapomnijmy o wyświetlaczach kierowania ogniem, do diabła z UHF i lotnictwem. Musimy mieć możliwość wystrzelenia torped ze wszystkich czterech wyrzutni.

– Jak to zrobimy bez systemu kierowania ogniem?

Pacino nie odpowiedział, dopóki nie skręcili z farwateru na Atlantyk.

– Użyjemy Tigersharków – odezwał się w końcu. – Mają procesory węglowe. Nie potrzebują dokładnego namiaru ogniowego z okrętu. Wystarczy im ogólny rozkaz, co mają robić.

– Racja – zgodził się zbyt entuzjastycznie Vermeers. – To przecież logiczne.

Pacino obrzucił go gniewnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Zaczynał tracić nadzieję, że jego oficer wykonawczy kiedykolwiek coś naprawdę zrozumie. Vermeers w końcu wyczuł ponury nastrój Pacina i trochę spochmurniał.

– Sir, czy to nie będzie wbrew naszym rozkazom? Mamy współpracować z lotnictwem…

– Posłuchaj, XO, dam ci pewną radę. Powiem ci to tylko raz. Kiedy dowodzisz, robisz to, co uważasz za słuszne. Nie to, co mówi instrukcja obsługi reaktora. Nie to, co mówią standardowe procedury operacyjne dla okrętów podwodnych. Nie to, co mówi instrukcja podchodzenia do celu i ataku. Nie to, co mówią regulaminy Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. I nie to, co jest w czerwonej książeczce Mao czy w Biblii. Postępujesz tak, jak dyktują ci rozum i serce. Robisz to, od czego tu jesteś. Dowodzisz okrętem i załogą, żeby wypełnić misję. Nawet jeśli oznacza to złamanie rozkazów. Nawet jeśli oznacza to zatonięcie twojego cholernego okrętu. Robisz to, co trzeba, nawet jeśli masz zginąć lub – co jeszcze gorsze – poświęcić swoją reputację i honor. Zapamiętaj, że na morzu ty decydujesz. Nie ma komisji odwoławczej, admirałów, sekretarza marynarki wojennej ani prezydenta. Jesteś tylko ty, kapitan. Dzisiaj jestem nim ja. Nie będę gadał z bandą pilotów bombowców, którzy nie potrafią rozpoznać okrętu podwodnego, a co dopiero znaleźć go w miliardach metrów sześciennych wody morskiej, gdzie się ukrywa. Dziś zrobimy to, co ja powiem. A ja mówię, że przygotujemy wszystkie wyrzutnie do wystrzelenia Tigersharków i one załatwią sprawę. Kiedy opadnie kurz, pożeglujemy do domu i weźmiemy lekarstwo. Na złamanie rozkazów. Vermeers wpatrywał się w Pacina.