Lotnictwo zrzucało do morza głowice sonarowe Mark 12, przede wszystkim w pobliżu pozycji Snarca, ale teraz miał się tam zjawić jacht motorowy. Pacino uświadomił sobie, że nad miejscem spotkania nie mogą krążyć bombowce, bo spłoszą Krivaka. Musiał przekonać Pattona i admirała McKee, że trzeba wycofać samoloty i że Tigersharki będą działały. Patton zawsze uważał, że torpedy bez głowic plazmowych nie mogą być skuteczne. Spierał się o to z Pacinem od sześciu miesięcy. Teraz będzie musiał mi uwierzyć, pomyślał Pacino.
Napisał e-mail do Pattona i rozkazał oficerowi pokładowemu załadować wiadomość do pamięci boi transmisyjnej SLOT. Wydał OOD rozkaz utrzymywania szybkości alarmowej do punktu docelowego, opracował strategię krążenia w odległości trzech tysięcy metrów od tamtego miejsca i zszedł na dół do torpedowni i pomieszczenia z procesorami węglowymi Tigersharków. Nadszedł czas, żeby nad nimi popracować. Kiedy jednak popatrzył na korpusy torped, ogarnęło go zwątpienie, czy coś z tego wyjdzie.
Może Patton miał rację, że powinny mieć głowice plazmowe. Ale takie głowice były ciężkie i zajmowały mnóstwo przestrzeni, którą można było wykorzystać na paliwo, żeby zwiększyć zasięg broni. Pacino zastosował taki sam typ hydraulicznego silnika spalania zewnętrznego z płytą wahliwą jak w torpedzie Mark 58 Alert/Acute. Ten rodzaj napędu miał umożliwić ciche poruszanie się broni z szybkością czterdziestu węzłów. Po znalezieniu celu Tigershark uzbroiłby ładunek molekularnego materiału wybuchowego PlasticPak i moduł napędowy zostałby odstrzelony. Znacznie zmniejszona torpeda odpaliłaby silnik rakietowy na paliwo stałe i w fazie ataku osiągnęłaby szybkość kawitacji. Trafiłaby w cel z prędkością dwustu węzłów – nie byłoby przed nią ucieczki. Połączenie energii kinetycznej uderzenia z siłą wybuchu ładunku PlasticPak przecięłoby wrogi obiekt na pół. Cel wprawdzie nie wyparowałby jak przy eksplozji głowicy plazmowej, ale zostałby zniszczony. Co więcej, zastosowanie głowicy konwencjonalnej pozwalało na tyle zmniejszyć ciężar torpedy i zużycia paliwa, że mogła ona ścigać uciekający okręt podwodny na koniec świata.
Podczas gdy Vortex i Mark 58 Alert/Acute mogły chybić i musiały mieć dokładny namiar na obiekt ataku, Mark 98 Tigersharkowi potrzebny był tylko kierunek i przybliżony dystans do celu. Jego procesor węglowy potrafił przewidywać uniki przeciwnika. Na ćwiczeniach torpedy okazywały się przebiegłe – podkradały się do celów z minimalną szybkością, a potem zataczały krąg, żeby odpalić silnik rakietowy. W dwóch wypadkach – na sześćdziesiąt – kiedy trafiły w cel, przecięły kadłub „wroga” na pół.
Oczywiście w pięćdziesięciu ośmiu pozostałych wypadkach uznały, że celem jest macierzysty okręt. Nauczenie procesora węglowego odróżniania wroga od przyjaciela wydawało się niemożliwe. Nie można było zastosować elektronicznych blokad bezpieczeństwa, jak wcześniej w procesorach krzemowych, więc wszystko zależało od odpowiedniej edukacji Tigersharków. Jak dotąd nic z tego nie wyszło. Pacino przymknął oczy. Musiał pomyśleć. Próbował zapomnieć o Nowskoju-Krivaku, Anthonym Michaelu, pociskach manewrujących, statku pasażerskim i końcu swojej kariery, starał się skoncentrować na problemie Tigersharków.
Osiem godzin później zasnął przy konsoli w torpedowni. Kiedy na ELF nadeszło następne wezwanie na głębokość peryskopową, znalezienie kapitana zajęło trochę czasu.
