— Kto wami dowodzi? — wrzasnął powiększając swój obraz na ekranie. — Odpowiadać! Szybciej!
— On! On! On! — bełkotali, wskazując jeden na drugiego. — On mnie wydaje rozkazy. A on mnie! Ja powtarzam rozkazy jego! On dowodzi mną! A mnie rozkazuje tamten!
— Kto przysłał wasz oddział?'— indagował Egin.
— Wielki Wódz Ore. On dowodzi rakietami.
— W której rakiecie znajduje się Wielki Wódz Ore?
— To tajemnica.
— Spalimy wszystkie rakiety, a przy okazji Wielkiego Wodza Ore razem z tajemnicą, jeśli natychmiast nie odpowiecie na moje pytanie.
Groźba poskutkowała.
— Wielki Wódz siedzi w wielkim fotelu w największej rakiecie — informował szamerowany srebrem pirat.
— Pokaż! — huknął Egin, nie żałując gardła.
Pokaż dokładnie, która to rakieta. Podejdź do ściany! Za chwilę zobaczysz obraz, a na nim kilkanaście rakiet uwięzionych w wielkich, przeźroczystych bańkach. No, pospiesz się!
Po upływie kilkunastu mintit maszyny, otworzywszy rakietę, wskazaną przez istotę w brązowym skafandrze, przeniosły Wielkiego Wodza do gwiazdolotu Heskera.
Wielki Wódz Ore był nieco oszołomiony. Mrużył oczy, składał i rozkładał dłonie, ciężko wzdychał i za wszelką cenę starał się zachować godność, chociaż uśmiechy kosmonautów deprymowały go. Po raz pierwszy w życiu znalazł się w takim towarzystwie. Protokół dyplomatyczny nie przewidywał podobnych sytuacji. Wzięto go do niewoli bez walki. Świadomość własnej bezsilności irytowała, niepokoił dobry humor chwilowych zwycięzców. Wódz nie tracił nadziei, ciągle jeszcze wierzył w swoją gwiazdę, licząc w skrytości ducha na wdzięczność Pana, któremu składał ofiary, nie oglądając się na koszta. Powiedział o tym Dowódcy, który zapytał grzecznie o przyczynę zamyślenia.
— Wiernie służę mojemu Panu — mówił Wielki Wódz Ore, mrugając prawie białymi powiekami. — On sprawi, że odzyskam wolność, i wtedy…
Wódz nie dokończył zdania, uczynił to Egin:
— Wtedy poniesiemy zasłużoną karę.
— Zgodnie z prawem Państwa Niebieskiego Środka — zapewnił Ore — ale weźmiemy pod uwagę okoliczności łagodzące.
— Doceniamy twoje dobre chęci — rzekł Paweł Do. — Powiedz, co może złagodzić przewidywaną karę?
— Przybywacie z odległej prowincji, gdzie jak powszechnie wiadomo, żyją dość prymitywne istoty. Okażemy wam wielkoduszność, bo sami nie wiecie, co czynicie. Ulegając bezrozumnym instynktom, opuszczacie swoje gniazda, by błądzić po bezkresach Kosmosu aż do nieuniknionej zagłady.
— Chętnie skorzystamy z twoich rad i pouczeń
— oświadczył z powagą Laurin.
— Jakże mogą wam radzić? — zdumiał się Ore.
— Nigdy nie zrozumiecie prawdziwego sensu moich słów.
— A może warto jednak spróbować? — zachęcał coraz bardziej rozbawiony Kosmolog. — Łakniemy mądrości.
— I nikt nigdy nie zdoła zaspokoić tego łaknienia — rzekł Wielki Wódz. — Spójrzcie na siebie. Jesteście karykaturami Istot Prawdziwie Rozumnych: długie nogi, ramiona, ręce podobne do macek morskich stworzeń, nadmiernie rozwinięte barki, IIpłaskie brzuchy i spłaszczone głowy. Im dalej od ii centrum Kosmosu — tłumaczył Ore — tym to gorzej wygląda. Tym gorsze proporcje, tym bardziej pokraczne istoty. Tak to już bywa, że z dala od środka Wszechświata łatwo o wynaturzenia. Patrząc na wasze ciała, zastanawiam się, gdzie miejsce na duszę rozumną, by mogła swobodnie się rozwijać.
— Nie trudno odgadnąć, że twój intelekt zagnieździł się w brzuchu, godnym podziwu i pozazdroszczenia.
— Tak, bo to najdogodniejsze miejsce dla najszlachetniejszej substancji istoty myślącej.
— Jesteśmy bardzo prymitywni — zgodził się Paweł Do. — Dlatego zechciej wyjaśnić prostymi słowy, jak to się stało, że ty jesteś naszym więźniem a nie odwrotnie, że zdołaliśmy unieruchomić dwa tuziny twoich pojazdów? — Przejściowy sukces — odparł Ore. — Jego źródłem jest nieprzychylna dla nas konfiguracja gwiazd. Po pewnym czasie sytuacja ulegnie zmianie.
— Nastąpi to szybciej, niż przypuszczasz — powiedział Egin takim tonem, że Wielki Wódz zaniepokoił się.
— Nie podejmujcie pochopnych decyzji — przestrzegał — których skutków nie sposób przewidzieć. Będziecie żałować…
— Niczego nie będziemy żałować — przerwał zniecierpliwiony Dowódca i zwracając się do kosmonautów, obecnych przy rozmowie z Wielkim Wodzem Ore, zaproponował: — Niech każdy powie, co powinniśmy uczynić z tym fenomenem, a potem zastanowimy się, czy warto poznać z bliska Jedyne Państwo Niebieskiego Środka.
— Kosmiczny pyszałek — przemówił Hesker. — Maszyny tłumaczące wyłączono, by nie urazić godności Wodza. Zapakujemy to całe bractwo do rakiet i szczęśliwej drogi.
— Obawiam się, że nie docenią aktu przebaczenia — zabrał głos Tytus. — Należy ich rozbroić, a potem dopiero wypuścić z klatek. Nigdy nie odczuwałem tak żywiołowej niechęci do żywej istoty — przyznał z zażenowaniem. — Nie umiem opanować nieufności.
— Rozbroić, broń zniszczyć — rzekł strateg Soke — warto także pomyśleć o zakładnikach.
— Zatrzymamy Wodza — powiedział Laurin. Ostatni odzyska wolność, gdy jego wilki wrócą do swych nor.
— Zabierzemy tego mądralę ze sobą — odezwał się filozof Akon. — Toż to przecież skarbnica wiedzy o mieszkańcach „centrum” Kosmosu. Jak oni doszli do tego odkrycia? Skąd to przekonanie o własnej mądrości? Skąd ta wiedza o prymitywnych prowincjach? Odstąpię mu własne łoże — mówił Akon, zafascynowany perspektywą nowych studiów — będę go karmił, pielęgnował…
— A on przy najbliższej okazji odpowiednio się odwdzięczy. Nie — zaprotestował Egin — dla dobra nauki można wiele uczynić, lecz nikt nie zabiera na wyprawę naukową obrzydliwej bestii.
— Indor to nie bestia — żartował Laurin. — Spójrzcie, jak mu zrzedła mina. Nie rozumie, lecz domyśla się, że to mowa o nim, że ważą się jego losy. Niech wraca do Państwa Niebieskiego Środka.
— Ale przedtem zadam mu kilka pytań — prosił Akon. — Chciałbym nieco lepiej poznać ów pępek Wszechświata.
Państwo Niebieskiego Środka
Upływ krwi nadwątlił moje siły, lecz bezczynność nie sprzyja szybkiemu powrotowi do zdrowia. Dlatego na pytanie Dowódcy, czy zechciałbym się zająć utrwaleniem informacji wodza Ore o Jedynym Państwie Niebieskiego Środka, odparłem, nie kryjąc radości, że od wielu godzin czekam na takie właśnie polecenie, na co Paweł odrzekł z właściwą sobie delikatnością, iż nie ma mowy o poleceniu.
— Tylko od ciebie zależy — mówił — od twojego samopoczucia, czy zechcesz uczestniczyć w męczącej i irytującej rozmowie. Poprowadzi ją Akon, a w tym czasie Egin przy pomocy maszyn rozbroi te pocieszne istotki i wyekspediuje na rodzimą planetę. Jeżeli jednak czujesz się osłabiony, poproszę innych o pomoc.
Podziękowałem za wzruszającą troskliwość, oświadczając raz jeszcze, że natychmiast przystępuję do przygotowania aparatury, która wiernie utrwali rozmowę filozofa Akona z tym zarozumialcem i gburem Ore.
A oto rezultat moich poczynań:
— Nazywają ciebie, Ore, wielkim wodzem — rozpoczął rozmowę filozof Akon. — Czy to oznacza, że ty wszystkim wydajesz rozkazy, czy tobie nikt nie rozkazuje?
— Rozkazuje, rozkazuje — Ore zagulgotał, tak bardzo rozbawiło go to pytanie. — Mnie wydaje rozkazy Wielki Ster, który nosi piękny, biały strój w zielone pasy i sprawuje władzę nad Klanem Wielkich Wodzów. Wielkim Sterem steruje Wielki Sternik, ten słucha rozkazów Wielkiego Terbera, Terber podlega Wielkiemu Rządcy Terytorium Planety, który wykonuje polecenia Wielkiego Rządcy Obszarów Niebieskich. Ten z kolei zależy od Wielkiego Rządcy Niebieskiego Środka i podległych prowincji kosmicznych.