— Gdy zbliżamy się do tej reprodukcji, ucieka przed nami, a więc nie jest to odbicie. Zjawisko występuje jedynie w pobliżu statku kosmicznego Numer 2000. Zdaniem uczonych mamy do czynienia z informacją, przekazaną przez Rozumniejszych metodą poglądową. Pragną mianowicie dać nam do zrozumienia, iż potrafią precyzyjnie reprodukować kształty, a może i treści skonstruowane, stworzone na Ziemi. Egzobiolodzy rozważyli także prawdopodobieństwo odtwarzania postaci ludzkich według wybranych wzorów i przelewania, przemieszczania w reprodukowane formy świadomości ludzi. Zacytuję teraz fragment wypowiedzi Tytusa: „Rozum broni się przed zbyt śmiałymi teoriami, które trudno sprawdzić wielostronnym doświadczeniem, ale jednocześnie ten sam rozum snuje rozważania filozoficzne daleko wybiegające poza granice empiryzmu. Co więcej, ciasny empiryzm, lekceważący myślenie teoretyczne, był niegdyś poddany ostrej krytyce.”
Filozof Akon przypomniał doktrynę swoich kolegów z okresu początków Ery Historycznej Ziemi:
„Istnienie rzeczy wynika z koniecznego bytu, ale nie w tym znaczeniu, iżby odnośnie do tych rzeczy byt ów miał mieć jakiś zamiar, podobny do zamiarów, jakie my, ludzie, żywimy; byt ten bowiem odnośnie do rzeczy nie powziął żadnego zamiaru. Jeśli rzeczy wynikają z niego, aby pójść drogą natury, to jednak nie tak dalece, iżby miał on jakąkolwiek znajomość wytwarzania i substancji tych rzeczy czy doznawał z tego powodu jakichkolwiek przyjemności, Jeśli rzeczy z niego emanują, dzieje się tak po prostu dlatego, że ma on rozeznanie swej własnej substancji, tak więc w łonie swej własnej substancji kształtuje on źródło, z którego wypływa szereg dóbr. ów szereg dóbr przeto istnieje, i to w sposób konieczny.”
Akon cytował dawnych filozofów, ja cytowałem Tytusa, który przypomniał o stale rozszerzającym się świecie doznań, o śmiałości rozumu ludzkiego czerpiącego pożywienie dla swego wzrostu z ciągle jeszcze bogatych źródeł wyobraźni.
— Wnioski końcowe — mówił Paweł Do — dotyczą zabezpieczenia kosmonautów przed negatywnymi skutkami kontaktu z Rozumniejszymi. Na niewiele się zdadzą, skoro Rozumniejsi czytają bezustannie w naszych myślach. Ale analiza rozmowy z Eferem i przebiegu dotychczasowych wydarzeń wskazuje, że i oni podlegają określonym prawom i ograniczeniom. Nie są wszechmocni, chociaż z dużą swobodą działają w czasie i w przestrzeni. Nie zależy im na zniszczeniu eskadry. Mogliby to uczynić, nie bawiąc się w żadne dialogi. O dobrej woli Rozumniejszych od Nas świadczy również ograniczony zasięg oddziaływania na świadomość kosmonautów. Uszanowano stanowisko i obowiązki Dowódcy, rezygnując z bezceremonialnej ingerencji. Wybrano pięciu kosmonautów, jako reprezentantów społeczności ludzkiej egzystującej w Kosmosie. Akceptujemy ten wybór.
Przygasły ekrany w gwiazdolotach. Przystąpiliśmy do zapoznania się z instrukcją, precyzującą szczegóły współpracy z pośrednikiem Eferem. — Jak twoje palce? — zapytał Tytus. Obejrzałem dłonie, stwierdzając z zadowoleniem, że opuchlizna zniknęła.
— Niknie w gwiazdolocie, bo tu jesteś w swojej oryginalnej skórze, a tam grubiejesz, bo niedokładnie wykonano reprodukcję Narbukila. Podczas następnej wizyty warto dobrze przyjrzeć się swoim wcieleniem, by dostrzec różnice między oryginałem a kopią.
— Człowiek głupio się czuje w cudzej skórze — powiedział Laurin — gdy nie jestem sobą, idę do Julisa i mówię: „Czuję się nieswojo, spraw, żebym wrócił do siebie”. A kimże właściwie jestem? Kiedy ogarniają mnie wątpliwości, czy istnieję naprawdę, czy jestem wyobrażeniem nie wiadomo kogo, oglądam swoje odbicie w lustrze, zaglądam sobie w oczy i uszczypnąwszy się w policzek, wołam: „Jesteś, jednak jesteś. Poznaję, to Laurin, autor osiemnastego modelu Wszechświata!” Popatrzcie!
Kosmolog rozpiął kołnierz skafandra i pokazał niewielką bliznę nad lewym obojczykiem.
