Narbukil, Kronikarz Wyprawy, do zastępcy dowódcy eskadry Hestera:
— Pozwól, że odsapnę trochę. Za godzinę wznowię relację.
Dziesięć Błogosławionych Palców
W hełmach, w skafandrach, z tornistrami na plecach wędrowaliśmy po labiryncie korytarzy piramidy od szczytu do podziemi i z powrotem. Wąskie schody i pochylnie łączą poszczególne piętra, dziesięć kondygnacji świątyni-obserwatorium astronomicznego. Kosmolog Laurin oglądał liczne przyrządy. Powiedziałem:
— Prymitywne.
Laurin pokręcił głową. Był innego zdania:
— Wyglądają prymitywnie — powiedział — ale dzięki nim kapłani poznali prawa rządzące mechaniką nieba i rozwiązali niektóre tajemnice ruchu ciał niebieskich. Swoje spostrzeżenia notują na arkuszach metalowych, które po ogrzaniu miękną, poddając się specjalnym rylcom. Przyjrzałem się niektórym szkicom. Oni prowadzą badania ewolucji orbit i kształtu planet układu słonecznego.
— Dziwne — rzekł Tytus i na tym poprzestał, bo właśnie weszliśmy do sanktuarium świątyni.
Posadzono nas na kamiennych ławach u stóp wielkiego posągu uśmiechniętego boga. Panował tutaj miły półmrok, mogliśmy posilić się i ugasić pragnienie, nie gorsząc kapłanów. — Zaiste — wyszeptała Tereza — przedziwna to gościnność, co zapomina o strawie i napoju dla znużonych pielgrzymów. Na szczęście jesteśmy samowystarczalni.
Tytus, jak zawsze bosko wyrozumiały, usprawiedliwiał gospodarzy:
— Oni są przekonani, że wysłannicy niebios nie jedzą, nie śpią, bo i tak są nieśmiertelni. Nieludzkie bóstwa.
Nawiązaliśmy łączność z załogą pojemnika, zakotwiczonego na morzu. Dowódca polecił wysłać natychmiast na ląd pięcioosobową grupę zwiadowców. Przyjrzą się dyskretnie miastu i jego mieszkańcom. Bardzo to posłuszny ludek. Dwa uderzenia gongu sprawiły, że pogasły wszystkie pochodnie i opustoszały ulice. Jedynie kapłani uczestniczą w ceremonii powitania gości z zaświatów. Tytus i to wytłumaczył:
— Troszczą się o zdrowie ludu, po co męczyć całe miasto bezsenną nocą, niech zachowają siły na dzień następny. Normalny rytm życia nie powinien być zakłócony.
Laurin pokręcił głową i oświadczył:
— Nie co dzień zdarzają się takie wizyty. Jestem skromnym człowiekiem, znam swoją problematyczną wartość, ale dzień dzisiejszy ogłosiłbym dniem świątecznym. Niech lud odpoczywa i bawi się. Doszło wreszcie do spotkania dwóch cywilizacji. Wprowadzając nas do sanktuarium świątyni, traktują niczym bóstwa, a jednocześnie gaszą piękną iluminację miasta.
Zastępca Dowódcy Eskadry przekazał wiadomość, że zgodnie z planem sto gwiazdolotów Grupy Północnej penetruje przestrzeń międzyplanetarną. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że planeta Xyris nie ma ani jednego księżyca.
— Noce bezksiężycowe — zmartwiła się Tereza — ile tracą tutejsi kochankowie…
Pytanie było retoryczne, nikt więc nie rozwinął tego tematu. Zakończono wreszcie nużące ceremonie i przemówił najwyższy kapłan. Mówił długo, a maszyny tłumaczyły jego słowa. Jednocześnie odbieraliśmy meldunki kosmonautów, którzy korzystając z ciemności, wylądowali na plaży i rozpoczęli wędrówkę po mieście. Słyszeliśmy głos kapłana i relacje naszych obserwatorów.
Mówił kapłan:
— Na drugim kontynencie żyją wrogowie tego kraju. Gdy kiełkują pierwsze ziarna, przepływają cieśniny i napadają na bezbronne osady, znieważają świątynie, drwiąc z bogów, którym służymy. Wznieśliśmy wysoki mur, lecz wybili w nim przejście; wykopaliśmy głębokie rowy, lecz przerzucali nad nimi mosty. Są naszym wiecznym utrapieniem, niosą udrękę, niepokój, ból, szaleństwo. Wysłuchali bogowie modlitw swoich kapłanów. Dostąpiliśmy łaski wybawienia. Jesteście wysłannikami niebios. Stare przepowiednie mówiły: Zbawiciele wyjdą z morza, które jest zwierciadłem nieba. Dziesięć Błogosławionych Palców obroni świątynie prawdziwych bogów.
Kosmonauci informowali:
Ulice puste. Zaglądamy do domów, mieszkańcy śpią na glinianych podłogach, leżą jeden przy drugim, po kilkunastu w jednym rzędzie. Są bardzo utrudzeni, nikogo nie obudziły grzmoty nadchodzącej burzy. Straszliwa cisza pnuje w tych domach. Nie słychać płaczu dzieci.
Kapłan mówił:
— Biedny lud cierpi, a zasłużył na spokój. Są to istoty stworzone na obraz i podobieństwo Bogów, więc Bogowie ich nie opuszczą. Wiemy, że wroga armia płynie morzem. Wkrótce będą tutaj. Nie pozwólcie, by bluźniercy, którzy szydzą z prawdziwych Bogów, znowu zatriumfowali, pastwiąc się nad ludem tego kraju. Są bezlitośni, a więc niegodni miłosierdzia.
Kosmonauci informowali:
— Miasto liczy około trzydziestu tysięcy mieszkańców. Nie wiemy, jak chowają umarłych. Nie widzieliśmy ani cmentarzy, ani katakumb, ani grobowców. Nie dostrzegliśmy nigdzie małych dzieci. Zbliżamy się do piramidy.
Kapłan mówi:
— Jesteście potężni, jesteście wszechmocni, przynosicie nam mądrość, spokój, powagę i ciszę. Bogowie są z nami, bo wasze stopy dotknęły tego lądu. Odwrócicie wszelkie nieszczęścia od tej krainy. Ocalicie lud, który po raz pierwszy od wielu nocy zasnął spokojnie.
Kosmonauci informowali:
— Zdumiewa twardy sen mieszkańców miasta, nie reagują zupełnie na światła lamp, przy pomocy których odnajdujemy drogę w labiryncie uliczek. Zadziwia podobieństwo postaci, rysów twarzy. Wokół piramidy rozstawiono liczne straże. Kapłani czuwają przy ognisku, płonącym na stopniach świątyni. Wyjdźcie na taras, wyjdźcie na taras.
Dowódca powiedział do kapłanów:
— Chcemy zobaczyć gwiazdy.
Maszyna przetłumaczyła te słowa i natychmiast spełniono żądanie Dowódcy. Sanktuarium mieściło się tuż pod tarasem. Jeden z kapłanów wyszedł do sąsiedniej komnaty. Usłyszeliśmy metaliczny zgrzyt i posąg Boga razem z kamiennymi ławami począł się wznosić ku szczytowi piramidy.
— Cóż — wymruczał Laurin — skonstruowali windę. Cud prawdziwy. Lud widzi Boga wyłaniającego się z sanktuarium i pada na kolana. Ach — zawołał, gdy platforma zatrzymała się na tarasie.
— Co za wspaniałe powietrze, ile w nim balsamicznych woni i aromatów, przywracają siły i wiarę w piękno Kosmosu!
— Zapalili kadzidła — skonstatował ' Egin. — Mam nadzieję, że nie zamierzają nas uśpić. Nie ufam tym starcom.
— Nie mówią prawdy — powiedziała Tereza.
— Przeinaczają prawdę — rzekł Dowódca. — Takie przynajmniej odniosłem wrażenie, słuchając przemówienia mędrca Xyris. Patetyczna gadanina, prawdziwy teatr, ani odrobiny szczerości. Recytował kiepsko wyuczoną rolę.
— Proszą nas o obronę — przypomniał Tytus.
— Nie znamy prawdy o wrogach, którzy ich prześladują. Nie wyciągajmy przedwczesnych wniosków. Warto sprawdzić, czy rzeczywiście do wybrzeży tego kraju zbliża się flotylla okrętów.
— Sprawdzimy — rzekł Paweł Do. — Nawiążcie kontakt z gwiazdolotem na orbicie planety. Niech wyślą rakietę z załogą obserwatorów.
Wkrótce obserwatorzy przekazali pierwszy meldunek:
— Widzimy osiem okrętów. To żaglowce. Płyną wolno w stronę zachodniego wybrzeża. Żagle w kształcie wachlarzy i jak wachlarze składają się i rozkładają.
Dowódca przekazał tę wiadomość kapłanom, a ponieważ pragnęli wiedzieć, co zamierzają uczynić, odparł: — Porozmawiamy z waszymi wrogami.