Anthony Michael Pacino miał pięć lat i patrzył, jak jego ojciec podpływa okrętem podwodnym Devilfish do nabrzeża numer dwadzieścia dwa. Ojciec pomachał do niego ze szczytu wysokiego kiosku, gdy smukły, czarny okręt przybił do brzegu bez holowników i pilota. Rzucono cumy i komandor Pacino rozkazał opuścić banderę amerykańską i flagę piracką, pod którą pływał wbrew zakazowi swoich szefów. Hałaśliwy dźwig położył trap na stalowym kadłubie, tata zszedł z kiosku i przemaszerował po kładce na ląd. W głośniku zabrzmiał komunikat, że Devilfish odpływa. Komandor podbiegł do małego Anthony’ego, uściskał go, podniósł wysoko do góry i kilka razy obrócił w powietrzu. Matka się śmiała. Czarnowłosy komandor postawił synka na betonie, uśmiechnął się do mamy i pocałował ją mocno. Cała trójka poszła nabrzeżem do samochodu. Tata obiecał, że wieczorem będzie pizza. Siedzieli do późna i kiedy małemu Pacinowi zaczęły się kleić oczy, ojciec zaniósł go do łóżka. Rano tata nadal był w domu. Miał tydzień urlopu i wszystko na świecie było w porządku. Obrazy napływały coraz wolniej, w końcu zatrzymały się w momencie, gdy ojciec uśmiechał się do niego przy lunchu, a na pierwszym planie znalazła się kanapka z masłem orzechowym małego Pacina. Scena z uśmiechającym się ojcem była ostatnią, jaką Anthony Michael zobaczył. Obraz zaczął ciemnieć na obrzeżach, mrok gęstniał i rozszerzał się, w końcu pochłonął nawet białe zęby ojca. Kiedy została tylko czarna ciemność, w oddali pojawił się maleńki punkt białego światła i zaczął rosnąć.
Komandor Peter Collingsworth odwrócił wirniki napędowe i odpłynął pojazdem głębinowym od miejsca założenia plazmowego ładunku tnącego. Kiedy stracił z oczu pokryty piaskiem garb, który był pozostałością rozbitej Piranii, zawiadomił Explorera II unoszącego się wysoko nad jego głową, że można zacząć odliczanie. Gdy doszło do zera, sterownia zdetonowała krąg plazmy średnicy sześciu metrów i szerokości dwóch i pół centymetra. Żar osiągnął temperaturę powierzchni Słońca i w ciągu sekund wysoko wytrzymała stal kadłuba Piranii stopiła się, a potem wyparowała. Cztery ucha przyspawane do wyciętej płyty zapobiegały jej runięciu w dół na DSV-a.
Berkshire zbliżył się ostrożnie do wraka okrętu podwodnego, żeby pilot mógł coś zobaczyć. Okrągła, zakrzywiona płyta trzymała się jeszcze na trzech stalowych pierścieniach strukturalnych grubości pięciu centymetrów. Plazma przecięła je tylko częściowo. W pojeździe głębinowym znajdowały się na szczęście materiały wybuchowe, którymi można się było posłużyć w takiej sytuacji. Collingsworth założył ładunki i przeciągnął przewody, żeby zdetonować je z kabiny. Zajęło mu to dziesięć minut, przygotowania do detonacji trwały dziesięć sekund, eksplozje usunęły przeszkodę w ciągu dziesięciu milisekund.
– Płyta uwolniona – powiedział Collingsworth do sterowni przez swój mikrofon na wysięgniku. – Wyjmijcie ją, odciągnijcie na odległość pięćdziesięciu metrów i zostawcie na dnie.
Obserwował w blasku mocnych reflektorów, jak cztery liny kołyszącego się Eksplorera II powoli unoszą zakrzywioną płytę, fale na górze szczęśliwie nie spowodowały jej uderzenia w DSV-a. Collingsworth zobaczył moduł dowodzenia pojazdu głębinowego mieszczącego się w przedziale Piranii. Teraz należało odciąć moduł od jego własnej komory powietrznej i odłączyć od mechanizmów okrętu podwodnego. Komandor skierował światło szperacza w dół na szklaną kopułę modułu. Miał nadzieję, że nie jest pęknięta. Była cała. Otarł pot z czoła i zabrał się do zakładania pierścienia plazmowego wokół komory powietrznej, żeby odciąć ją wraz z ładownią od modułu dowodzenia.
Kiedy szperacz oświetlił szklaną kopułę, blask przeniknął na krótko do modułu. W środku nie paliły się lampy, wnętrze było oblodzone, urządzenia oczyszczające powietrze już nie pracowały. Czworo ludzi ledwo oddychało w skażonej atmosferze zimnego pomieszczenia. Astrid Schultz zaczęła doznawać palpitacji serca. Brak tlenu i nadmiar dwutlenku węgla zakłócał funkcjonowanie pnia jej mózgu. Jej stan się pogarszał, serce waliło szaleńczo i nieefektywnie. Zanim eksplodowały ładunki uwalniające moduł od mechanizmów okrętu, zamarło. Kiedy wyciągano moduł z wraka Piranii, Catardi i Alameda doznali migotania przedsionków. W trzeciej minucie podróży do góry zaczęły się skurcze serca u Pacina.