— W tym miejscu chirurg zaszył aparacik regulujący ciśnienie. Przed laty zauważono u mnie skłonność do nadciśnienia. Po tym poznacie oryginalnego Laurina.
Tereza wtajemniczyła nas w nieprawidłowości swojego uzębienia, filozof Akon zademonstrował nieco zniekształcony palec u nogi, na którą spadła ciężka skrzynia z owocami. Jedynie Tytus nie miał szczególnych znaków.
— Wiadomo, bez skazy — żartował Laurin. — Główny Bohater jest bezbłędny.
— No to zrobimy znak — powiedział Akon. — Czy poprosić chirurga? Pytanie pozostało bez odpowiedzi.' Siedzieliśmy w niewielkim pomieszczeniu, przylegającym do kabiny Nawigatora. Była to podręczna biblioteka, zawierająca tysiące mikrofilmów, chętnie z niej korzystano. W pewnej chwili ściany rozstąpiły się i zobaczyłem znajomy krajobraz, potem drogę i zady końskie. Moje umiejętności jeździeckie pozostawiały wiele do życzenia. Zawsze wlokłem się za przyjaciółmi. Kopyta koni wznosiły obłoki kurzu, podwójnie więc byłem udręczony jazdą konną i siennym katarem. Kurz łzawił oczy, a pot koński wyzwalał uczulenie. Kilkakrotne kuracje nie dawały rezultatu. Oczywiście, mój oporny i nadwrażliwy organizm usprawiedliwiał bezsilność lekarzy. Na temat mojego uczulenia wygłaszano odczyty. Zdołano zwalczyć groźne choroby trapiące ludzkość, jedynie ze mną nie mogli sobie poradzić najwybitniejsi specjaliści. Na szczęście przeskok przez czas przeszły trwał niespełna minutę.
Zniknęły drzewa po obu stronach szosy, ukazały się natomiast zielone łąki i pole, a w dali białe mury miasta, stolicy kraju rządzonego przez Efera.
Przywitał nas z wylewną serdecznością.
— Jakże się cieszę — mówił, podając dłoń Terezie — jakże się cieszę, że jednak zaufaliście pośrednikowi!
— Przepowiedziałeś nasz powrót — przypomniał Tytus.
— Tak, lecz przepowiednie nie zawsze się spełniają. Przygotowałem wygodne i estetyczne szaty. Zechciejcie się przebrać.
— Zanosi się na dłuższy pobyt? — próbował odgadnąć Laurin. — Zamierzasz urządzić bal czy coś w tym rodzaju, by uczcić zagraniczne poselstwo? — Coś w tym rodzaju — odparł Efer. — Wkrótce, spełniając zalecenia Rozumniejszych, pokażą wam to i owo i będzie to początek dialogu przedstawicieli Cywilizacji Ziemskiej z reprezentantami najwyższego szczebla kosmicznej drabiny Galaktyki.
— Jedno pytanie — rzekł Tytus.
— Nikt nie ograniczał ilości pytań — oświadczył grzeczny do przesady Efer. — Słucham z uwagą.
— Doszliśmy do przekonania, że jesteśmy Im potrzebni.
— Słuszne przekonanie, we Wszechświecie nie istnieją ani rzeczy, ani istoty nikomu niepotrzebne.
Mozoliłem się z wzorzystym kaftanem, z bufiastymi rękawami, gdy do komnaty wszedł nieznajomy i oznajmił, iż będzie mi służył pomocą we wszelkich sprawach, a więc także ułatwi zmianę ubioru.
— Nazywam się Ki — powiedział półgłosem, pochylając głowę. — Zakładasz kaftan na lewą stronę, stąd pewne kłopoty. Pozwól, że ci usłużę.
Zręczny Ki dokonał cudu. Oto stałem przed wielkim zwierciadłem, ubrany od stóp do głów w aksamity, atłasy, w zamsze i koronki. Zestawienie kolorów oryginalne, fiolet, błękit i zieleń.
— Odpowiednie do wieku — stwierdził Ki, a zauważywszy mój grymas, szybko się poprawił: — dla średniego wieku, co mówię, dla dojrzałego wieku. Proszę wybaczyć, niewiele wiem o ludziach.
— Rzeczywiście, niewiele wiesz o ludziach. Przekroczyłem dawno dojrzały wiek, ale daleko jeszcze do starości.
— O, daleko, daleko. — Nieźle władasz ludzkim językiem.
— Efer nauczył.
— Dobry nauczyciel.
— Nie ma lepszego — zapewnił Ki.
— A gdybyś się nie nauczył?
— Czekają na nas.
Ki otworzył drzwi, zobaczyłem sąsiednią komnatę i sylwetki moich przyjaciół: Tytusa w śnieżnobiałym stroju, Laurina w długiej, błękitnej szacie, Akona w czarnej sukni i Terezę w różowej krynolinie. Maskarada, pomyślałem, a Efer pośpieszył natychmiast z odpowiedzią: