Выбрать главу

– Co się dzieje? – krzyknął.

Zerwał się, pobiegł przed siebie i wpadł na ciężką zasłonę. Odsunął ją na bok i zobaczył korytarz oświetlony na czerwono. Stali tam dwaj mężczyźni w ciemnych kombinezonach podobnych do jego stroju, ale na rękawach mieli wrogie symbole – naszywki przedstawiające flagę Stanów Zjednoczonych. Lien przez chwilę patrzył na nich, potem spojrzał w górę na przewody i rury pod sufitem. Otoczenie przypominało wnętrze Nung Jatsu, ale przegrody były ciemniejsze, pokład zaś pokrywały kafle, a nie gumowa wykładzina przeciwpoślizgowa. Lien wiedział już, że jest na okręcie, być może podwodnym, ale na pewno nie chińskim. Spojrzał na Amerykanów i podniósł ręce do góry.

Pokazali mu, że ma iść z nimi korytarzem do stromej drabinki. Jeden z nich szedł przed nim, drugi za nim. Dotarli do drzwi z napisem w języku angielskim. Jeden z Amerykanów zapukał i Lien został wprowadzony do małej kajuty. Miała trzy metry kwadratowe i przypominała jego kajutę na Nung Jatsu. Zza małego stołu wstali dwaj mężczyźni, jeden był szczupły, drugi potężnie zbudowany. Obaj mówili w swoim dziwnie brzmiącym języku. Lien pokręcił głową, że nie rozumie, zastanawiając się, dlaczego jeszcze go nie zastrzelili. Szczupły mężczyzna wskazał mu miejsce. Lien usiadł i zaczął się trząść, może z zimna, a może ze strachu. Amerykanin okrył mu ramiona wełnianym kocem i powiedział coś do telefonu. Po chwili zjawił się kucharz z dzbankiem herbaty. Lien odmówił. Postawiono przed nim półmisek zjedzeniem. Choć głód skręcał mu kiszki, Lien zignorował poczęstunek.

Potężnie zbudowany mężczyzna wyciągnął duży, płaski, giętki wyświetlacz panelowy. Pomanipulował przy nim i pojawiła się mapa Chin. Wskazał Pekin. Lien podniósł wzrok – przesłuchują go? Pokręcił głową i Amerykanin usiadł.

Lien pomyślał, że to nic nie znaczy. I tak wkrótce go rozstrzelają.

– Panie kapitanie, okręt jest zanurzony na głębokość czterdziestu pięciu metrów i zadowalająco wytrymowany w jednej trzeciej – zameldowała porucznik Vickerson. – Sonda wskazuje pięćset sześćdziesiąt pięć sążni.

Pacino stał na stanowisku dowodzenia w oświetlonej czerwonym blaskiem sterowni Devilfisha. Myślał o tym, że kiedy był tu ostatni raz, okręt wracał z Morza Wschodniochińskiego po finałowej walce z Czerwonymi. Skupił się na treści meldunku i spojrzał na kobietę oficera.

– Bardzo dobrze. Zwiększyć szybkość do standardowej i zejść na sto dwadzieścia metrów, pod płaskim kątem.

Vickerson wpatrywała się w niego z napięciem.

– Limit głębokości to czterdzieści pięć metrów, panie kapitanie. Stocznia ostrzegała, że spawy nie są dokończone. Zaleje nas, zanim dotrzemy do sześćdziesięciu.

Ze stanowiska nawigacyjnego w tyle sterowni podszedł do nich XO. W upiornym, czerwonym świetle lamp na suficie jego twarz wyglądała jak maska strachu.

– Sir, Vickerson ma rację – wykrztusił z siebie.

Pacino skinął głową.

– Wiem. Sprowadź okręt w dół, OOD. Płaski kąt.

– Tak jest, sir – odpowiedziała i wydała rozkazy.

Pacino wziął do ręki mikrofon radiowęzła i we wnętrzu okrętu zadudnił jego głos.

– Uwaga, cała załoga. Tu kapitan. Jak wszyscy wiecie, dostaliśmy pilne zadanie zatopienia Snarca, który całkowicie wymknął się spod kontroli i otworzył ogień do jednego z naszych okrętów. Pirania poszła na dno, a Snarc wydostał się poza zasięg broni Hammerheada. Płynie na wschód, żeby ostrzelać amerykańskie cele, ale nigdy nie dotrze do miejsca, w którym ma odpalić swoje pociski, jeśli Devilfish będzie miał coś do powiedzenia w tej sprawie. Jednak do pokonania Snarca potrzebna nam jest pełna sprawność bojowa. Rozkazuję przygotować wyrzutnie torpedowe. Zmodyfikuję Tigersharki, tak żebyśmy mogli nawiązać walkę ze Snarkiem. Rozkazuję również sprowadzić okręt na głębokość testową, żebyśmy mogli sprawdzić, czy kadłub będzie przeciekał, czy pozostanie nienaruszony, gdyż zaatakujemy Snarca z głębin, nie z głębokości peryskopowej z udziałem bombowców sił powietrznych. Mogę się założyć, że stocznia wykonała swoją robotę lepiej, niż się do tego przyznaje, dlatego Devilfish schodzi teraz w dół. Cała załoga, przygotować okręt do głębokiego zanurzenia. Wykonać.

Pacino odłożył mikrofon na miejsce i napotkał wzrokiem dziesięć par wątpiących oczu. Vickerson odwróciła się, spojrzała na niego i zagryzła wargi.

– Sześćdziesiąt metrów, panie kapitanie.

– Bardzo dobrze. – Pacino stał wyprostowany na stanowisku dowodzenia i patrzył na głębokościomierz.

Vickerson przełknęła ślinę.

– Siedemdziesiąt pięć, sir. Wszystkie stanowiska meldują gotowość okrętu do głębokiego zanurzenia, sir.

– Bardzo dobrze.

Na poziomie każdego pomieszczenia telefoniści z latarkami mieli szukać przecieków, zanim okręt zostanie katastrofalnie zalany. Nie mogli niczego przeoczyć. Stare powiedzenie podwodniaków mówiło: „Jeśli nie znajdziesz przecieku, on znajdzie ciebie”.

– Sto metrów, sir.

– Oficer pokładowy, schodzimy na głębokość testową czterystu metrów.

– Tak jest, sir, czterysta metrów. Okręt jest na całej naprzód standardowej.

– Cała naprzód pełna – rozkazał Pacino, choć wiedział, że pełna szybkość na głębokości testowej oznacza naruszenie procedury operacyjnej, gdyż przy niekontrolowanym nurkowaniu z taką prędkością opadliby poniżej głębokości krytycznej, zanim zdążyliby zareagować.

– Tak jest, panie kapitanie, pełna – odpowiedziała Vickerson.

Pacino uśmiechnął się pod nosem – dziewczyna zaczyna się uczyć, pomyślał. Vermeersowi przychodziło to znacznie trudniej, bo na czoło wystąpiły mu krople potu.

– Sto pięćdziesiąt metrów, sir.

Okręt zanurzał się coraz głębiej. W pewnej chwili nad sterownią rozległo się głośne skrzypnięcie. Vermeers aż podskoczył.

– To tylko kadłub dostosowuje się do ciśnienia – uspokoił go Pacino.

– Wiem, sir – odrzekł Vermeers. – Noszę delfiny.

Pacino popatrzył na głębokościomierz.

– Trzysta metrów, sir.

Zabrzęczał telefon na konsoli dowodzenia. Vickerson sięgnęła po słuchawkę, potem spojrzała na Pacina.

– Torpedownia melduje przeciek z wrót wewnętrznych trzeciej wyrzutni, sir. To tylko kapanie, ale powiększa się.

Pacino skinął głową, jakby dostał dobrą wiadomość.

– W porządku.

– Nie wracamy wyżej? – zapytał Vermeers.

Pacino zmiażdżył go wzrokiem.

– Trzysta trzydzieści pięć metrów, panie kapitanie.

Kadłub znów zaskrzypiał. Od lewej do prawej burty przeszła seria głośnych trzasków i odbiła się echem w głębi morza. Vermeers starał się zachować bojową minę, ale nie było to dla niego łatwe.

– Trzysta sześćdziesiąt pięć metrów, panie kapitanie.

Znów zadźwięczał telefon. Vickerson słuchała przez chwilę.

– Sir, z trzeciej wyrzutni już się leje.